Wpis z mikrobloga

Taka ciekawa zajawka z książki, która niedługo będzie mieć polską premierę:

Przed postawieniem przy Piątej Alei Trump Tower – swojego flagowego budynku – Donald Trump musiał zburzyć dom towarowy Bonwit Teller, obsługujący modne damy od 1922 roku.(...)

Zamiast zatrudnić doświadczonego wykonawcę, wybrał firmę Kaszycki & Sons Contractors, zajmujące się myciem okien przedsiębiorstwo należące do emigranta z Polski. Ponad dwustu mężczyzn zaczęło rozbierać budynek w środku zimy 1980 roku. Pracowali bez kasków. Nie mieli masek, chociaż wokół unosiły się włókna azbestu, o którym wiadomo, że wywołuje nieuleczalne nowotwory. Nie mieli gogli do ochrony oczu przed okruchami betonu i stali, które potrafiły przeszyć powietrze jak kule. Nie dysponowali też elektronarzędziami; zburzyli dwunastopiętrowy budynek młotami kowalskimi.

Trump miał oko na te prace, nie tylko kiedy wizytował plac rozbiórki (i dawał się uwieczniać na fotografiach, uśmiechnięty spod kasku), ale też z wynajętego biura zaraz po drugiej stronie Piątej Alei, co zapewniało mu nieograniczony widok.

Robotnicy pracujący przy rozbiórce nie byli obywatelami amerykańskimi, ale „niedługo wcześniej przybyli z Polski”, jak ustalił potem sąd federalny. Sąd dowiedział się również, że ludzie ci „nie mieli dokumentów i pracowali «z pominięciem księgowości». Nie prowadzono listy płac, nie potrącano składek na ubezpieczenie społeczne ani żadnych innych podatków i łamano prawa płacowe. Powiedziano robotnikom, że otrzymają cztery, a w pewnych przypadkach pięć dolarów za godzinę przy dwunastogodzinnych zmianach siedem dni w tygodniu. W rzeczywistości płacono im nieregularnie i nie w pełni”.

Wielu członków załogi rozbiórkowej, którą nazwano Polską Brygadą, mieszkało w miejscu pracy. Mimo przeszywającego chłodu spali na gołych betonowych podłogach. Załoga liczyła od trzydziestu do czterdziestu ludzi w dzień, ale rozrastała się do nawet dwustu osób nocami, gdy w szykownej biznesowej dzielnicy nie było nikogo, kto przypatrywałby się pracom.

Mając dość czeków bez pokrycia, niektórzy z robotników osaczyli Thomasa Macariego, osobistego przedstawiciela Trumpa. Podprowadzili go do krawędzi jednego z wyższych pięter i spytali, czy miałby ochotę powisieć głową w dół. Robotnicy, najprawdopodobniej głodni, zażądali wypłaty. W przeciwnym razie praca miała ustać.

Gdy Macari zrelacjonował szefowi incydent, Trump w panice zadzwonił do Daniela Sullivana – „organizatora” związków zawodowych, informatora FBI, podejrzanego w sprawie o zaginięcie Jimmy’ego Hoffy. Był też osobistym negocjatorem Trumpa przy kontrakcie na hotel Grand Hyatt ze związkiem pracowników hotelowych.

„Donald powiedział mi o pewnych trudnościach – zeznał później Sullivan – i przyznał mi się, prosząc o radę, że pracowała u niego pewna liczba nielegalnych robotników z Polski. Zareagowałem słowami «chyba ci odbiło». Powiedziałem mu, żeby jak najszybciej ich zwolnił, jeśli ma trochę oleju w głowie”.

Jak później powiedział mi Sullivan, a także reporter Wayne Barrett i inni, zatrudnienie polskich robotników, którzy przebywali w kraju nielegalnie, i zlecenie im pracy bez standardowego sprzętu BHP nie było tylko niemądre – było lekkomyślne. W kontaktach z Trumpem Sullivana wielokrotnie zaskakiwał brak przezorności biznesmena. Wyznał, że gdy tylko Trump dostrzegł okazję zebrania większej sumy albo obcięcia kosztów niepłaceniem ludziom należnego wynagrodzenia, zawsze to robił. „Zdrowy rozsądek nigdy nie grał pierwszych skrzypiec”, gdy Trump myślał o pieniądzach– powiedział mi kilkukrotnie Sullivan.

Według niego jedynie chciwość i całkowity brak poważania dla ludzkiego życia pozwoliły Trumpowi posłać Polską Brygadę do pracy bez kasków i masek zapobiegających dostaniu się azbestu do płuc. „Robotnicy gołymi rękami demontowali przewody elektryczne” – zeznał Sullivan".


David Cay Johnston "Donald Trump. Jak on to zrobił?" (przeł. A. Paszkowska)

Można o tym przeczytać także tutaj albo tutaj. W ostatnim artykule znajdziemy między innymi taki smaczek (a także wiele innych, więc polecam):

Trump zeznawał natomiast pod przysięgą, że "prawie na pewno nie rozmawiał z robotnikami", bo nie pojawiał się osobiście na miejscu rozbiórki. "Staram się nie wchodzić do budynków, które podlegają wyburzaniu. Trzeba być bardzo odważnym, by to robić, a ja chyba nie jestem odważny" – tłumaczył.

34-latek przyznał jednak pod przysięgą, że znana jest mu osoba "Johna Barona". Polscy robotnicy mówili wielokrotnie sędziemu, że dostawali telefony od tak przedstawiającego się mężczyzny. Zastraszał on ich wiosną 1980 r., informując, że "w razie sprawiania dalszych kłopotów" pozwie robotników na sumę 100 mln dol. za opóźnienia w pracach albo że doprowadzi do ich wydalenia z kraju. "John Baron był tylko książkowym nazwiskiem. Wielu ludzi używa pseudonimów. Ernest Hemingway też go używał" – odpowiadał na te pytania sądu Trump bez wyraźnego zakłopotania, przyznając, że to pseudonim, jaki sam sobie wymyślił.


#ciekawostki #trump #usa #neuropa i może #polityka na wszelki wypadek
Pobierz tojuzprzesada - Taka ciekawa zajawka z książki, która niedługo będzie mieć polską pre...
źródło: comment_b0ocOWlmKZjGRoW3jPms2exJQZNgnmxC.jpg
  • 2