Wpis z mikrobloga

Uwaga, lajfhak.

Żona przywlokła do domu rotawirusa. Obudziło ją o 3 w nocy nieodparte pragnienie odpalenia trybu "Sarejewo 1992" na muszli sedesu. Salwy szły z obydwu dział. Wszyscy dookoła w panice - "losie słodki, kowzan, zaraz Ciebie dopadnie"; "szykuj miski i zapas srajtaśmy". Powyższe i im podbne teksty atakowały mnie z każdej strony, poza zawietrzną od strony toalety, skąd natomiast byłem zasypywany odgłosami i aromatami towarzyszącymi każdemu zakażeniu rotawirusem.

Jakiś czas temu przekonałem się o dobrodziejstwach medycyny babcinej. Takich, wiecie, w stylu rozgryźć goździka i obłożyć nim bolący ząb (działa nawet wtedy, kiedy Ketonal nie pomaga). Do tego dołożyłem znaną frazę "lepiej zapobiegać, niż leczyć". Zsumowałem i wyszło mi na to...

Że w sumie to alkohol dezynfekuje, więc jak łyknę sobie łychy i doprawię browarem, to nie ma bata, żeby mnie dopadło. Jestem typem człowieka, który natychmiastowo przekształca pomysł w działanie.

Żona już dochodzi do siebie. Mnie nawet nie próbowało ugryźć. Ani przez sekundę nie czułem potrzeby zrzutu awaryjnego z dowolnego z ujść przewodu pokarmowego.

Uwaga!
O ile mój plan sprawdza się w wypadku osób dorosłych lub "wcześnie wchodzących w dorosłość", o tyle w wypadku małych dzieci jego stosowanie może być moralnie i zdrowotnie wątpliwe.

#rotawirus #choroby #takbylo #niewiemjaktootagowac #heheszki
  • 3
  • Odpowiedz