Wpis z mikrobloga

#braciawniewierze!

Wyobraźmy sobie, że przychodzi do was kolega twierdzący, że w jego garażu przebywa gadający różowy opos w niebieskie kwiatki, czytający "Zbrodnię i Karę". Nawet sam strony przewraca! I Opos ponoć powiedział, że wszyscy mamy pomalować dom na różowo w niebieskie kwiatki (kolega już kupił farby i pędzle, zaraz zacznie). Oczywiście pukacie się w głowę, ale kolega mówi "Dlaczego nie wierzysz? Dlaczego nie malujesz domu jak ja? PRZECIEŻ NIE WIESZ CZY W MOIM GARAŻU JEST OPOS, CZY NIE!". I owszem, jakiś opos może być (chociaż w Polsce ich, jak wiadomo, nie ma), albo nie być. Nie wiem, nie byłem, nie widziałem. Może uciekł z zoo? Ale gadającego różowego oposa w niebieskie kwiatki czytającego "Zbrodnię i Karę" nie kupuję i koniec.

Skupimy się dziś na bardzo często popełnianym przez osoby wierzące błędzie logicznym, często stosowanym w ich argumentacji i zdającym się mieć pozory sensu.

Ów jakże błędnie stosowany argument to "PRZECIEŻ NIE MA SPOSOBU ABY UDOWODNIĆ, ŻE BÓG NIE ISTNIEJE!".

Otóż, moi drodzy, w tym miejscu powinien być wykład o tym, że ciężar ciężaru w tego typu dyskusjach zawsze spoczywa na postulującym istnienie czegoś, na dodatek jeszcze okraszony równie zabawnym, co pięknym w swojej prostocie przykładem z czajniczkiem Russela.

Ale, nie będę tego robił. Zamiast zagłębiać się w sprawę, prześlizgnę się po jej powierzchni i pokażę, że katolik (czy wyznawca jakiejkolwiek innej teistycznej religii) takim argumentem w zasadzie udowadnia (o ile w ogóle udowadnia) coś innego, niż zamierza.

Bo znaczy twierdzenie że Bóg istnieje? Oznacza tyle, że istnieje gdzieś tam w naszej rzeczywistości (a może i poza naszą rzeczywistością, w innym wymiarze, innym wszechświecie, wszechświecie wyższego rzędu, a może i w ogóle poza jakimkolwiek systemem fizycznym - po prostu ISTNIEJE bez możliwości wskazania gdzie i w jaki sposób) istota spełniająca pewne wymogi konieczne do tego, aby nazwać ją Bogiem. Jest zatem wszechmocna, wszechwiedząca itp. Z racji swojej natury niedostępna jest naszemu poznaniu, ani przez zmysły, ani jakiekolwiek ich przedłużenie (analiza widma elektromagnetycznego, mikroskopy elektronowe, skomplikowane obliczenia na superszybkich komputerach itp.). I OK - nie jestem w stanie zaprzeczyć, że takie coś może istnieć, jakkolwiek wydaje mi się to mało prawdopodobne, to jednak na dźwięk słów "PRZECIEŻ NIE MA SPOSOBU ABY UDOWODNIĆ, ŻE BÓG NIE ISTNIEJE!" faktycznie niestety muszę zamknąć mordę i powiedzieć: OK, mocno wątpliwe i w mojej opinii skrajnie nieprawdopodobne, ale nie mogę powiedzieć ostatecznego "nie".

Przy czym, drodzy wierzący, taka konkluzja do niczego nie prowadzi. Mylenie ewentualnego istnienia Boga z wiarą w dogmaty katolickie to potężne nieporozumienie Logika "mam jakiś wydumany dowód na istnienie siły wyższej, więc uważam, że ludzie powinni chodzić ma mszę" to dla mnie logika bekowa. Jest to sprowadzenie problemu z pogranicza nauki i filozofii do absurdu.

Ewentualne istnienie siły wyższej nijak ma się do katolicyzmu, który jest jednym z tysięcy (!) sposobów czczenia owego Boga - podczas gdy nawet nie wiemy czy ów Bóg (załóżmy na chwilę, że istnieje) interesuje się nami czy nie i czy akurat taka forma jego czczenia jest dla niego zadowalająca.

Mnie jako ateistę z lekkim zacięciem agnostycznym śmieszy nie tyle to, że ktoś wierzy w istnienie Boga gdzieś tam w innej czasoprzestrzeni (czy gdzieś tam), co raczej wszystko to, co wokół potencjalnego Boga wymyślono - Jezusy, krzyżyki, aniołki, Maryjki, msze, spowiedzi, różańce, procesje itp.

Właśnie to jest dla mnie żałosne i śmieszne. I żadne "nie śmiej się, bo nie wiesz, czy Bóg istnieje" tego nie zmieni. Nawet jeżeli istnieje, to ma z tego taką samą bekę, jak i ja.

#religia #bekazkatoli #ateizm
  • 9
@haes82: no to jest moja krucjata na tym portalu. NOTORYCZNIE katolicy używają argumentów teistycznych (czyli takich które mogą logicznie uargumentować istnienie jakiegoś dowolnego boga nieweryfikowalnego, jak nieingerujący nieosobowy byt itp.) do dopuszczenia istnienia Boga katolickiego. Gdzie #!$%@? są setki poszlak i dowodów przeciwnych różnym założeniom które oni na tego Boga czynią (jak działanie modlitwy, inna ingerencja, brak cudów, niemożliwość istnienia nieskonczonej sprawiedliwości i miłosierdzia itp.)

Ulubione #!$%@?, nie udowodnisz, ze czegoś
@haes82: i oczywiście kolejne rzeczy które są bądź nie, właściwością ich boga są wywiedzione z tych samych teistycznych podstaw. OK. Ale #!$%@? po drodze tak bardzo zgubiono jakiekolwiek rozumowanie, że rozpakowanie założeń i obalenie ich zawsze kończy się powrotem do argumentów teistycznych (typu Kalam i cała litania, argument moralny itp. itd) ale #!$%@? Boga nadaremno nie wzywaj xD
ciężar ciężaru w tego typu dyskusjach zawsze spoczywa na postulującym istnienie czegoś


@haes82:

Jeśli ktoś stwierdzi "inne wszechświaty nie istnieją", to również od niego będę oczekiwał ciężaru dowodu. Ciężar dowodu spoczywa na tym, kto przedstawia jakąś tezę. Niezależnie czy "za", czy "przeciw".

Ciężar dowodu to jedno z naszych narzędzi w poznawaniu świata, które bardzo usprawnia przetwarzanie informacji, ale samo w sobie nie wynika z praw logiki ani czegoś takiego. To kwestia
@haes82: Tyle że nie znam przypadku, aby ktoś, kto dowodziłby istnienia "Boga filozofów", jego konkluzję traktowałby jako twierdzenie równoważne twierdzeniu o prawdziwości dogmatów konkretnej religii. Spotykam się na ogół z wnioskiem, że w takim razie ateizm jest stanowiskiem nieracjonalnym.