Wpis z mikrobloga

Z pamiętnika zawodowego korepetytora.

Trivia:
Standardem w SP są testy poziomujące na rozpoczęcie roku szkolnego.
Coś absolutnie normalnego, by dzieciak zobaczył co zdążył zapomnieć, przypomniał sobie co mu nie szło, by miał punkt zaczepienia do powtórki na początek roku.
Oczywiście testy te obrośnięte są pewną patologią.
1. Część nauczycieli uznaje je za pełnoprawne sprawdziany (oceny w dzienniku, zapowiedź przesłana rodzicom)
2. Rodzice oczekują od dzieci by przygotowywały się do tego testu. (i ogólnie nie mają pojęcia na czym polega nauczanie)

Historia:
Pewna zatroskana mama dzwoni do mnie by umówić się na zajęcia "przygotowujące do testu poziomującego", co już samo w sobie jest absurdalne. Ale dobrze. Umawiamy się na zajęcia powtórzeniowe z materiału z zeszłego roku. Na wstępie ostrzegam, że to zajęcia powtórzeniowe, a nie "przygotowanie do testu". I spokojnie tłumaczę matce po co w ogóle ten test jest przeprowadzany w szkołach. Spotykamy się na zajęciach.
Uczeń z zaległościami, żyjący głównie obecnością konsoli do gier w swoim mieszkaniu jest zdecydowanie niezadowolony z faktu, że zajęcia muszą się odbyć.
Prowadzi włoski strajk. Udaje, że nie pamięta podstaw by zyskać na czasie. Odmawia przeanalizowania omówionego chwilę wcześniej przykładu, który miał być wzorem do serii ćwiczeń. Ogólnie widać, że jest nauczony, że jeśli dostatecznie długo będzie narzekać, że "on nic nie umie" to rozwiązania zadań w magiczny sposób pojawią się w zeszycie.
Stosując całą gamę metod motywacyjnych i technik nlp dochodzimy do sytuacji w której dzieciak jako tako pracuje na zajęciach. Oczywiście część czasu na zajęciach poświęcamy na rozmowy z serii "dlaczego warto się uczyć?" "co ciekawego można zrobić z nabytą wiedzą?".
Po zajęciach rozmawiam z matką, wskazuję problemy, mówię, że sporą część zajęć poświęcałem na zmotywowanie i zaciekawienie ucznia. Na co otrzymuję odpowiedź "To strata czasu. Boże, tyle materiału do powtórzenia zostało..."

#szkola #logikarozowychpaskow #pracbaza #tutordiary
  • 7
@thorstein92: dlatego jestem przeciwnikiem tego, żeby stosować system ocen, a zamiast tego wprowadzić zbiorczą tabelę z umiejętnościami, które dzieciak posiada, a które nie.

Jakby każdy wini system edukacji, ale nikt nie patrzy na to, że jest skupiony na celu (oceny, matura), a nie faktycznej nauce. Ogarnąłem to na pierwszym roku studiów, a w LO wypiąłem się na kilka przedmiotów, bo poziom szkoły i jej renomą zależy od tego jak ktoś zdał
@fajny_kapelusz: najgorsze jest to, że wśród rodziców myślenie "przekonywanie dziecka do nauki to strata czasu" jest powszednie. Dzieciak będzie odrabiał pańszczyznę do momentu gdy będzie miał bat nad głową. A czy coś z tego wyniesie? To już nie problem...
no dobra, ale co da ta tabela z umiejetnosciami? to nie zmieni podejscia matek jak w przykladzie, ogolnie szkola sama z siebie niczego nikogo nie nauczy i sluzy przede wszystkim socjalizacji i nauce zycia w spoleczenstwie moim zdaniem


@nie-zamkniecie-nam-mordy: zgadzam się ale trochę dopiszę swojej teorii:
- szkoła podstawowa uczy socjalizacji, funkcjonowania w grupie rówieśniczej, rywalizacji oraz współpracy z innymi
- szkoła średnia uczy jak się uczyć, jak rozpoznawać swoje mocne
@hitherto: Pełna zgoda z tym, że umiejętności są bardzo przydatne (inną sprawa, że są nauczane w sposób nieświadomy, w szkole dobrym pomysłem byłyby zajęcia z psychologii - uwzględniające etyke, sposoby nauki, radzenie sobie że stresem, informowanie, że choroby i zaburzenia psychiczne to coś niestety coraz częściej występujące i "normalnego", uczace asertywności itd) Nie zgodzę się, że wiedza zdobyta w szkole czy na studiach jest zbędna z tego powodu, że patrzę na