Wpis z mikrobloga

Za&ebane z fb

Piszę w emocjach więc proszę wybaczyć ewentualne błędy.

Oto moja dzisiejsza przygoda pt. Krzysiek VS Szpiegowska Musztardowa Babcia.

Rzecz dzieje się w Galerii Kazimierz a dokładniej w Carrefourze. Prócz kilku typowych pierdół które już mam w koszyku, poszukuję rzeczy niecodziennej (a co za tym idzie, o nieznanej mi lokalizacji pomimo znajomości topografii marketu). Octu balsamicznego potrzebuję. Tak więc szukam. Błądzę. Szukam i błądzę a moje poszukiwania zawiodły mnie w alejkę gdzie okazale prezentują się rozmaite ketchupy, majonezy i musztardy. Te ostatnie okażą się kluczowe w tej opowieści.

Rozglądam się dość długo bo nawet nie wiem jak wygląda ocet balsamiczny ani jak jest pakowany i wtedy słyszę JĄ, a właściwie jej skrzypiący wózek. Wózek był z tych dużych które dawały się wypożyczyć po nakarmieniu monetą w nominale 1, 2 lub 5 PLN. Szczęśliwie dla mnie i dla finału tej historii ów wózek należący do Szpiegowskiej Musztardowej Babci (dla uproszczenia SMB) posiadał jedno skrzypiące kółko. Co za tym idzie, Babcia nie mogła pozostać w trybie incognito choć za chwilę zrozumiecie drodzy Państwo dlaczego by chciała.

Stoję może nie zaraz obok Babci ale dość blisko. Mam na sobie zieloną kurtkę i ewidentnie zlewam się ze ścianą ogórków kiszonych vis-a-vis półki z musztardami bo Babcia mnie nie zauważyła. Najwidoczniej, pewna tego, że pozostaje niezauważona oraz, że trening w Shaolin na marne nie poszedł, przystępuje do degustacji.
Oczom nie wierzę ale patrzę jak Babcia kolejno odkręca słoiki z musztardą, wkłada w nie paluch, paluch następnie wkłada do buzi, oblizuje, po czym wykształca na gębie grymas jakby chciała powiedzieć „to jednak nie ta”, zakręca wieczko, odstawia słoik na półkę i łapie następny.
Robię krok do przodu akurat w momencie gdy SMB próbuje odłożyć trzeci słoik. Odgłos mojego kroku został zarejestrowany przez Babcię, która trzymając jeszcze rękę na odłożonym słoiku odwraca głowę i patrzy mi w oczy niczym jeleń, który dopiero w tej chwili dostrzegł światła nadciągającej ciężarówki.

Nie mówię nic.

Babcia też nic nie mówi. Nie mówi ale wie. Ona wie, że ja wiem. Wie, że widziałem. Ręka dalej jest na słoiku nr 3 (chyba sarepska).
Czekam pierwszy na jej reakcję. Czekam cierpliwie. Nie chcę spłoszyć. National Geografic. Brakuje tylko narracji Krystyny Czubówny.
W końcu następuje reakcja. Babcia bierze trzymany słoik z powrotem do wózka. Cały czas nasze spojrzenia pozostają nierozłączone jak w zabawie w „kto mrugnie pierwszy przegrywa”. Odkłada do wózka na resztę zakupów.
Patrzę dalej. Babcia wraca ręką do przetestowanego słoika musztardy nr 2 i też wsadza go do koszyka. Czując, że nie ma już wyjścia od razu po tym sięga po pierwszy słoik którego zawartość zaledwie chwilę wcześniej rozdziewiczyła paluchem.

Wózek zaczyna się poruszać. Kółeczko skrzypi. Nie skrzypiało bez przerwy ale interwałami tak, jakby tylko połowa łożyska była zardzewiała wydając z siebie dźwięk „kwi kwi kwi...”.
Wyłączam tryb hipnozy, odwracam wzrok z powrotem w stronę półek sklepowych kontynuując poszukiwania octu balsamicznego będąc jednocześnie zadowolonym z faktu, że moja obecność na miejscu zdarzenia uczyniła świat lepszym.
Babcia odjeżdża „kwi kwi kwi...”. Im szybciej jedzie wózkiem tym pisko-kwiki kółeczka są częstsze i szybsze „KwiKwiKwiKwiKwi...”. Jedzie wzdłuż alejki w której oboje staliśmy „kwi kwi...” i skręca w prawo po czym od razu znów w prawo aby znaleźć się po drugiej stronie półki z musztardami. Kwiczenie kółka ustało.
Jest po drugiej stronie.
Mam wrażenie, że jeśli znajdowalibyśmy się w bibliotece to wyciągnięcie książek z regału na wprost mojej twarzy spowodowałoby, że nasz wzrok znów by się spotkał (ewentualnie proszę wyobrazić sobie scenę „Here’s Johnny” z Lśnienia).
Przeanalizowawszy wszystkie półki stwierdzam, że octu balsamicznego tutaj nie ma i robię trzy kroki w lewo chcąc kontynuować poszukiwania w innym miejscu.

„Kwi...”

Przyczajony Tygrys, Ukryty Smok.

Robię jeszcze dwa kroki.

Jest odpowiedź

„kwi kwi...”

I już wiem. Wiem, że ona chce tu wrócić. Chce tu wrócić i odłożyć te musztardy. Nie potrzebuje trzech słoików. Nikt nie potrzebuje. Ona chce tej jedynej właściwej musztardy ale przecież jej nawet jeszcze nie znalazła. Ona chce kontynuować testy paluchem. Nie spocznie, aż nie odnajdzie tej upragnionej.

Wiem, że czeka aż sobie pójdę ale myślę sobie ni #!$%@? Babciu. Czekam. To walka cierpliwych. „KwiKwiKwiKwi...” poirytowana brakiem rozwoju sytuacji Babcia objeżdża regał dookoła i wystawia dziób wózka zza brzegu regału niczym lwica głowę z trawy na sawannie. Stoję dziarsko. Nie ruszam się. Trwa to dłuższą chwilę i czuję już smak nadciągającego zwycięstwa. Babcia odjeżdża „kwi… kwi… kwi...”

Coś tu nie gra. Jest spokojnie. Zbyt spokojnie. I wtedy zrozumiałem…
Ona odłoży te musztardy w innym miejscu! Potem przyjdzie nieświadomy pracownik Carrefoura, zobaczy że musztardy leżą w złym miejscu i odniesie je tutaj.

Nie mogę do tego dopuścić. Idę za babcią. Nie pomyliłem się. Babcia jedzie „kwi… kwi… kwi...”. Jedzie i się rozgląda. Szuka miejsca. Szuka wolnej półki.
Rozgląda się i znów widzi mnie. Znów nasze spojrzenia na siebie natrafiły.
W Carrefourze jest prócz nas jakaś setka ludzi. Robię to dla was myślę. Dla Ciebie wysoki gościu przy mydłach i dla Ciebie matko z dzieckiem z kolejki po szynkę. Wy nie wiecie. Tylu ludzi dookoła i nikt prócz mnie i Babci nie wie jaka właśnie toczy się tu walka (proszę sobie przypomnieć scenę z pierwszego Terminatora kiedy Arnold szuka Sary w barze Tech Noir). Patrzę i stawiam kroki w jej kierunku.

Babcia ucieka… KwiKwiKwiKwi!!! Ucieka ale uciec nie może bo ma kwiczący koszyk pełen zakupów. Ucieka więc do kasy.

Skoro powiedziałem A powiem i B. Idę za nią. Babcia wjeżdża do kasy i patrzy za siebie. Jestem tam, nie odpuszczam na krok. Babcia zaczyna wypakowywać zakupy na taśmę. Poszedł chleb, ser, soki, mięso...

...Czekam...

Jogurt, rzecz, batonik, rzecz.

...Czekam...

Rzecz, coś tam, pomidory, rzecz.

Czekam i doczekałem się. Na taśmie stają w końcu trzy słoiki musztardy których wieczka już nigdy nie będą nieklikające. Z dumą sięgam po plastikową przedziałkę z napisem „następny klient” i wypakowuję swoje typowe pierdoły.

Octu balsamicznego nie kupiłem ale zdobyłem coś o wiele bardziej wartościowego co mogę wyrazić tylko słowami James’a Gordona z filmu Batman The Dark Knight:
"Because he's the hero Gotham deserves, but not the one it needs right now. So we'll hunt him. Because he can take it. Because he's not our hero. He's a silent guardian. A watchful protector. A Dark Knight."

  • 5