Wpis z mikrobloga

Dzisiaj niestety szef znowu #!$%@?ł mnie na nocną zmianę, więc sam siedzę w pustym barze, nudząc się niemiłosiernie. Postanowiłem więc zobaczyć, czy dopił owy likierek z moją sperma. Niczym czeczeński komandos, wślizgnąłem się potajemnie do biura i ku mej uciesze znalazłem pustą butelkę owego likieru. Jako że postawa szefa co do mojej osoby nie zmieniała się, wiedząc, że lubi moje wyroby, postanowiłem mu urozmaicić życie. Wyjąłem z barku Żubrówkę i zlałem pół zawartości do innej flaszki (będzie dzisiaj impreza że ho ho). Resztę uzupełniłem moimi szczynami, dodatkowo soczyście charając na koniec. Taki to już jest mój żywot - muszę działać w podziemiu, bo inaczej nie mam szans w starciu twarzą w twarz. Ale i tak mój sposób daje mi wiele satysfakcji.
Po pracy, wracając do domu, popijałem sobie ową Żubrówkę. Nie muszę chyba mówić, że się #!$%@?łem jak świnia. Zresztą sam nie wiem czy się #!$%@?łem czy nie (to był mój pierwszy kontakt z alkoholem, zawsze mama zabraniała, więc się posłusznie stosowałem do zakazów). Ostatnią rzeczą jaką pamiętam to jakiś facet pytający się czy mam papierosy…
Obudziłem się dopiero rano… Na głowie miałem założoną czarną skórzaną maskę, byłem skuty różowymi kajdankami, a mój brzuch był pełen śladów po kiepowaniu petów. Dodatkowo miejsce, w którym leżałem, było wybrudzone mieszanina szczyn, rzygów i gówna. Z okropnym bólem głowy wstałem z miejsca i zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu. Oczami odnalazłem drzwi i szybko wybiegłem na zewnątrz. Dopiero tam zobaczyłem, że popełniłem błąd.
Ludzie patrzyli na mnie z obrzydzeniem. Jakaś staruszka zemdlała, matki zasłaniały oczy swoim dzieciom. Po chwili podbiegł do mniej jakiś facet i walnął mnie prosto w ryj. Na szczęście udało mi się uciec przed przyjazdem policji i całą resztę dnia przeczekałem w krzakach. Dopiero po zmroku odważyłem się wyjść z mojej kryjówki i udać się do domu.

#pasta #romek