Wpis z mikrobloga

Ide sobie centrum duzego miasta w ukeju 7.30 rano. Ulice pelne spieezacych sie do pracy ludzi i jednoczesnie zawalone najgorszym elementem jak to na tej imigranckiej faweli.... i patrze pod sklepem stoi jakis... No nie istnieje na to lepsze slowo - junkie.
Takie metr piecdziesiat w obcasach i 40 kilo wagi z czego kilogram to same narkotyki. Ma takie mega nadpobudliwe tiki, zaczepia ludzi, miota nim troche jak szatan, otrzepuje sie jakos dziwnie, wykreca glowe i sie wierci. Nic nadzwyczajnego, miasto cpunow. Szczurkowata szara i lekko obdrapana twarz i male szczurze oczka biegajace na wszystkie strony... nagle zamieraja.
Podchodzi do niego taki slusznej postawy policjant 2x wiekszy od delikwenta i niezle uzbrojony jak na piatek rano. Zeby rozjasnic - w tej dziczy kazdy dzien tygodnia z rana moze byc rownie dobrze sobota i high street wyglada jak dogorywalnia imprezowa. Z horroru.
Pan junkie i policjant chyba dobrze sie znaja, bo policjant nawet nie probuje byc mily. Od razu leca przeklenstwa.
Przystanelo pare osob z zacieszem albo znurzeniem na twarzy. Ja powolutku tuptam w strone kawiarni.
Strony konfliktu gadaja przez chwile. Cpun sie skreca i miota. I nagle trzasnal policjanta w ramie, spial sie i nogi za pas. Jak bogakocham berek w narkotykowym amoku. Bo co on niby myslal ze osiagnie? Pan policjant nawet sie nie poruszyl od tego uderzenia.
No to... powazne sto kilo dwa metry od niechcenia i chyba tylko po to zeby ratowac honor na oczach gapiow - rusza zwawym truchcikiem.
Junkie to jednak ciezki orzech. Maly Speedy (hehe z pewnoscia) Gonzales. Bieglby szybko ale mocno go wykreca wiec ostatecznie zmienia kierunki jak mucha. Ujwie jakim algorytmem. Policjant tez nie umie tego przewidziec i truchta niestrudzenie, ale ma wyraz twarzy jakby po raz tysieczny zastanawial sie czemu wybral ten zawod. Zastanawiam sie... Czy on przypadkiem nie truchtal bo wiedzial ze poscig bedzie dlugodystansowy tak czy siak i szkoda sil na sprint od razu i lepiej poczekac az parther wygramoli sie z radiowozu zeby pomoc?
Ostatnia scena jaka widzialam katem oka to policjant probujacy przycisnac szczurka do gabloty sklepu i podciac mu noge butem. Speedy zdawal sie byc jednak jakis taki gibki i sliski.
Moja kawiarnia okazala sie byc jeszcze zamknieta. Odwracam sie na piecie i ruszam i zerkam w boczna uliczke bo przechodnie sie tam patrza. Paru kolegow cpunow az lekko a niektorzy calkiem wygramolilo sie ze spiworow zeby zobaczyc jak pan policjant... Nadal niestrudzenie goni pana Gonzalesa. Wypelznieci ze swoich koldrowych kryjowek ludzie zdecydowanie przypominaja zombie. Czasem jestem pod wrazeniem ilu ich tam sie miesci w jednej uliczce. Ta sytuacja to troche jakby nasypac karmy w miche w domu starej kociary. Nie widzisz zadnego kota bo nic sie nie porusza i za chwile jest ich z piec i skrzecza. I nie wiesz gdzie sie ukrywaly do tej pory.
Pan policjant i junkie biegaja w ta i z powrotem. Sa takie krotkie sekundy, ktore przez specyfike zajscia ciagna sie minutami i tak bylo w tym przypadku.
Przez chwile pomyslalam ze oni, ludzie ulicy, takie jakies smutne, tragikomiczne igrzyska sobie rodobia z ta poczciwa policja.
Jedziesz gdzies za chlebem i ma byc cywilizacja i dobrobyt i nawet nie wiesz kiedy zycie wokol ciebie staje sie jakas parodia filmu o zyciu na jakims bronksie w Nowym Jorku.
Z tego miejsca pozdrawiam pana policjanta. Mam nadzieje, ze juz pan go juz zlapal, officer.
#uk #emigracja #narkotykizawszespoko #heheszki #policja
  • 12
Jedziesz gdzies za chlebem i ma byc cywilizacja i dobrobyt i nawet nie wiesz kiedy zycie wokol ciebie staje sie jakas parodia filmu o zyciu na jakims bronksie w Nowym Jorku.


@orzeszkowakrolowa: nie inaczej. Moim triggerem do takich refleksji przez pierwsze kilka lat pobytu w UK byl, zwykle zaraz po powrocie z wyjazdu do kraju, widok czarnej albo w zakrytej hidzabem matki otoczonej wianuszkiem dzieci stojacej na samym srodku chodnika gdzies
@siepan: nie pamietam o co nam dokladnie chodzilo, ale chodzilo nam o to bardzo mocno. Z reszta teraz nawet sympatyczna ilosc funtow wpada co miesiac wiec jakos nam sie zyje. A perspektywy nam sie poszerzaja i robimy kwalifikacje dalej i widze ze bedzie tylko lepiej. Ja w sumie lubie tu zyc i do Polski nie wracam. A jak wracam na wakacje to suto sypie hajsikiem w kraftowe piwerko, rzemioslo, miodek lokalny,