Wpis z mikrobloga

#godelpoleca #muzyka #muzykabrazylijska #jazz #bossanova

Brazylia według pana Kurta G.

#12 - Egberto Gismonti - Lôro

Gismonti już kiedyś gościł pod moim tagiem, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by jeszcze raz coś o nim skrobnąć i przypomnieć o jego istnieniu, w szczególności tym, którzy lubują się w nieco bardziej rozbudowanych muzycznie formach.
jakbym miał pójść na łatwiznę, to napisałbym, że Gismonti był brazylijskim odpowiednikiem Franka Zappy.
trochę mniej ironicznym i buńczucznym, może bardziej skupionym na duchowości i naturalizmie, ale na pewno równie przebiegłym w układaniu tych wszystkich harmonicznych wygibasów. i tak samo jak Frank, Egberto brał z każdego możliwego gatunku, czy to jazz, rock, muzyka poważna, avant-garda, kiczowata elektronika, tybetańskie śpiewy gardłowe...

w nawiązaniu do "skrobania", to ciężko nie zaznaczyć jak bardzo wdzięcznym soundtrackiem do przelewania myśli, mniej lub bardziej abstrakcyjnych, jest większość nagrań Gismontiego.
ten niezwykle oryginalny i rozbudzający wyobraźnie sposób komponowania, polegał na pospiesznej żonglerce mnóstwem pozornie niezauważalnych składników w obrębie granic wyznaczonych przez ustaloną odgórnie konwencje.
tak wymyślna estetyka sprawia że słuchacz z każdej sekundy, z każdego momentu i rytmicznego rozwiązania jest w stanie wysnuć kilka różnych, niekiedy sprzecznych wniosków.

i na tym polega moi drodze potęga i nietuzinkowość brazylijskiego jazzu. jazzu, który w USA pierwotnie wyfermentował z miejskiego blichtru, niewolniczego ucisku i prób znalezienia drogi do porzucenia formalnych i strukturalnych wytycznych ograniczających swobodę myśli. jazzu, który później stał się snobistyczną zabawką niereformowalnej, nieprzygotowanej intelektualnie i co najważniejsze emocjonalnie, wyższej klasy by pojąć jego istotę.
a dochodząc do momentu gdy sami wynalazcy i najwięksi geniusze jazzu zdążyli się nim znudzić i zdekonstruować go na wszystkie możliwe sposoby, brazylijscy kombinatorzy zapatrzeni w prawidła tradycji, zaczęli przenosić na ten grunt zupełnie inne rozwiązania.

tak jak u Gismontiego - swoboda przelewania myśli od samego początku zespolona z jazzowym anturażem, wyznaczana jest przez pęd dzikich instrumentów, gdzie każdy jeden zmierza w innym kierunku. zgrabnie ujęta jest w utkanych naturalnymi środkami pejzażach, imitujących przemijanie i rozwijanie się pór roku na oczach każdego z nas. każda z tych przyrodniczych ścieżek wykonuje swój taniec w oparciu o klika znanych im nut, zaprogramowana tak, żebyśmy stojąc w centrum jej narodzin, mogli wchłonąć każdy smak, barwę i emocję jej towarzyszącą. przepiękny kolaż zmienności, który ze sobą współgra i dotrzymuje kroku naturalistycznemu porządkowi świata, nie zapominając o czyhających w tle katastrofach ekologicznych...
  • 1