Wpis z mikrobloga

#godelpoleca #muzyka #indierock #dreampop

#dekadawmuzyce - podsumowanie ostatnich 10 lat w muzyce.

Piosenki.

#24
Day Wave - Deadbeat Girl

Gatunki: indie rock, dream pop, jangle pop
RIYL: The Drums, The Smiths, #justindieshit, bezludne plaże, wesołe miasteczka po zmroku, fioletowy make-up

strona 198 - piosenki na napisy końcowe...

co by nie mówić, mijająca dekada rozpieszczała każdego kto ukochał sobie wydawane na własną rękę, lo-fi-indie-przynudzanko.
bandcamp, soundcloud i inne platformy, jako wsparcie niezależnych labeli, stały się niezwykle wdzięcznym medium dla działających w takiej stylistyce artystów. jednak w zdecydowanej większości, tego typu muzyka zaczyna się i kończy na samym bezpiecznym „przynudzanku”. operującym ulotną nastrojowością, ułożeniem ścian dźwięku w skuteczną, ale prostą muzycznie całość. oczywiście nie ma w tym nic złego, jeżeli ktoś potrafi tymi wartościami ujmująco operować, ale ciężko wśród tego natłoku artystów, wyciągnąć kogoś wyróżniającego się i oryginalnego. dzisiejszy numer, wpisujący się w omawiany nurt, ma do zaoferowania coś więcej, nie bojąc się zderzenia z bardziej skomplikowanym tekstowo i muzycznie tonem, melancholijnie interpretując wczesne dokonania Beach Boysów, w pochmurnie post-punkowym scenerii.

wszystkie niepozorne utwory - pamiętajcie by bacznie ich nasłuchiwać i szukać swojego własnego „Deadbeat Girl”, bo paradoksalnie to właśnie numery tego typu, wymagają od nas największych pokładów zrozumienia i cierpliwości. musimy się do nich obopólnie przyzwyczaić i przywyknąć. jednak nie jest to zrozumienie tożsame z przyswajaniem akademickiej wiedzy, nudnych regułek, czy interpretowaniem skomplikowanych wykresów. wspomniana cierpliwość i przyzwyczajenie powinny rozwiać nieco wątpliwości - moc sprawcza spoczywa na sferze czysto emocjonalnej. może dla niektórych to banał, truizm ale jak czegoś po prostu nie czujecie, to na nic się zda nawet największa determinacja. tak samo jest z ludźmi, z którymi się spotykamy i chcemy przemierzać świat, stojąc na wspólnie narysowanym mianowniku.

ja sam, zaczynając wspólną historię z nieśmiałą Deadbeat Girl, już przy pierwszym wymienionym spojrzeniu czułem, że coś jest na rzeczy. że ktoś w moim imieniu próbował podpisać się na dokumentach upoważniających do oddania najważniejszego organu w moim ciele.
miłosny zawód zawarty w słowach piosenki, dopełniany janglepopowo zawstydzaną dreampopową mgiełką, musiałem początkowo doglądać zza zaparowanej szyby. po omacku przemierzając powierzchnię jej bladego, nie dającego się opalić w kalifornijskim słońcu ciała.
usilnie wypatrując sensu w jej oczach, zrozumiałem, że żeby w tym wszystkim trwać, muszę bezgranicznie ją pokochać, wraz z jej osobistą pustką i wspólnie dzielić z nią wszystkie, w szczególności te gorsze chwile. żeby chować ego do kieszeni i pamiętać, że nie cierpi gdy zapominam wyrzucić papierek po budyniu do śmieci...

KurtGodel - #godelpoleca #muzyka #indierock #dreampop

#dekadawmuzyce - podsumowani...
  • Odpowiedz