Hitler i Bormann stoją przed mapą i planują ważną akcję. Wchodzi Stirlitz z pomarańczami, wyciąga aparat fotograficzny, robi zdjęcia mapy i wychodzi. Hitler zdziwiony pyta Bormanna: - Kto to był? - Stirlitz, radziecki szpieg. - Czemu go nie aresztujesz? - Nie ma sensu. Znów się wykręci. Powie, że przyniósł pomarańcze.
Czasy powojenne. Stirlitz wrócił do ZSRR, stoi przy budce z piwem. Kupuje, bierze jednego łyka i z niesmakiem wypluwa. - Co to #!$%@? ma być? To jest piwo? - Trzeba było gorzej szpiegować, to byśmy pili Paulanera.
Po suto zakrapianej imprezie Stirlitz zastanawia się czy się przypadkiem nie zdemaskował Müllerowi. Postanowił, że go zapyta - Herr Müller, czy nie powiedziałem wczoraj po pijaku, że jestem radzieckim szpiegiem? - Nie - Uff to dobrze
Himmler wzywa jednego ze współpracowników: - Powiedzcie dowolną liczbę dwucyfrową - 45 - A czemu nie 54? - Bo 45! Himmler zapisuje w aktach "charakter nordycki" i wzywa następnego: - Powiedzcie dowolną liczbę dwucyfrową - 28 - A czemu nie 82? - Może być i 82, ale lepsza jest 28. Himmler zapisuje w aktach "charakter bliski nordyckiemu" i wzywa kolejnego: - Powiedzcie dowolną liczbę dwucyfrową - 33 - A czemu nie... a
Wróciwszy do swego gabinetu, Muller zauważył, że Stirlitz podejrzanie kręci się w pobliżu sejfu. - Co tu robicie, Stirlitz? - srogo zapytał. - Czekam na tramwaj - odparł Stirlitz. - W porządku! - rzucił Muller, wychodząc. Ale na korytarzu pomyślał: Jakiż u diabła może być tramwaj w moim gabinecie? Zawrócił. Ostrożnie zajrzał do gabinetu. Stirlitza nie było. - Pewnie już odjechał - pomyślał Muller.
Dom Stirlitza okrążyli gestapowcy. - Otwieraj! - krzyknął Mueller. - Stirlitza nie ma w domu! - powiedział Stirlitz. W ten oto sprytny sposób Stirlitz już piąty raz przechytrzył gestapo.
Stirlitz wszedł do gabinetu i ujrzał Mullera leżącego na podłodze i nie dającego oznak życia. - Otruty - pomyślał Stirlitz przyglądając się rączce siekiery wystającej z piersi.
Gdy Stirlitz szedł korytarzem, oczom jego ukazało się ogłoszenie o czynie społecznym. - Wpadłem - pomyślał. Skierował się w kierunku gabinetu Mullera. - Gratuluje poczucia humoru - powiedział - Tak jestem agentem sowieckim! - Dobra, dobra Stirlitz... Odmaszerować! Po chwili Muller wykręcił numer Kaltenbrunerra. - Czego to nie wymyśli nasz poczciwy Stirlitz, żeby się wykręcić od roboty...
Stirlitz spacerował po dachu kancelarii Rzeszy. Nagle poślizgnął się, upadł i tylko cudem zahaczył o wystający gzyms, unikając upadku z dużej wysokości. Następnego dnia cud posiniał i obrzękł.
To był zwyczajny, słoneczny dzień w Berlinie. Stirlitz, jak co dzień, przeczołgał się przez Alexanderplatz, a tymczasem Müller siedział na drutach telegraficznych i udawał, że czyta gazetę.
Stirlitz wszedł do kawiarni Elefant. - To Stirlitz. Zaraz będzie zadyma - powiedział jeden z siedzących przy stole. Stirlitz wypił kawę i wyszedł. - Nie - odpowiedział drugi. - To nie on. - Jak to nie!? To Stirlitz!!! - krzyknął trzeci. Zaczęła się zadyma.
Po zakrapianym wieczorze Stirlitz wychodzi z baru. Nie minęło pół minuty i poczuł bardzo silne uderzenie w tył głowy. Stirlitz odwrócił się. To był krawężnik.
Stirlitz zobaczył jak banda wyrostków pompuje kota benzyną. Kot wyrwał się, przebiegł kilka metrów i upadł. - Widocznie benzyna się skończyła - pomyślał Stirlitz.
Do gabinetu Bormanna wchodzi nieznajomy. Staje przed biurkiem i patrząc prosto w oczy Bormanna, wykonuje dziwne gesty. W końcu mówi: - Słonie idą na północ, a wołki zbożowe podążają ich śladem. Bormann patrzy na przybysza z wyraźnym niesmakiem: - Gabinet Stirlitza jest piętro wyżej - odpowiada
Stirlitz był pijany. Siedział przy stole w radzieckim mundurze, w spiczastej czapce „budionnówce” i w ciepłych walonkach. Na stole stała butelka wódki, leżał kawał słoniny i kiszone ogórki. Stirlitz śpiewał rosyjskie pieśni. Naprzeciwko, z opuszczoną głową, siedział Müller i w zamyśleniu spoglądał na Stirlitza. Tego dnia Stirlitz był tak bliski dekonspiracji, jak jeszcze nigdy przedtem...
Lata 60. Chruszczow z Kennedym ustalili, że dla wzmocnienia pokoju na świecie zorganizują wymianę sekretarek między USA a ZSRR. Po miesiącu amerykańska sekretarka w Moskwie pisze w liście do przełożonych: - W Moskwie jest naprawdę cudownie, wszyscy są dla mnie mili. Tylko każą mi tu nosi coraz dłuższe spódnice. Niedługo zakryją mi kostki. Lucy Tymczasem radziecka sekretarka pisze do Moskwy: - W Nowym Jorku jest wspaniale. Wszyscy tacy uprzejmi i pomocni. Tylko
W kawiarni "Elefant" Stirlitz miał się spotkać z łącznikiem. Nie ustalono niestety żadnego znaku rozpoznawczego. Na szczęście łącznikowi zwisały spod marynarki szelki spadochronu.
Stirlitz wolnym krokiem zbliżył się do lokalu kontaktowego. Zapukał umówione 127 razy. Nikt nie otworzył. Po namyśle wyszedł na ulicę i spojrzał w okno. Tak, nie mylił się. Na parapecie stały 63 żelazka - znak wpadki.
Wróciwszy do swego gabinetu, Mueller zauważył, że Stirlitz podejrzanie kręci się w pobliżu sejfu. - Co tu robicie, Stirlitz? - srogo zapytał. - Czekam na tramwaj - odparł Stirlitz. - W porządku! - rzucił Mueller, wychodząc. Ale na korytarzu pomyślał: Jakiż u diabła może być tramwaj w moim gabinecie? Zawrócił. Ostrożnie zajrzał do gabinetu. Stirlitza nie było. - Pewnie już odjechał - pomyślał Mueller.
Kwiecień 1945 roku. Klęska Niemiec widoczna jak na dłoni... Hitler włóczy się po Kancelarii Rzeszy i wszędzie widzi ten sam obrazek: oficerowie piją na umór i nikt nie zwraca uwagi nawet na swojego führera. Ale zachodząc w jeden z korytarzy napotyka Stirlitza, który siedzi za stołem i pracuje. Spostrzegłszy głowę III Rzeszy, Stirlitz pręży się, zamaszyście wyciąga rękę i wykrzykuje "Hail Hitler". W odpowiedzi Hitler zmęczonym głosem odpowiada: "Maksymie Maksymowiczu, chociaż ty
Stołówka Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy. Mueller, Himmler i Bormann cierpliwie stoją w kolejce. Stirlitz wchodzi i od ręki dostaje obiad. Mueller, Himmler i Bormann patrzą osłupiali. Nie wiedzą, że kobiety ciężarne i Bohaterowie Związku Radzieckiego obsługiwani są poza kolejnością.
Müller spogląda przez okno na Stirlitza idącego gdzieś w wielkim pośpiechu. "Dokąd on idzie" zastanawiał się. "Nie twój zasrany interes" pomyślał Stirlitz.
Stirlitz podszedł do okna w swojej kwaterze i wysmarkał się w firankę. To nie był żaden sygnał, po prostu chciał się poczuć przez chwilę jak prawdziwy radziecki oficer.
Stirlitz idzie poboczem drogi. Nagle minął go samochód Bormanna. Idzie Stirlitz dalej. Po pewnym czasie znowu minął go samochód Bormanna. Stirlitz idzie dalej przed siebie. Znów minął go samochód Bormana. – Rondo... – pomyślał Stirlitz.
Berlin. Kancelaria. Wchodzi Himmler do sekretariatu, łapie sekretarkę za dłoń. Ona się cała rozpływa w skowronkach. – Jutro złapię panią za coś innego! Wychodzi. Nazajutrz wchodząc do sekretariatu łapie ją za pierś. – Jutro złapię panią za coś innego! Wychodzi. Następnego dnia Himmler wchodzi do sekretariatu. Na biurku leży kartka: – Za ch*ja mnie nie złapiesz. Isajew.
Po suto zakrapianej imprezie Stirlitz wyszedł z knajpy i zasnął pijany na chodniku. Po godzinie odzyskał przytomność i zauważył dwóch umundurowanych ludzi zmierzających w jego kierunku: - Jeśli to Niemcy, nazywam Się Stirlitz. Jeśli nasi, nazywam się Isajew - pomyślał. - Milicja! Dobry wieczór towarzyszu Tichonow! Znów długi dzień na planie zdjęciowym?
Stirlitz pożegnał się z kurierem i obserwował, jak na nartach przedziera się przez granicę do Szwajcarii. "Czeka go trudne zadanie" pomyślał Stirlitz. Lato 43' dobiegało końca...
Misie powróciły do domu. – Ktoś zjadł kaszę z mojej miseczki – powiedział Tata Miś. – Ktoś siedział na moim krzesełku – rzekła Mama Miś. – Ktoś śpi w moim łóżeczku! – krzyknął Mały Miś. – Co za idiota znowu pomylił miejsce zrzutu? – gorączkowo myślał w tym samym czasie Stirlitz, zasłaniając się kołdrą.
Do Stirlitza dostarczono depeszę w trakcie narady oficerów SS. Ciekawskie oczy mogły przeczytać treść "Stirlitz, jesteście zwykła dupa!" Ale tylko Stirlitz wiedział, że oto właśnie nadano mu tytuł Bohatera Związku Radzieckiego.
– Stirlitz to sowiecki agent – rzekł Müller do Schellenberga. – Musimy go zdemaskować. Jak wejdzie, proszę go uderzyć polanem w głowę. Jeśli jest Rosjaninem, zaraz się wygada. Po chwili wszystko przebiegło według zaplanowanego scenariusza: – Ach, j... twoju mat! – zaklął Stirlitz. – Ubit! – rozkazał Müller. – Ciszej, towarzysze – syknął Schellenberg – Niemcy dokoła!
Stirlitz wszedł do gabinetu Müllera i spytał: – Herr Müller, czy chciałby pan pracować jako agent radzieckiego wywiadu? Dobrze płacą. Müller zszokowany, podrywa się ze złością, potem przypatruje się podejrzliwie Stirlitzowi. Stirlitz zaczyna wychodzić, ale zatrzymuje się i pyta: – Gruppenführer, czy ma pan aspirynę? Stirlitz wiedział, że ludzie zawsze pamiętają tylko koniec konwersacji.
- Barbara, zaparz mi kawy - powiedział Stirlitz do młodej SS-manki eskortującej Kathe. - Nie ma kawy. Może być mocna herbata? - zapytała Barbara. - Nasi coraz bliżej... - pomyślał Stirlitz.
Hitler i Bormann stoją przed mapą i planują ważną akcję. Wchodzi Stirlitz z pomarańczami, wyciąga aparat fotograficzny, robi zdjęcia mapy i wychodzi. Hitler zdziwiony pyta Bormanna:
- Kto to był?
- Stirlitz, radziecki szpieg.
- Czemu go nie aresztujesz?
- Nie ma sensu. Znów się wykręci. Powie, że przyniósł pomarańcze.
#heheszki #dowcip #suchar #pasjonaciubogiegozartu #historia #iiwojnaswiatowa #niemcy #zsrr
– Pierwsza też była dobra...
- Co to #!$%@? ma być? To jest piwo?
- Trzeba było gorzej szpiegować, to byśmy pili Paulanera.
Postanowił, że go zapyta
- Herr Müller, czy nie powiedziałem wczoraj po pijaku, że jestem radzieckim szpiegiem?
- Nie
- Uff to dobrze
- Powiedzcie dowolną liczbę dwucyfrową
- 45
- A czemu nie 54?
- Bo 45!
Himmler zapisuje w aktach "charakter nordycki" i wzywa następnego:
- Powiedzcie dowolną liczbę dwucyfrową
- 28
- A czemu nie 82?
- Może być i 82, ale lepsza jest 28.
Himmler zapisuje w aktach "charakter bliski nordyckiemu" i wzywa kolejnego:
- Powiedzcie dowolną liczbę dwucyfrową
- 33
- A czemu nie... a
- Co tu robicie, Stirlitz? - srogo zapytał.
- Czekam na tramwaj - odparł Stirlitz.
- W porządku! - rzucił Muller, wychodząc. Ale na korytarzu pomyślał: Jakiż u diabła może być tramwaj w moim gabinecie? Zawrócił. Ostrożnie zajrzał do gabinetu. Stirlitza nie było.
- Pewnie już odjechał - pomyślał Muller.
- Stirlitza nie ma w domu! - powiedział Stirlitz. W ten oto sprytny sposób Stirlitz już piąty raz przechytrzył gestapo.
- Sowa - pomyślał Stirlitz.
- Sam jesteś sowa - pomyślał Bormann.
- Otruty - pomyślał Stirlitz przyglądając się rączce siekiery wystającej z piersi.
- Wpadłem - pomyślał. Skierował się w kierunku gabinetu Mullera.
- Gratuluje poczucia humoru - powiedział - Tak jestem agentem sowieckim!
- Dobra, dobra Stirlitz... Odmaszerować!
Po chwili Muller wykręcił numer Kaltenbrunerra.
- Czego to nie wymyśli nasz poczciwy Stirlitz, żeby się wykręcić od roboty...
- Pewnie nie sezon - pomyślał Stirlitz, siadając w zaspie.
- To Stirlitz. Zaraz będzie zadyma - powiedział jeden z siedzących przy stole.
Stirlitz wypił kawę i wyszedł.
- Nie - odpowiedział drugi. - To nie on.
- Jak to nie!? To Stirlitz!!! - krzyknął trzeci.
Zaczęła się zadyma.
Rozczulił się. Przecież już siedem lat mija, jak opuścił ojczyznę...
"Stirlitz" pomyślało lustro.
- Widocznie benzyna się skończyła - pomyślał Stirlitz.
- Słonie idą na północ, a wołki zbożowe podążają ich śladem.
Bormann patrzy na przybysza z wyraźnym niesmakiem:
- Gabinet Stirlitza jest piętro wyżej - odpowiada
- W Moskwie jest naprawdę cudownie, wszyscy są dla mnie mili. Tylko każą mi tu nosi coraz dłuższe spódnice. Niedługo zakryją mi kostki.
Lucy
Tymczasem radziecka sekretarka pisze do Moskwy:
- W Nowym Jorku jest wspaniale. Wszyscy tacy uprzejmi i pomocni. Tylko
- Czekam na tramwaj - odparł Stirlitz.
- W porządku! - rzucił Mueller, wychodząc. Ale na korytarzu pomyślał: Jakiż u diabła może być tramwaj w moim gabinecie? Zawrócił. Ostrożnie zajrzał do gabinetu. Stirlitza nie było.
- Pewnie już odjechał - pomyślał Mueller.
"Dokąd on idzie" zastanawiał się.
"Nie twój zasrany interes" pomyślał Stirlitz.
- O, jaki śliczny kotek!
- Ja Ci dam kur*a kotka! Mnie tu Stalin przysyła!
– Rondo... – pomyślał Stirlitz.
– Jutro złapię panią za coś innego!
Wychodzi. Nazajutrz wchodząc do sekretariatu łapie ją za pierś.
– Jutro złapię panią za coś innego!
Wychodzi. Następnego dnia Himmler wchodzi do sekretariatu. Na biurku leży kartka:
– Za ch*ja mnie nie złapiesz. Isajew.
- Jeśli to Niemcy, nazywam Się Stirlitz. Jeśli nasi, nazywam się Isajew - pomyślał.
- Milicja! Dobry wieczór towarzyszu Tichonow! Znów długi dzień na planie zdjęciowym?
- Prostytutki -pomyślał Stirlitz.
- Pułkownik Isajew -pomyślały prostytutki
– Ktoś zjadł kaszę z mojej miseczki – powiedział Tata Miś.
– Ktoś siedział na moim krzesełku – rzekła Mama Miś.
– Ktoś śpi w moim łóżeczku! – krzyknął Mały Miś.
– Co za idiota znowu pomylił miejsce zrzutu? – gorączkowo myślał w tym samym czasie Stirlitz, zasłaniając się kołdrą.
– Musimy go zdemaskować. Jak wejdzie, proszę go uderzyć polanem w głowę. Jeśli jest Rosjaninem, zaraz się wygada.
Po chwili wszystko przebiegło według zaplanowanego scenariusza:
– Ach, j... twoju mat! – zaklął Stirlitz.
– Ubit! – rozkazał Müller.
– Ciszej, towarzysze – syknął Schellenberg – Niemcy dokoła!
– Herr Müller, czy chciałby pan pracować jako agent radzieckiego wywiadu? Dobrze płacą.
Müller zszokowany, podrywa się ze złością, potem przypatruje się podejrzliwie Stirlitzowi. Stirlitz zaczyna wychodzić, ale zatrzymuje się i pyta:
– Gruppenführer, czy ma pan aspirynę?
Stirlitz wiedział, że ludzie zawsze pamiętają tylko koniec konwersacji.
- Nie ma kawy. Może być mocna herbata? - zapytała Barbara.
- Nasi coraz bliżej... - pomyślał Stirlitz.