Wpis z mikrobloga

W sobotę musiałem pojechać z synem Robertem do szpitala na pierwszą pomoc. Miał czerwone oko, bolało, nie chciałem czekać do poniedziałku. Wycieczka do szpitala w pandemię nie jest najlepszym pomysłem. Założyliśmy maseczki, wzięliśmy żel do dezynfekcji, w drogę. Szybko nas przyjęli, Robert dostał antybiotyk w kropelce, koniec.
Ale przy budynku parkingu stał automat z batonikami. Stał i czekał aż go Robert zauważy. Oczywiście zauważył. Drze ryja, że chce batonika, ja drę że nie kupię, ale kupiłem. Dałem się złamać czterolatkowi. 80 centów i spokój.
Wrzucam te monety, zaznaczam Kinder Riegel, wciskam kup. I stało się! Ta chwila na którą czeka człowiek całe życie. Ślimaki trzymające batoniki zaczęły się kręcić w wielu miejscach. Patrzę a tu deszcz batoników spada do komory. Ta chwila szczęścia przyszła niespodziewania, jak miłość i sraczka. I ciach wyjmuję kilka Marsów, Kinder Riegel, kanapeczek Wasa, garść żelków, uczta na kilka dni.
Stało się coś jeszcze. Moje 80 centów też wyleciało.
Osłupiały patrze na automat, ale nie ma na co czekać. Zgarniam zdobycze wojenne. Przypominam sobie te dziesiątki razy kiedy automat wpieprzył mi monetę i nie dał batonika. Los w końcu się do mnie uśmiechnął!
Zapakowałem batony do torby, zgarniam moje 80 centów. Trzymam je i czuję że to dzień dla zuchwałych. Ja kontra automat. Ja kontra system, świat. Wrzucam ponownie 3 monety, wciskam Kinder Riegel i czekam na obrót ślimaków. Czekam na ten moment kiedy wykorzystam lukę w systemie i wyżrę wszystkie batony.
Nie tym razem.. Jeden ślimak zakręcił się normalnie i Kinder Riegel wpadł do komory.
Choć nie rozumiałem dlaczego tak się stało, dlaczego wcześniej wyleciało tyle batonów, czułem szczęście niczym czterolatek stojący koło mnie i patrzący na całą sytuację.
Dzisiaj wystarczy garść batonów, podbój świata jeszcze musi poczekać.