Wpis z mikrobloga

Wychodzę na spacer z psem. Godzina 2.00
Otwieram drzwi od klatki schodowej i oczom moim w odległości jakichś siedmiu metrów ukazało się stado dzików. Oderwały się od jedzenia i zaczęły się na nas tak w ciszy patrzeć.

A było ich #!$%@? z 15 w tym kilka dorosłych. Mieli przewagę liczebną i mimo tego że mój pies był gotów na pojedynek wolałem się wrócić do mieszkania. Jeszcze coś pójdzie nie tak...

Uznałem że zadzwonię po straż miejską. Nic innego nie przychodziło mi do głowy. Pan powiedział "No dobra to se Pan poczeka aż pójdą nie przyjedziemy".

Nie poszły. Po pół h zadzwoniłem ponownie ostrzegając że albo coś zrobią albo zostawię psa, wybiegam z klatki, wsiadam jak najszybciej do auta, podjadę pod klatkę i klaksonem przerwę oblężenie. Tylko że wtedy wqurwieni sąsiedzi będą dzwonić jak nigdy dotąd bo jakiś debil trąbi pod oknami o 2.00 w nocy. Na tą informację oznajmił że "przyjmuje zgłoszenie i przyślą kogoś".

I tak sobie patrzę z okna co się odwali. Po 15 minutach pojawił się koleś jakąś terenówką i zaczął zdjęcia tym dzikom robić XDDD a w dodatku jakieś pijane typki wracały koło bloku. Pijani albo niespełna rozumu ale tak się darli za nic mając te krwiożercze #!$%@? że zaczęły te dziki #!$%@?ć.

Znaczy połowa z nich bo reszta dalej jadła. Leśniczy uznał że zdjęcia porobione to sobie jedzie. No i odjechał kawałek a ten jeden mały mu wleciał pod koła XDDD po jakimś czasie odjechał i nie wiem czy go zabił czy tylko tak jebnął lekko.

Pijane typki rozgromiły towarzystwo więc morał jest taki: jak chcesz się pozbyć dzików to porób im zdjęcia a potem nachlej się czegoś i zacznij mordę wydzierać. Chyba nie lubią pijanych czy coś...

Gównowpis no ale takie jest życie w tych Katowicach i to blisko centrum...