Wpis z mikrobloga

10 najbardziej kontrowersyjnych wyborów prezydenckich w historii USA

Odcinek VIII: Wybory prezydenckie w USA w 1960 roku – John F. Kennedy vs Richard Nixon

W 1960 roku Stany Zjednoczone znajdowały się w środku zimnej wojny z ZSRR i temat ten zdominował amerykańską scenę polityczną. Swoją drugą prezydencką kadencję kończył właśnie republikański generał Dwight D. Eisenhower, zaś dwie główne partie wystawiły w wyścigu o Biały Dom następujących kandydatów:

– Richard Milhous Nixon – Partia Republikańska – wiceprezydent Stanów Zjednoczonych pod Eisenhowerem;
– John Fitzgerald Kennedy – Partia Demokratyczna – senator z Massachusetts.

W trakcie kampanii wyborczej Kennedy – młoda gwiazda demokratów – zarzucał administracji Eisenhowera, że ta dała się wyprzedzić sowietom w szeroko pojętym zimnowojennym wyścigu i obiecał zmienić ten stan rzeczy. Nixon z kolei wytykał Kennedy’emu młody wiek i brak doświadczenia, jednocześnie obiecując Amerykanom kontynuację czasów „pokoju i dobrobytu”, jakie jego zdaniem w latach 50. zapanowały w kraju prowadzonym pod przywództwem „Ike’a”.

Kampania z 1960 roku przeszła do historii ze względu na cztery telewizyjne debaty kandydatów, zorganizowane po raz pierwszy w dziejach USA. Debaty oglądane były na żywo przez średnio ponad 60 milionów Amerykanów, co stanowiło ponad 1/3 populacji kraju, przy czym największą popularnością cieszyła się ta pierwsza, zdaniem historyków – kluczowa.

26 września 1960 roku około 70 milionów amerykańskich telewidzów było świadkami wizerunkowego zwycięstwa energicznego, opalonego Kennedy’ego nad spoconym, niedogolonym i wyglądającym na chorego Nixonem (który istotnie kilka tygodni przed debatą przebywał w szpitalu ze względu na uraz kolana).

Co prawda kandydat republikanów odrobił lekcje przed kolejnymi telewizyjnymi potyczkami – zadbał o studyjny makijaż, wyglądał na zdrowszego i bardziej energicznego – jednak te miały już znacząco mniejszą oglądalność, niż pierwsza debata.

Warto wspomnieć, że trzecia z czterech prezydenckich debat również stanowiła przełom – po raz pierwszy w historii telewizji zastosowano technologię podzielonego ekranu, na którym widzowie oglądali kandydatów dyskutujących na żywo z przeciwległych krańców kraju: Nixon znajdował się w studiu telewizyjnym w Los Angeles, Kennedy zaś – w Nowym Jorku.

Wpływ pierwszej debaty na wynik wyborów był zdaniem ekspertów ds. wizerunku tak wielki, że dwie główne partie – w obawie przed tym, co spotkało Nixona – nie zdecydowały się na zorganizowanie kolejnego telewizyjnego starcia kandydatów aż do wyborów prezydenckich w 1976 roku.

Tak czy inaczej, 8 listopada 1960 roku Ameryka zagłosowała – ostateczne wyniki wyborów prezydenckich prezentowały się następująco:

– John Fitzgerald Kennedy – 49,72% głosów w głosowaniu powszechnym i 303 (z 537 ogółem) głosy elektorskie;
– Richard Milhous Nixon – 49,55% głosów w głosowaniu powszechnym i 219 głosów elektorskich;
– Harry Flood Byrd – 0,89% głosów w głosowaniu powszechnym i 15 głosów elektorskich.

John F. Kennedy został więc wybrany na 35. prezydenta USA, jednak różnica w głosowaniu powszechnym była minimalna (najmniejsza w XX wieku), zaś Nixon zwyciężył w większej ilości stanów niż Kennedy. Jak do tego doszło i jakie wiązały się z tym kontrowersje? I skąd wziął się wynik Harry’ego F. Byrda, który nawet nie ubiegał się o prezydenturę?

W sześciu stanach różnica głosów była mniejsza niż 1%, w kolejnych dziewięciu – mniejsza niż 2,5%, w związku z czym Partia Republikańska uruchomiła armię swoich prawników, dążącą do podważenia wyników i ponownego przeliczenia głosów w 11 stanach (co ciekawe, inicjatywa nie miała poparcia samego Nixona, który – przynajmniej oficjalnie – uznawał swoją porażkę).

Większość wniosków o ponowne przeliczenie została odrzucona; z kolei recount na Hawajach zaowocował utratą przez Nixona 3 głosów elektorskich na rzecz Kennedy’ego. Jednak to nie wyniki w najmłodszym amerykańskim stanie wzbudziły największe kontrowersje; głównym obiektem ofensywy republikanów były dwa duże stany – Teksas i Illinois, dające łącznie aż 51 głosów elektorskich.

W tym pierwszym potężne wpływy miał kandydat JFK na wiceprezydenta, senator Lyndon Baines Johnson, którego republikanie oskarżali użycie swojej maszyny politycznej (ang. political machine – ciężko mi znaleźć polski odpowiednik, ale najbliżej byłoby chyba „lokalnym strukturom” danej partii, zaś Johnsona określilibyśmy „baronem” demokratów w Teksasie) do manipulacji wynikami, zwłaszcza w hrabstwach blisko granicy amerykańsko-meksykańskiej i tych zamieszkałych przez czarnoskórą ludność. Zdaniem historyków jednak potencjalne fałszerstwa – których nigdy jednoznacznie nie udowodniono – nie mogły odwrócić przewagi Kennedy’ego, która wyniosła ponad 46 tysięcy głosów. Wniosek o ponowne przeliczenie głosów w tym stanie został odrzucony przez sędziego federalnego.

W Illinois z kolei działała prężnie inna maszyna polityczna demokratów, dowodzona przez burmistrza Chicago – Richarda J. Daleya. Różnica głosów w całym stanie była bardzo niewielka i wynosiła niecałe 9 000 głosów (0,19%) na rzecz Kennedy’ego, jednak to Nixon zwyciężył w 92 ze 101 hrabstw stanu – wygraną kandydatowi demokratów dało największe w Illinois hrabstwo Cook (w skład którego wchodzi miasto Chicago), gdzie JFK uzyskał przewagę grubo ponad 300 tysięcy (>13%) głosów. Zdaniem republikanów, w rzekomym sfałszowaniu wyników w hrabstwie Cook, poza Daleyem, miał również brać udział wpływowy chicagowski gangster – Sam Giancana, którego dziewczyna, Judith Campbell Exner, podobno miała romans z Kennedym; za kandydatem demokratów miał się też wstawić u Giancany sam Frank Sinatra.

Republikański prokurator hrabstwa Cook, James Adamowski, wszczął procedurę ponownego przeliczenia głosów, jednak ostatecznie nie zaważyła ona na wyniku wyborów – doliczono się zaledwie 943 nowych głosów na rzecz Nixona. Po odrzuceniu przez sędziego Thomasa Kluczynskiego (który swoją drogą był protegowanym burmistrza Daleya) pozwu republikanów o przeliczenie głosów w całym stanie, działacze GOP ostatecznie odpuścili kontestowanie wyniku wyborów i uznali zwycięstwo JFK.

Na koniec pozostaje kwestia Harry’ego F. Byrda – senatora Partii Demokratycznej z Virginii, zwolennika segregacji rasowej, który – mimo nieubiegania się o prezydenturę – otrzymał 15 głosów elektorskich. Czternaście z nich pochodziło od „niezaprzysiężonych elektorów” (ang. unpledged electors), czyli elektorów, którzy zostali wybrani w swoich stanach do oddania głosów w wyborach prezydenckich bez obowiązku głosowania na wskazanego przez partię kandydata. Ośmiu z tych elektorów pochodziło z Missisipi, sześciu – z Alabamy. Ostatni, 15. głos na Byrda, oddał wiarołomny republikański elektor z Oklahomy, który nie mógł się przemóc do głosowania na Nixona.

Losy dwóch głównych kandydatów po wyborach są powszechnie znane – JFK w 1963 roku zginął w zamachu w Dallas, zaś Nixon powrócił triumfalnie w wyborach w 1968 roku, wygrywając wyścig o prezydenturę.

Na zdjęciu: John Fitzgerald Kennedy oddaje swój głos w wyborach prezydenckich w 1960 roku.

*

Odcinek I: Rok 1800: Jefferson vs Burr
Odcinek II: Rok 1824: Adams vs Jackson
Odcinek III: Rok 1860: Lincoln vs Breckinridge
Odcinek IV: Rok 1876: Hayes vs Tilden
Odcinek V: Rok 1888: Harrison vs Cleveland
Odcinek VI: Rok 1912: Wilson vs Roosevelt
Odcinek VII: Rok 1948: Truman vs Dewey

*

#amerykanskiehistorie #historia #usa #ciekawostki #ciekawostkihistoryczne #gruparatowaniapoziomu #wybory
Wariner - 10 najbardziej kontrowersyjnych wyborów prezydenckich w historii USA

Odc...

źródło: comment_16057004048rYAyQDInTAhy3E3AJH07p.jpg

Pobierz
  • 23
Na koniec jeszcze mała uwaga edytorska - zarówno tematyka tego, jak i kolejnego odcinka (jak łatwo się domyślić - mowa o roku 2000) są na tyle dobrze opisane i tak bogate w źródła, że praca nad nimi wymaga zdecydowanie więcej czasu niż zwykle.

Nie chcę dostarczać Wam niepewnych czy nieciekawych informacji, dlatego staram się być dokładny w pisaniu kolejnych odcinków i skrupulatnie wertuję źródła - proszę więc o cierpliwość w oczekiwaniu na
@GajowyBoruta: No tak ;). Ci teoretycznie „niezrzeszeni” elektorzy to tak naprawdę byli południowi demokraci - segregacjoniści i rasiści.

W USA głosujesz de facto nie na prezydenta, a na elektora, który wybiera prezydenta - tych 14 skrzyknęło się, że jeżeli zostaną wybrani, to zagłosują na swojego ziomka, który oficjalnie nie startował w wyborach (choć na pewno o całym planie wiedział); do tego doszedł jeszcze jeden zdrajca od Republikanów i wyszło jak wyszło.
Gość dostał głosy, mimo, że nie było go na liście???


@GajowyBoruta: witamy w USA. W wyborach lokalnych to dość częsta praktyka, nawet nie wiem czy nie było przypadków, że ktoś wygrał, choć nie było go na liście. W przypadku głosowania elektorów też ogólnie takiego zakazu nie ma (niektóre stany mają takie przepisy, ale głównie teoretycznie).
No tak ;)


@Wariner: No ok, ale:

Harry Flood Byrd – 0,89% głosów w głosowaniu powszechnym


Czyli w takim wypadku podliczają też głosy oddane w wyborach powszechnych (zakładam, że możesz sobie dopisać na karcie kogokolwiek, kto istnieje i spełnia warunki wyboru na prezydenta i taki głos będzie ważny)? Czy tu jest jakaś nieścisłość?