Wpis z mikrobloga

Part II - Dzięki za miłe słowa! Postaram się pisać bardziej konkretniej, mam tendencję do zbytniego wchodzenia w jakieś detale sytuacji. Wrzucam tutaj bo na zwykłe znalezisko za długie.

Po kilku miesiącach byłem raczej zaznajomiony ze wszystkimi tajnikami Januszostwa od kuchni - raz Janusz zwołał wyjazd do Bydgoszczy na przetarg Poczty Polskiej.
Ja plus support Pan Edzio mieliśmy jechać przez całą Polskę (z Krakowa do Bydgoszczy) - zbiórka o 1 w nocy bo przetarg zaczynał się rano.

Tak jak pisałem wcześniej, takie wyjazdy mi pasowały bo płacił mi całe 7 ziko za godzinę na czarno za cały czas od wyjazdu - w tym przypadku kilkanaście godzin za free w sumie - Na miejscu zapakowałem 2 akumulatory, pojemnik z wachą, linki, klucze i plaki. (Do tego wrócę później)

Janusz miał kanapki z kotletem które #!$%@?ły w całym samochodzie - Pan Edek głównie spał.

Generalnie to Janusz i Pan Edzio chyba się znali już z rok czy dłużej bo mieli jakieś grube historie po wódzie o których wspominali po drodze - co ciekawe Janusz znał praktycznie każde miejsce gdzie stoją prostytutki i było to dla mnie dosyć ciekawe biorąc pod uwagę fakt że miał żonę i córkę - oh well - im mniej wiesz tym lepiej śpisz.

Warto tutaj wspomnieć że Januszomobilem była Astra 1.2 II B Hatchback w gazie - z przebiegiem jakieś 420 tysi z czego sadząc po stanie kręciła już drugi raz.

Zbieżność, drążki czy zawieszenie, wszystko było na słowo honoru, opony 12 letnie ale Janusz mówił "EEEE JESZCZE BEDO JANEEK DAWAJ ZAKŁADAJ" - nienawidziłem tego samochodu bo był jak trumna na kółkach, nie wiem dlaczego Janusz nie mógł sobie ogarnąć jakiejkolwiek innej fury z podwórka albo ze złomowiska, ale był po prostu chytry i pewnie było mu szkoda na wache, bo opcja w LPG była tańsza.

W Bydgoszczy na przetargu byli inni lokalni Janusze - wszyscy patrzyli na trupy i mówili "JOO JO" "ANO JO"

Janusz próbował coś tam licytować, ale pamiętam że inny janusz go podbił, a że to było poza budżetem to zrobił się tylko czerwony i poszedł coś #!$%@?ć pod nosem.

Nie chciałem tam być - wolałem już siedzieć w samochodzie sam niż być w towarzystwie jego i pana Edzia bo ostatnie 7 godzin zrobiło mi z mózgu gówno.

Jakimś sposobem Janusz ogarnął jednak 2 stare T4 - na miejscu gdzieś za jakimś magazynem gdzie wpuścił nas pracownik PP stało z 14 różnych samochodów - taka wielka hala: Sprintery, T4, Couriery - opancerzone, zwykłe - no wszystko co byś chciał. Widać czasy użyteczności już minęły.

Okazało sie że akumulatory nie mają napięcia - Janusz od razu zaczął zjebywać mnie że "DURR JANEEEK #!$%@? CZEMU NIE MA, NIE PODŁĄCZYŁEŚ PEWNIE CO!"

Przypomniałem mu że to on przepinał je rano i że wsadziłem te które kazał - Janusz zrobił się jeszcze bardziej #!$%@? i poszedł do pracownika prosić o jakiś prostownik.

Pan Edzio zwykle obserwował sytuację i palił czerwone vicki jeden za drugim - czasami rzucał jakimś pół słowem szyderczo ale on mógł, bo był w hierarchii Januszostwa prawie kompanem.

Musiałem wracać tym oplem przez 8 godzin bez radia - miałem taki mały głośnik na USB ale pamiętam że chyba po 4 godzinach umarł - mimo że starałem się oszczędzać najbardziej jak mogłem, to była mega mordęga.

Jak już wróciłem to Janusz sprawdził stan licznika z tripa i powiedział że "Mi tu sie nie zgadza, gdzie żeś jeździł?" - Powiedziałem mu że według GPS-a i że inaczej się nie dało - kłócił się że na bank nie i że mi potrąci z dniówki.

Na miejscu Pan Edek klasycznie zassał resztki z baków do rezerwy - "Bo będzie na następny raz Janeek" - po czym przepłukał gardło czystą i powiedział ze "Jest okej".

Nie wiem jak ale Janusz I Edek zaczęli chlać, i strasznie się zrobili - jak kończyłem to zaczynali drugą flaszkę.

Na drugi dzień musiałem je przygotować bo Janusz chciał je wystawić - było na minusie grubo więc woda pod polerkę zamarzała od razu - praktycznie nie byłem w stanie polerować - Janusz jak zawsze mnie pospieszał co mnie w nim najbardziej denerwowało i zawsze miał się do czegoś #!$%@?ć, a to że smuga, a to że coś jest nie tak - tym razem też mnie #!$%@?ł - kazał wziąć nagrzewnice i zasuwać - pamiętam że ręce mi zamarzały ale pod koniec dnia robiąc nadgodziny udało mi się go skończyć.

Często patrzył ze swojego okna i czasami wystawiał łeb żeby mnie ponaglić, często nie wiedząc co robię.

Janusz był mega zniszczony po wczorajszym chlaniu, Pan Edzio o dziwo wyglądał jak nowo narodzony i jak zwykle powiedział mi ochoczo "Siema Młoody" paląc swojego vicka i grzebiąc coś w starym UAZ-ie.

Warto wspomnieć że Pan Edek miał płacone więcej bo chyba z 12 ziko za h, ale robił praktycznie wszystko, progi, silniki, elektrykę - magiczna rączka - palił dużo szlugów - zwykle sępił i mówił "Młody, masz szluga może?" - potrafił opalić z całej paczki w jeden dzień - pracował też w ciepłym i fajnym garażu i zwykle Janusz miał na niego #!$%@? - więc robił tak długo jak chciał.

Mówił też że dawniej pracował w FSO i że szkielety Poldka gniły już przed fabryką w deszczu - generalnie to chyba tylko dłubał w samochodach - i czasem pił wódkę z Januszem.

Generalnie to mówił mało, ale jak już to nigdy nie było wiadomo czy to prawda, bo wyglądało na to że Pan Eddy robił w życiu już chyba wszystko, a fach do fuszerki jakoś mu po prostu przychodził.

Janusz potrafił zarabiać po 15 koła na czystko w kilka dni - do dziś pamiętam białe Seicento które kupił chyba za 1300 ziko po jakimś koncernie energetycznym - zrobiłem mu polerkę, wymyłem w środku,

Pan Edek ogarnął zaprawki i szpreja, pamiętam że przyjechał po niego taki dziadek z wnukiem chyba czy coś, Janusz go wystawił chyba za 4000 - do dziś pamiętam jak zalewany był wcześniej jakimś doktorem silnika czy innym gównem tylko po to żeby dobrze odpalał na pokaz - oponki zrobione, dziadek kupił od buta - było mi go trochę żal, ale jak to mówił Janusz "Klient kupuje oczami!" - wkład materiałów plus moja praca to wychodził może z 35 ziko, więc przebicie ponad 2 razy - takich fur czasami sprzedawał kilka dziennie, zależy od samochodu.

Raz wracając z przetargu w grubym deszczu wyleciałem z zakrętu i grubo obiłem Astrę - to nic że opony były stare a zbieżność nie istniała - generalnie to powiedział że muszę to odpracować - chyba z miesiąc albo dłużej o ile dobrze pamiętam bo wyliczył mnie na jakieś 1700 ziko - potem nadal nią jeździł mimo że bagażnik nie domykał się na liniach zbicia lol.

Pamiętam że kazał mi przyjść w moją jedyną sobotę wolną którą wtedy miałem w miesiącu - dzień wcześniej zabrał kluczyki do samochodu "Bo on musi mieć zabezpieczenie" i do dziś pamiętam jak czekałem na busa o 7:20 gdzieś na zadupiu bo musiałem odrobić dla Janusza.

Moja ulubioną częścią było odpalanie starych ulepów na plaka albo pych - Plak był podstawą odpalenia samochodu - do dziś pamiętam jak Lubliny zawsze miały plaka w drzwiach albo konsoli. Jak Plak nie odpalił czegoś to już była grubsza rozkmina - często wsadzenie śrubokręta w rozrusznik pomagało. Czasem trzeba było pchać - najgorsze były bankowozy bo były mega ciężkie i zanim ruszyły to trzeba było się napocić.

Zwykle plan dnia wyglądał tak że Janusz zaspany z okna sprawdzał czy jestem i zwykle mówił mi które samochody są dziś do zrobienia - tutaj to zależało od stanu - czasem właśnie z Seicento zajmowało to kilka godzin - czasem ze starą T2 która nie miała podłogi cały dzień - od mycia, polerki, prania, usuwania smarów i rys, piaskowania felg - malowania ich - zaprawek na gazecie czy myciu silnika Karcherem - czasem Janusz dostawał telefon i nagle trzeba było ogarniać jakiegoś trupa na zaraz, czasem jak w cutscenkach kończyłem woskowanie jak ktoś podjeżdżał pod dom.

Jak pisałem wcześniej - oszczędzał na WSZYSTKIM - Dyski do polerki były rarytasem, jak miałem nowy dysk to czułem się jakbym wygrywał w totka, potem już polerka szła jak po gównie mając 14% gąbki - ale Janusz i tak mnie zjebywwał że "za wolno robisz Janek, SZYBKO SZYBKO SZYBKO" albo "A te smugi to co, zostawisz?" Pranie wnętrza robiło się 20 letnim odkurzaczem który ledwo działał, bazą był proszek do prania - wosk i inne materiały były najtańsze i kupowane hurtowo w dużych ilościach, generalnie takie tesco value.

Pan Edzio zwykle wysysał diesla z dostawczaków PP do baniaków których miał chyba ze 150 litrów w róznych miejscach, typowy hoarding.

Jeździł oplem w gazie bo było taniej.

Akumulatory zwykle były przekładane "Bo jemu się nie przyda a mi owszem Janek"

Jak tylko miał wymówkę i mógł do uwielbiał obcinać mi godziny - za byle co - a że tutaj jakaś smuga i trzeba od nowa, a że tego nie zdążyłem umyć albo że zrobiłem coś za wolno.

Generalnie jak przyjeżdżał klient (Najczęstszą opcją było jak samochód powolnie zatrzymywał się przy domu i ze środka wystawało kilka głów które z lekkim niedowierzaniem patrzyły na stertę samochodów które się walały wszędzie) i pierwszym pytaniem zza szyby było "Czy firma "JANUSZEX" to tutaj?" - E NIE, TEN TUTAJ TAK HOBBISTYCZNIE ZBIERA TRUPY. Ja hobbistycznie je sprzątam.

Janusz wtedy morphował w tego zielonego potwora ze świąt (Tego co się tak szczerzy zawsze na kevinie) - Grinch to się chyba nazywało, a zamiast oczu wskakiwał mu taki symbol $_$ (Cza Czing), bo nagle stawał się Churchill na konferencji w Jałcie - "Dzień Dobry, witam witam, proszę zapraszam, o tutaj stoi - widzi Pan jaki ładny?"

"Nie nie, wszystko działa bardzo proszę, licznik nie kręcony, wszystko jak należy- IGIEŁKA - I - GIE- ŁKA PROSZĘ PANA!"

"No widzi Pan, wszystko jak mówiłem - zapraszam do domu to podpiszemy papiery"

Zawsze dobijał targu - nigdy nie wiedziałem czy to faktycznie przez fakt jego bajkopisarstwa czy jak, ale nie byłem w stanie sobie przypomnieć jak ktoś czegoś nie chciał.

Non stop gadał przez telefon, nie chciał pewnie wydawać kasy na słuchawkę BT, miał taką starą cegłę - do dziś pamiętam ten dzwonek który wrył mi się w psyche jak PTSD po Vietnamie - raz potrzebował zrobić przelew jak byliśmy na przetargu bo nie mogli gotówką, stawiałem mu hot spota z telefonu - to prawie jakbym był Morfeuszem - "No Młody, Ty to jednak jesteś - dobrze że cię mam!, Komputerowiec!" - oczywiście wtedy nadal płacił mi 6 ziko na godzinę na czarno.

Jego ulubionym słowem było "Laleczka" - Jako dobrze zrobiony samochód i "Igiełka" - podobnie - przyznam że czasem faktycznie niektóre trupy zmieniały się nie do poznania - ładne felgi czy kołpaki (Które Janusz też zawsze ściągał żeby dać gorsze a lepsze mieć na "Kiedyś") - oponki zrobione czarnidłem wraz ze zderzakami i akcentami - lusterka, polerka, woskowanie, mycie w środku - czasem nawet byś nie pomyślał że wcześniej tym samochodem jeździł przedstawiciel sieci energetycznej pałując go do odcięcia i wjeżdżając na każdy krawężnik i hopkę jak dostawca pizzy. Ludzie faktycznie kupowali z wyglądu - bo było ładne, pachniało - wyglądało jak nowe - Janusz to wiedział.

Fakt faktem że liczników nigdy nie kręcił - przynajmniej ja nigdy tego nie widziałem - jedyne co miał to sieć innego Januszo garażu który robił inne bardziej skomplikowane rzeczy po taniości - tam też Asterka była prostowana i robiona po tym jak ją obiłem.

Jak były jakieś harde braki, to Pan Edzio rzeźbił - czy to z gazet czy to ze szpachli - potrafił ulepić wszystko - potem pociągał sprejem - moim ulubionym mykiem był papier ścierny, felgi i szprej - jak Pan Edzio zrobił to mucha nie siadała - i naprawdę przyjeżdżali tam różni ludzie i po różne fury, zwykle jednak w kategoriach od 3 - 15 tysięcy - no chyba że sprzedawał na front to pewnie zgarniał więcej - Ale najczęściej przewijały się : Honkery - Najlepiej z Andorią bo łatwo schodziły - Uazy - sporadycznie ale miał z 3 które gniły na podwórku - Lubliny - klasyk - Sprintery, T4 ale też czasem różnego rodzaju trupki w stylu Forda Couriera, Boxera, jakiegoś vana, zależy co było na łapie. Najlepiej schodziły jednak małe samochodziki i dostawczaki - Seicento, Jakieś fiaty tipo, T4 najlepiej w synchro - te się najgorzej myło bo zwykle paka była mega niewygodna do mycia i zajmowała mase czasu na odrzyganie jej.

Raz Pan Edzio podrzucał mnie na rejon - do dziś pamiętam że czułem się jak w cutscence z GTA V z trevorem - w jego T3 w barwy Moro - było dosyć specyficznie - miał pełną popielniczkę więc formalnie gasił jednego na drugim na górce która uformowała się w niej, coś tam plumkał że stara go schepie bo zalał ryja jak coś tam robił czy coś - jakieś takie historie pana Edzia - nie byłem do końca pewny czy widzi gdzie jedzie bo miał takie troszkę lazy eye, ale kiedy byłem już na przystanku to poczułem sporą ulgę że nie byłem na tej karuzeli.

Generalnie to nie polecam - robiłem trochę bo musiałem - fajnie bo umiem trochę polerkę, woskowanie i inne podstawowe rzeczy samochodowo - kosmetyczne - ale Janusze to straszne zło.

#pasta #mirekhandlarz #januszebiznesu
Skatedog - Part II - Dzięki za miłe słowa! Postaram się pisać bardziej konkretniej, m...

źródło: comment_1606582553fCBnMgQQkXXNSxfEfOUZoz.jpg

Pobierz
  • 55