Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Jest mi potwornie przykro. Chyba zabrano mi już wszystko. Po prostu czuję potrzebę wylać to z siebie.

Zawsze cierpiałam na brak znajomych wiem, że jestem nudna/dziwna i czymś odstraszam. Może nie tak, że byłam sama, bo zawsze byłam w stabilnym związku, ale relacje czysto koleżeńskie nigdy mi nie szły po skończeniu podstawówki.
Wiele problemów ogarnęłam z psychologiem, miałam kiedyś jak znajdę czas (po zakończeniu studiów) iść na terapię grupową, aby może nauczać się bycia bardziej lubianym.
Udało mi się skończyć toksyczny związek, wejść w nowy ze wspaniałym gościem, z którym mieszkam teraz, wsadziłam sporo wysiłku aby pozbyć się problemów finansowych i braków w rzeczach pierwszej potrzeby, dojść do stabilności zawodowej, odłożyć coś, poczuć się bezpieczniej i wyrobić jakąś minimalną samoocenę. Unormowałam problemy żołądkowe z dietetykiem i podreperowałam plecy z trenerem. Zostały studia których nie lubię (ale już 6 semestr z 8 i chce je skończyć) i praca. To dużo, bo zajmuje całe dnie, wieczory i większość weekendów. Dosyć sporo zmieniłam przez ostatnie 3 lata i trochę odżyłam.

Zawsze trochę tę potrzebę socjalizacji i poczucie, że jestem wśród ludzi czułam gdy szłam na siłownie, odwiedzałam rodzinę lub jadłam w restauracji albo jak poszłam do wieczornego klubu-kawiarenki pić herbatę i czytać książkę. Trochę potrzeba, a trochę przy moim chronicznym braku czasu rozrywka. Wreszcie trafiłam na pracę gdzie ludzie są serdeczni/obojętni dla siebie i po prostu było ok siedzieć obok nich, pogadać o pogodzie na przerwie w kuchni.

Teraz nie mam ani ludzi z pracy (zdalnie), ani studiów (zdalnie), ani restauracji (zamknięte), siłowni (zamknięte), ani kontaktu z rodziną.
Nie chce się szczepić, bo po prostu nie jestem przekonana czy coś nie w pełni przetestowanego, jeszcze przy takiej medialnej nagonce, jeśli faktycznie ma skutki niepożądane to wycofają. Nie podoba mi się zachowanie władz (wielu krajów), bo mam poczucie, że zastraszanie wykorzystują do umocnienia pozycji lub zwiększania swoich uprawnień.
Przyjaciółka którą miałam od dziecka, choć się widziałam z nią raz na pół roku, to nie chciała się spotkać bo teściowa w bardzo dużej grupie ryzyka (i to rozumiem), ale poznając moje poglądy wrzuciła mnie do worka antyszczepionkowców, po prostu ta konkretna szczepionka, w tej konkretnej sytuacji nie budzi mojego zaufania.
Babcia z dziadkiem, którym się żaliłam na bezsensowość zasad (stosując się, ale narzekałam; wszak moja najbardziej groźna czynność to czasem pójście do spożywczego i to nie w godzinach szczytu, bo nie znoszę kolejek) porównali mnie do chodzącego mordercy, a sami po wyborach przez "wirusa w odwecie" spotykali się z innymi seniorami na kółku seniora i tam się zarazili - babcia zmarła 31 października. Nawet nie widziała się z nią kilka miesięcy przez śmiercią, jak była zdrowa, bo jestem młoda i z przekonania każdy uważał, że zarażam.
Do domu rodzinnego nie mam wstępu bo zapisałam się na tańce raz w tygodniu i jestem wrogiem numer jeden :( Siedzi tam ciężarna siostra i wszyscy demonizują moje tańczenie z zamkniętej sali z 5 osobami raz w tygodniu i bark szczepionki, a sama w zaawansowanej ciąży biegnie do sklepu meblowego wypełnionego ludźmi, bo Ikea otwarta i choć mija setkę ludzi to są w maseczkach i to jest ok. To samo z święceniem koszyczków na Wielkanoc. Pewnie jak urodzi to też nie zobaczę młodego lub przez kilka tygodni nie będę mogła wychodzić jeśli będę chciała zobaczyć. ;( Nie mogę mimo, że jestem prawdopodobnie ozdrowieńcem (paradoksalnie poszłam odwiedzić z chłopakiem mame i to od niej on się zaraził, a w tym czasie jak on przechodził bez węchu i temperaturą ja miałam kilkudniowe migreny i wymioty z bólu). No ale najwyraźniej od każdej reguły są odstępstwa, bo jej koleżanka która powiedziała, że jest ozdrowieńcem (niewiadomo z kiedy) mogła ją odwiedzić.

Z chłopakiem siedzimy na 30m2 w betonowym mieście, zawsze coś, ale to nie to samo co te legendarne wyjść do ludzi. Zwykle razem uprawialiśmy głównie sport i spędzaliśmy intensywnie wolne wieczory. Teraz siedzimy non stop razem i chociaż nie kłócimy się i jest ok, to trochę zobojętnieliśmy. Czasami wracją mi lęki i o ile jako tako trzymam się w ryzach i nie zawsze odczuwa moje wewnętrze problemy. Boję się, że jeszcze go stracę - nie chcę przelewać tego na niego, a wiem, że taki rzeczy potrafią ukrócić satysfakcje z życia również partnerowi i sam może skończyć finalnie z problemami. :(

Chwilowe rozmrożenie więcej mi zaszkodzi niż da - kolejne rozregulowanie, życie nadzieją, powrót do sportu, a później ponownie na zimę "dla mojego bezpieczeństwa" zamknięcie w 4 ścianach i pozbawienie mnie podstawowego ruchu - przerabiałam to rok temu, nie umiem się przestawić na gumy i mniejszą kalorykę ot tak, a zazwyczaj te przestawienie to bardzo dużo cierpienia.

Chciałam iść do psychologa, może trochę to coś pomogłoby. Na początku oszukiwałam się, że praca/studia (trochę mi się przelewa przez ręce, nie umiem faktycznie pracować ile muszę w domu), a jak zaczęłam przeglądać oferty to wszyscy byli dostępni online lub mieli zbyt wysokie stawki.

#zalesie #pandemia #samotnosc #psychika #problemypsychiczne #psychologia

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #6096a4e1fe0977000b8ae802
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: karmelkowa
Roczny koszt utrzymania Anonimowych Mirko Wyznań wynosi 235zł. Wesprzyj projekt
AnonimoweMirkoWyznania - #anonimowemirkowyznania 
Jest mi potwornie przykro. Chyba za...

źródło: comment_1620495972nAn251Ft7prZljlXOIv7fi.jpg

Pobierz
  • 13
**niemamkodu**: @allesisthelal: jak mam żyć tu i teraz? Jestem zamknięta w kawalerce z drugim człowiekiem. 8h pracy w najlepszym wypadku, 3h na uczelnie. 11h przed komputerem, a zazwyczaj robię po dwie-trzy godzinne przerwy na sprzątanie lub gotowanie czy inne scrollowanie wykopu z telefonu, bo nie wytrzymuję i nie umiem utrzymać skupienia. Nie umiem pracować w miejscu gdzie mam obok łóżko i kuchnię. Siedzieć non stop w jednym miejscu, przy
**niemamkodu: @lazik_lesny: Niby tak, ale jednak nie.
Terapie grupową mocno zalecała mi psychoterapeutka i raczej nie bez powodu, bo podsuwała to kilka razy i mało rzeczy podczas naszej pracy było tak bezpośrednich. Czuję, że ludzie za mną nie przepadają i nie wiem dokładnie co robię nie tak ale wiem, że problem jest we mnie i będę musiała się z tym zmierzyć. Może za dużo mówię o sobie? Może
Czuję, że ludzie za mną nie przepadają i nie wiem dokładnie co robię nie tak ale wiem, że problem jest we mnie i będę musiała się z tym zmierzyć. Może za dużo mówię o sobie?


@AnonimoweMirkoWyznania: Ciężko to stwierdzić po tym co, i w jaki sposób, opisałaś.

Na marginesie powiem, że pobieżnie znam osobę, która nie ma wyczucia gdzie leży granica między wygłaszaniem swoich poglądów, a naruszaniem komfortu psychicznego rozmówcy. Strasznie