Wpis z mikrobloga

Odrobinę bliżej nieba. Cz. 12

Nie dość że silnik nie potrafił utrzymać obrotów minimalnych to jeszcze nie chciał odpalić.
Mój motocykl tak ma że jak dodasz mu "gazu" podczas odpalania to on się nie uruchomi.
Odpala tylko bez gazu.
Po chwili wpadłem na pomysł podkręcenia obrotów minimalnych i to było rozwiązanie wystarczające.
Ruszyliśmy w głąb surowego płaskowyżu.
Żadnych roślin, same skały żwir i śnieg. I jeszcze sól mnóstwo soli.
Nasze buty pokryły się białym pyłem. Usta spierzchły się jak u dziadka.
Smak kurzu był smakiem słonym.
Sól zalegała przy drodze oraz na dnach okresowych rozlewisk
Czasem nie potrafiłem jej rozróżnić od śniegu. Szczególnie gdy patrzyło się z kilkunastu metrów.
W południe trafiliśmy do jakiejś wioski, a zasadniczo było to zbiorowisko lepianek
Nie mam pojęcia z czego mogli żyć tam mieszkający ludzie. Nawet nie było na czym owiec wypasać.
Jedyny zielony skrawek gruntu jaki spotkaliśmy występował przy jedynej rzece jaką mijaliśmy.
Na jednej z lepianek widniał napis caffe. Słowo wymowne i między narodowe dla wszystkich zrozumiałe. Wstąpiliśmy na obiat.
Gdy jedliśmy ryż z czymś dodatkowym zagryzając to chlebem rozmowa zeszła na nasz dzisiejszy cel.
Celem było zatankowanie bęzyny która to znajdowała się w jedynym mieście po drodze do granicy.
Miastem tym był Murgob, w sumie to nie wiedzieliśmy czy jest tam stacja benzynowa. Ale założyliśmy że skoro na google mapach widnieje lotnisko i hotel to stacja też musi być. Tym bardziej że z miasteczka z którego wyruszyliśmy do granicy było ponad 500km.
A częsty pojazdy Tadżyków czyli ople Astry i Vectry pierwszej generacji raczej takich dystansów nie robiły. Choć akurat na tej trasie nie widziałem ani jednego, częściej występowały na nizinach. Apropo opli, w tym kraju przeżywały już swoja czwartą młodość.
Pierwsza była w Niemczech druga w Polsce trzecia w Kazachstanie a czwarta w Tadżykistanie.
Lecz nie była to młodość beztroska.
Bardziej przypominała dzieciństwo w śląskich w familokach z przemoc owymi rodzicami. Lub związek z alkoholiczką która już sto razy obiecała że przestanie pić, a przy sto pierwszej obietnicy przypominasz sobie słowa księdza z waszego ślubu: "aż was śmierć nie rozłączy" i wtedy się zastanawiasz czy da się wcielić w życie to zdanie, szczególnie słowo śmierć. Ale jedyny co cię czeka po realizacji planu to dożywotnia odsiadką, więc dalej tkwisz w tym związku.

Jednak net zajechany samochód był tam oznaką luksusu i to przez duże L.
Choć czasem miałem wrażenie iż oryginalny silnik przeistoczył się w dwusuwowy. Ważne że jeździł mimo kłębów siwego dymu.
Powoli robił się wieczór gdy policja zatrzymała nas na rogatkach miejscowości. Sprawdzili dokumenty zadali standardowe pytania i puścili. Wjechaliśmy do wioski a po dwóch minutach już z niej wyjechaliśmy.
Wioską okazało się miasto Murgob. Tak własnie te w którym mieliśmy zatankować paliwo, choć stacji nie widzieliśmy, te miasto które miało lotnisko które okazało się najprawdopodobniej kawałem siemi bez większych kamieni.
Miasto które prawdopodobnie nie miało ani jednej chałupy zbudowanej z czerwonej cegły.
Stacją okazał się niewielki budyneczek a bardziej obórka w której gość trzymał zbiorniki na paliwa.
Tankowało się za pomocą wiader i konewek.
Wiadro miało 10L a konewka 5L.
Więc mogę powiedzieć że do mojego zbiornika weszły dwa wiadra i ciut ciut konewki.
Ale oczy szczypały od tej bęzyny a zapach miała bardziej ostry niż miejscowy pastuch schodzący z gór po półrocznym wypasie owiec.
Zaczęliśmy poszukiwania sklepu. O dziwo szybko go znaleźliśmy i coś tam kupiliśmy. Następnie szukaliśmy noclegu w końcu byliśmy w mieście, może brudni nie byliśmy ale trochę zmarznięci.
Google maps skierowało nas do jakiegoś domu gdzie w oficynie za szybą była miniaturowa naklejka Polskiej flagi.
Niestety dom zamknięty a hotel uznaliśmy za zbyt drogi zbytek. Wyjechaliśmy za miasto aby zanocować pomiędzy górami.
Znajdowaliśmy się na wysokości 3600 m n.p.m.
Niby nie wysoko bo i tak niżej o 600 m od przebytego śnieżnego płaskowyżu jednak
myśląc o porannym odpalaniu motocykla podkręciłem obroty minimalne na maksa. To znaczy chciałem podkręcić ale już były maksymalnie zwiększone.
Następnie wdałem się w intensywną dyskusję z kolegą gdzie lepiej rozstawić namiot.
Nie to żeby nie było miejsca. Było go wręcza nawet za dużo bo dolina miała kilkaset hektarów powierzchni. Rozchodziło się oto gdzie mniej wieje. Ja próbowałem się schować za górką a kolega rozbił się z jej boku..
Finał był taki że oby dwu nam wiało podobnie ale i tak znacznie słabiej niż 50 metrów obok.
Ta dyskusja przerodziła się w dość twardą wymianę zdań.
Tak była to wymianę zdań na temat tego gdzie lepiej druga osoba ma rozbić swój namiot. Obydwoje automatycznie uznaliśmy że wiemy lepiej, ba staliśmy się wręcz ekspertami w tej dziedzinie. Dziś z perspektywy czasu wiem że naszą nerwowość powodowały niskie temperatury jakie tam występowały i ciągły nie ustający wiatr który potęgował uczucie zimna.

Mikro kryzys został zażegnany gdy koledze nie chciała zapalić żadna zapalniczka nawet ta żarowa.
Jedyną działającą okazała się moja BIC którą znalazłem w Rosji.
Tamtego wieczoru doceniłem mikro przedsionek w namiocie znajomego. Kolega siedział sypialni ja plecami zatykałem wejście do namiotu a kuchenka paliła się pomiędzy nami.
Tak tego było nam trzeba, ciepła.
Trochę rozgrzany wróciłem do namiotu.
Lecz szybko się wychłodziłem i z zimna nie mogłem zasnąć mimo tego że śpiwór był przystosowany niby do -22C. Gdy już mi się to udało zapaść w objęcia morfeusza to i tak się przebudzałem. W końcu założyłem kalesony i specjalne grube wełniane skarpety.
Troszeczkę pomogło.
Rano chciałem się napić, jednak cola i woda pozamarzały mimo tego że leżały blisko mnie w namiocie.
O dziwo motocykl bez problemowo odpalił i pojechaliśmy w stronę granicy z Kirgistanem.
Po drodze zbliżyliśmy się do zasieków przygranicznych. Stały jakieś 2 kilometry od granicy z Chinami. Choć pewni turyści usilnie próbowali nas przekonać że za zasiekami jest już państwo środka.
W południe, przekroczyliśmy najwyżej położoną przełęcz na drogową w tym kraju. Podobno ma 4655m n.p.m
Nie miałem odwagi gasić silnika. Bałem się że może nie odpalić. Po drodze do granicy z Kirgistanem minęliśmy pewną wioskę położoną nad jednym z największych jezior w tym kraju.
Większej beznadziei niż we wski Kara kul (bo o niej mowa) ciężko spotkać.
Szaro, przygnębiająco i biednie. Kilka jaków pasących się na tych 5 metrach trawy przy jeziorze i to wszystko. A zasadniczo nie wszystko bo nie wiadomo z czego ci ludzie żyją.
Dziwne miejsce zresztą zobaczcie sobie je na zdjęciach satelitarnych.
Po południu dotarliśmy na przejście graniczne. Zatrzymały nas szlabany, po stronie Tadżyckiej.
Przejście postawili dokładnie na samej granicy. Mimo tego że wysokość oscylowała w okół 4 tys m n.p.m
Wydostanie się z Tadżykistanu to głównie ściąganie i zakładanie butów.
Najpierw "zapraszają" cię do brudnego baraku w którym piecyk działa na najwyższych obrotach i mimo tego że wszystko w baraku jest brudne łącznie z podłogą każą tobie ściągać buty abyś mógł się zbliżyć do pogranicznika.
Następnie tenże wysyła cię do innego i jedynego ceglanego budyneczku. Czyli znów zakładasz buty bo na dworze śnieg wymieszany z błotem. Gdy po kilkunastu krokach otwierasz drzwi to znów ściągasz obuwie i kłaniasz się w pas, chciał byś dostać pieczątkę na kartce którą trzymasz w ręce Jednak oni mówią że masz im pokazać papier medyczny, potwierdzające że wszystko jest w porządku i nic nie zawlekłeś do ichniego kraju.
Na początku stoisz osłupiały bo niby jaki papier? Niby na co?
Oni odpowiadają że sanitarnyj wwóz i że powinieneś go dostać jak wjeżdżałeś do ich kraju.
Ale jak nie dostałeś to masz problem, jednak za 18 dolarów mogą taki wystawić.
Wtedy cię odtyka i przemawiasz do nich że przecież nie wiozłeś ze sobą sabaki. I że taki papier nie jest Ci potrzebny.
Oni jednak twierdzą że go potrzebujesz. Na twoje słowa: A na co potrzebuje? Na siebie czy na motocykl? oni opuszczają cenę do 9 dolarów.
Oraz dostajesz wymijająca odpowiedź że trzeba było motocykl odkazić zanim do kraju wjechałeś.
A ty im tłumaczysz że sabaku nie masz a nie trzeba żadnego motocykla ani siebie odkażać. Starasz się ich nie oskarżać o wymuszenie łapówki.
W końcu podbijają Ci pieczątkę i mówią że papierka nie wystawią a bez niego Kirgizi cię do siebie nie wpuszczą. Wychodzisz i zakładasz buty oraz informujesz towarzysza co ma mówić i jak postępować.
Udajesz się do pierwszego baraku i znów ściągasz buty. Następnie musisz znów wyjść i udać się do kolejnego baraku (zakładasz buty). Wchodzisz do kolejnego kontenera i znów ściągasz obuwie. Dajesz do podbicia karteczkę lecz pogranicznik mówi że musi twoje toboły sprawdzić (znów zakładasz buty) pobieżnie i po macoszemu sprawdza co masz. Całe szczęście że nie każe tego wyładować bo do kostek stoisz w błocie i śniegu.
Następnie znów udajesz się do ostatniego baraku (ściągasz buty) i dostajesz opieprz że powinieneś się przed okienkiem ustawić a nie im się wałęsać. (zakładasz obuwie) i idziesz z przodu kiosku aby prze okienko podać kartki i paszport.
Czegoś nie rozumieją więc wołają cię do środka gdzie przed chwilą byłeś. Wchodzisz do przedsionka i ściągasz buty, tłumaczysz im że do niektórych krajów nie potrzebujesz wizy. Jednocześnie pogranicznik pyta się po co ściągnąłeś obuwie. Więc tłumaczysz że w poprzednim baraku kazali i myślałeś że u nich też tak jest.
On odpowiada że w przedsionku nie trzeba ściągać ale już za progiem to trzeba. Więc zakładasz buty.
Dostałeś pieczątkę i idziesz do pierwszego baraku (nie zapomnij ściągnąć butów).
Dostajesz pieczątki i mówią żebyś jechał.
Uradowany zakładasz buty i nawet je wiążesz. Gdy kompan do ciebie dołącza odpalacie maszyny i jedziecie przed siebie całe 100 m aż za budynek który przesłania wszystko.
A za budynkiem opuszczony szlaban i strażnik który cię zatrzymuje i każe iść do kolejnego baraku. Znów ściągasz buty dostajesz pieczątkę i zakładasz buty i teraz już się pytasz czy dalej nie ma jeszcze jakiś kontroli. Dowiadujesz się że nie ma i dalej jest tylko Kirgistan.
Aby podkreślić radość z tego faktu mocno wiążesz obuwie i po chwili wjeżdżasz na mocno pochyloną gruntowa bardzo rozmiękłą i częściowo pokrytą śniegiem glinianą drogę która zakosami opada w dół.
Przekroczyłeś granicę jesteś w Kirgistanie.
#motocykle #mpetrumnigrum #podroze

Przy drodze to sól.
mpetrumnigrum - Odrobinę bliżej nieba. Cz. 12

Nie dość że silnik nie potrafił utrz...

źródło: comment_1621635513mqrKcmXgpbR55kSayJGzuF.jpg

Pobierz
  • 11
via Wykop Mobilny (Android)
  • 2
@mpetrumnigrum: ej to nie jest jakaś pasta cxy coś? Bo krucafuks, wciąga jak jasna cholera ten Twój opis. A jednocześnie uchylã rąbka do świata tak diametralnie różnego od tego, co większość z nas zna, że aż się wierzyć nie chce, to prędzej jakąś niedostępna planeta czy sci-fi, a nie Kirgistan.
ej to nie jest jakaś pasta cxy coś? Bo krucafuks, wciąga jak jasna cholera ten Twój opis. A jednocześnie uchylã rąbka do świata tak diametralnie różnego od tego, co większość z nas zna, że aż się wierzyć nie chce, to prędzej jakąś niedostępna planeta czy sci-fi, a nie Kirgistan.


@buczubuczu: Miłe słowa z twojej strony. To nie jest pasta. To są moje wspomnienia z wycieczki motocyklowej po górach Pamiru którą odbyłem
via Wykop Mobilny (Android)
  • 0
@mpetrumnigrum: naprawdę, aż się to chce czytać. Chociaż sam nie mam nawet z kim, czym ani jak pojechać na taką wyprawę, to jakaś tęsknota za dzikimi wycieczkami została, w rodzinie chętnych na podróże i starszych ode mnie ludzi trochę jest. Obserwuję tag i w wolnym czasie nadrobię resztę odcinków.
Chociaż sam nie mam nawet z kim, czym ani jak pojechać na taką wyprawę,


@buczubuczu: To nie problem. Znam świetnych Polaków którzy dostarczają tam motocykle klientów za jakieś 4 tys zł. I następnie jeździsz z nimi albo samotnie jak chcesz, po Kirgistanie i Tadżykistanie.
Ty musisz tylko dostarczyć do nich motocykl i następnie przylecieć samolotem do Kirgistanu miesiąc później.
W 7 tys zł powinieneś się za całość zamknąć.