Wpis z mikrobloga

Pijąc z kilku latkiem. Cz 15

Okazało się że w guest house zmienił się nam opiekun/dozorca.
Teraz był nim pewien drobny Gruzin.
Jest to ten typ człowieka z którym mimo bariery językowej świetnie się dogadujesz. A jeżeli się słownie nie jesteś w stanie porozumieć to zostaje gestykulacja którą ten osobnik umiejętnie używał.
Spędziliśmy kilka godzin na rozmowie która tyczyła się głównie jego osoby.
Gruzin miał dziesiątki prac, zwiedził chyba większość Europy i wszystkie kraje byłego związku.
Z jego wywodów zapamiętałem ten na temat jego pracy jako właściciela małej firmy budowlanej w Turcji. Najwyraźniej pewien schemat jest podobny dla całego świata.
Zaczął dobrze zarabiać, pojawili się koledzy i kobiety oraz morze alkoholu i narkotyki.
Na kacu kiepsko się pracowników kontroluje więc firma upadła a on się z tamtego kraju wyprowadził.
Wywody przerwał mu dzwoniący telefon.
Okazało się że jego znajoma dzwoniła z więzienia w którym już kilka lat siedzi za poważne przestępstwa. Od jakiegoś czasu zbiera na łapówkę która podobno wynosi 10 tys dolarów wtedy ją wypuszczą. Tak twierdził nasz nowy "opiekun" twierdził także że ta kobieta truje mu tyłek i jest namolna.
Być może jest to prawdą gdyż korupcja w śród Policji jest powszechna to dlaczego nie ma być powszechna wśród strażników więziennych.
Poszliśmy coś zjeść na mieście. Już od kilku dni mijaliśmy miejscowych z jakimiś małymi beczkami z plastiku którzy sprzedawali swoje narodowe napoje wprost z ulicy.
Coś jak w Rosji beczkowozy z kwasem chlebowym.
Do wyboru były 3 napoje. Ja wziąłem trzeci a kolega ten pierwszy, mieliśmy się wymienić kupkami jak wypijemy po połowie.
W moim płynie pływały kawałki nasion zboża a ciecz była bardzo mętna. W smaku sól w potężnym stężeniu połączona ze smakiem paszy dla zwierząt (nie pytajcie się skąd wiem jak smakuje).
Kolega kupił coś co barwą przypominało kawę z dużą ilością mleka.
A smakowało już nawet nie pamiętam jak. Jednak jedno jest pewne było równie okropne i nie tuzinkowe.
Ja wypiłem kilka łyków i wyrzuciłem mój napój, kolega był twardy i dotarł do połowy wielkiego kubka, po czym okazało się że wcale nie jest taki twardy i też wyrzucił swoją ambrozję

Wieczorem sms-em dostaliśmy koordynaty geograficzne (tyczące się ich miejsca zamieszkania) od Polaków którzy z między innymi wieźli nam nowe opony oleje itp.
Okazało się że koordynaty geograficzne potrafią być dla nawigacji garmina inne niż dla google maps.
My mieliśmy garmina dlatego przez 3 godziny nie mogliśmy ich odnaleźć. A nie była to łatwa sztuka gdyż poszukiwania odbywały się w ścisłej zabudowie parterowej. Każda chałupa miała płot wysoki co najmniej na 2,5m.
W końcu odebrali telefon i nas nakierowali.
Rożnica pomiędzy tymi samymi koordynatami na dwóch różnych urządzeniach wynosiła co najmniej 700m w linii prostej.
Uczynnymi krajanami którzy za darmo przewieźli nam 4 opony i oleje do motocykli okazała się sympatyczna para.
Gdy tak sobie rozmawialiśmy i się zapoznawaliśmy jeden z domowników u których się ci ludzie zatrzymali wrócił z miasta i przywiózł ze sobą tan nieszczęsny napój o smaku słonej paszy. Nasza nowa znajoma mimo ostrzeżeń z naszej strony spróbowała tego smakołyku. Efekt był taki sam jak u mnie, po wzięciu łyka resztę wylała. Wieczorem pojechaliśmy do podobno najlepszej restauracji którą była pizzerina o cenach dopiero dziś osiąganych w podobnych lokalach w naszym kraju.
Pewnie mieli już dość jedzenia kiepskich potraw w przydrożnych barach. Ale im się nie dziwię.
Para ta zajmuje się organizacją wycieczek motocyklowych w odległych krajach. Z tym że uczestnik daje im swój motocykl a oni go transportują na miejsce docelowe. Motocykliści następnie przylatują na miejsce samolotami.
Motocykli przywieźli kilkanaście.
Kilka na busie i z dziesięć na lawecie.
Większość drogi przebyli Kazachstanem ponieważ jest to najkrótsza droga do stolicy Kirgistanu, a w tym kraju to chyba już standard że wieje. Dmuchało w nich przez 4 dni jazdy. Jechali na 3 biegu z pedałem wciśniętym do końca osiągając 60km/h. W sumie to i tak dobrze zważywszy na to że bus był potężny i razem z lawetą miał 14m długości a to wszystko poruszał silnik 2,7l.

U tych samych Kirgizów zatrzymał się też pewien Austriak który był inżynierem w firmie Steyr.
Gość zajmował się głównie konstruowaniem silników, okazało się że dla Rotaxa także kilka stworzyli.
Jeździł starą ciężarówką ze swojej firmy pochodzącą z lat 60-tych. Na pace miał jakąś zabudowę z tworzywa którą przerobił tak aby można było ją traktować jako mieszkanie. Bardzo podobne zabudowy były na naszych wojskowych starach.
Człowiek ciekawy i nie tuzinkowy. Wtedy pierwszy raz żałowałem na tej wycieczce że tak kiepsko znam Angielski. Gdybym znał ten język zapewne więcej bym się dowiedział na temat Afryki po której inżynier jeździł ponad 20 lat. Co roku wylatywał na czarny kontynent aby tam przez miesiąc albo dłużej jeździć swoją ciężarówką którą następnie tam zostawiał i wracał do niej po roku.
Zwiedził chyba wszystkie Afrykańskie kraje. Bardzo zachwalał swój pojazd, wielokrotnie wspominał że się nie psuje a jak się już coś popsuje to on potrafi to naprawić w jeden dzień. Jedynym wadliwym elementem były pióra od resorów których zapas woził z przodu pomiędzy chłodnicą a oponą zapasową. Mówił także że wielokrotnie na saharyjskich drogach mijał unimogi i inne terenowe ciężarówki które się popsuły a on jechał bez awarii.
Minusem tego pojazdu była też rozwijana prędkość na asfalcie 60km/h. Maksymalnie jechał 70km/h. Czyli podobnie do naszego Stara.
W nocy nadciągnęła burza i okazało się że w moim nowym namiocie także przecieka podłoga. Znów miałem mokry śpiwór. Kolega miał gorzej bo położył się spać na takim czymś co przypominało łoże wezyra. Była to kwadratowa platforma o ramie z metalu, umieszczona 50cm nad ziemią. Na niej były deski a na deskach miejscowe sienniki. Wszystko to było wielkość patomieszkań sprzedawanych przez Wrocławskich deweloperów. Cechą wspólna był metraż podłogi i dach nad głową, natomiast leże nie miało ścian.
Najpierw deszcz padał klasycznie od góry a potem poszedł w tango aby ostatecznie zakończyć twistem.
Choć zbytnio tego nie czuł gdyż kilka godzin prędzej tak zawęzili w trójkę więzi polsko-polskie że rozłożyli na łopatki kilka butelek alkoholu w tym niektóre z wódką.
Przed południem pomagaliśmy ściągnąć motocykle z lawety i z busa i następnie zabraliśmy się za serwis motocykli. Pod wieczór zaczęli przyjeżdżać uczestnicy wycieczki.
Jeden z nich przywiózł nam w bagażu podręcznym potrzebne części do motocykla kolegi.
Okazało się że kolega nie zamówił wałka rozrządu tylko dźwigienki zaworowe i łańcuszek.
Wymienił tylko łańcuszek.
Tym który przywiózł części okazał się mechanik motocyklowy, poprosiłem go o ustawienie luzów zaworowych w moim motocyklu gdyż nakrętka od wziernika położenia wału była uszkodzona i trzeba było szukać prawidłowej pozycji na czuja.

Następnego dnia w przechodzącej burzy ruszyliśmy nad jezioro Issyk-kul. Taka wakacyjna mekka Kirgizów.
Jezioro podobno słone a na części brzegu piasek i skały barwy ceglanej. Szczerze mówiąc nic specjalnego.
Następnego dnia wieczorem w deszczu dotarliśmy do przejścia z Kazachstanem.
Przejście było zamknięte, kazano nam wrócić następnego dnia o 9.00 rano.
Ciągle siąpiąca mżawka spowodowała moją wielką niechęć do spania w namiocie.
Ruszyliśmy do najbliższej wioski.
Tam zapytałem się pierwszej z napotkanych kobiet czy nie wie gdzie tutaj jest gościńca.
Odpowiedziała że u niej jest i że może nas przenocować.
Jeśli chodzi o budynek to u nas gdyby ktoś mieszkał w takim z dziećmi to najpierw zjechał by się mops z policją a następnie telewizja.
Chata była z gliny, obejście klepisko z rozpadającymi się budyneczkami gospodarczymi.
Ganek to stare poczerniałe od brudu deski. A w środku o dziwo mieli prąd w postaci zwisającej żarówki i przełączniki jak w przedwojennej Polsce. Gospodyni ugościła nas herbatą ze śmietaną , kilkoma kawałkami suchego chleba i czymś tam jeszcze.
Siedzieliśmy z gospodynią i jej czwórką dzieci. Mąż miał przyjechać wieczorem.
Gdy skończyliśmy jeść pani domu wyciągnęła napoczętą flaszkę wódki.
Nalała dla siebie kolegi i.... syna który miał 9 lat.
Gdy obalali trzecią kolejkę matka miała niezły ubaw ze swojej pociechy bo widać było po jego ruchach że mały już ma w czubie.
Kolega postanowił się zrewanżować i wyciągnął Nemiroffa smakowego. Teraz piła tylko gospodyni i znajomy. Zapytałem się czy mąż też pije ona odpowiedziała że nie tyka alkoholu za to dużo pali marihuany.
Zaczęliśmy rozmawiać częściowo po angielsku a w większości po rosyjsku o życiu w Kirgistanie.
Okazało się że jestem z tego samego rocznika co właścicielka czworga dzieci.
Gdy się o tym dowiedziała to zapytała gdzie moja żona. Taki standard na wschodzie. Pytanie o kobietę.
-Nie mam. Odparłem
-Ale dlaczego?
-Bo uciekła. Z poważną miną zażartowałem.
Znajomy zapytał się jej w jakim wieku miejscowe kobiety wychodzą za mąż.
Odpowiedziała że są porywane do dwudziestego roku życia. Te które nie mają męża do dwudziestego piątego roku to są uważane za bardzo stare panny.
Kolega zadał pytanie czy mąż też ją porwał. Okazało się że tak. Nie wnikaliśmy w szczegóły ona coś opowiadała ale ciężko było ją zrozumieć.
W końcu wrócił mąż i zaczęła się rozmowa która niezbyt dobrze szła gdyż głowa rodu nie znała za dobrze rosyjskiego. Na szczęście pomagała żona.
Tematy zeszły na bardziej codzienne. Gość pytał się czy w Polsce każdy ma broń.
Trochę zdziwieni odpowiedzieliśmy że praktycznie tylko myśliwi takową noszą. W odpowiedzi usłyszeliśmy że tutaj w każdym domu jest broń na wilki gdyż te lubią polować na domowe zwierzęta.
Zaproponował skręta i dziwił się że odmówiliśmy. Powiedziałem że w Polsce jest to nie legalne i że można za to trafić za kratki on się uśmiechnął i powiedział że w Kirgistanie też, ale wszyscy to mają w tyłku.
Zaproponował nam zakup ziela w jakiś bardzo śmiesznych pieniądzach i dziwił się że nie chcemy oraz wspominał że ostatnio jak byli u nich Kanadyjczycy to kupili kilkaset gramów.
Następnie rozmowa zeszła na samochody. Z racji tego że daewoo tico było popularne w ich kraju to powiedzieliśmy coś co wiedzieliśmy że rozpali ich umysły.
Mianowicie oświadczyliśmy im że ten samochód bez problemu można w Polsce kupić po 250 dolarów.
Pan domu zaczął się dopytywać o snopowiązałkę ile w Polsce kosztuje. Gdy się dowiedział że taką używaną ale sprawną można już za 1700 dolarów kupić to już się zapalił do przyjazdu do Polski.
Gdy dodaliśmy że za 3000 dolarów można kupić sprawny używany ciągnik który tą snopowiązałkę pociągnie to jego szczęście było wręcz anielskie i już widziałem w jego oczach jak próbuje na tym w myślach zbić interes.
Wieczorem trzeba było udać się na wycieczkę do wychodka. Gdy go otwarłem to cieszyłem się że chce mi się tylko jedynki i poszedłem gdzieś w step.
Na noc rodzina wyniosła się do innej izby a my położyliśmy się spać na podłodze w pokoju.
Następnego ranka przekroczyliśmy granice. Jedyne co mnie zaskoczyło że na tak małym przejściu to to że nawet nie było zadaszenia na zewnątrz a robili zdjęcia oczu.

Dzień zapowiadał się przyjemny w pierwszym miasteczku kilka kilometrów od granicy szukaliśmy banku aby wypłacić trochę miejscowej waluty. Gdy kolega poszedł do banki niedaleko mnie zatrzymali się Polacy. Gdy ich pozdrowiłem tradycyjnym dzień dobry byli naprawdę zaskoczeni
#motocykle #podroze #mpetrumnigrum
  • 9
Powiedziałem że w Polsce jest to nie legalne i że można za to trafić za kratki on się uśmiechnął i powiedział że w Kirgistanie też, ale wszyscy to mają w tyłku.


@mpetrumnigrum: ( ͡°( ͡° ͜ʖ( ͡° ͜ʖ ͡°)ʖ ͡°) ͡°) czyli tak samo jak w Polsce
Fakt że ten przysmak kupiłem w Kazachstanie kilka dni później ale teraz go zamieszczę abyście także mieli na niego ochotę jak ja.
W dużej mierze jest to wysuszony słodki (chyba podfermentowany) jogurt który ma słodycz prawdopodobnie od cukru a zarazem jest mocno kwaskowaty za sprawą fermentacji (chyba). Oczywiście posmak jogurtowy plus bakalie.
Warto spróbować.
źródło: comment_1623768987NTa5EVdC6nmh5CGvTVStle.jpg