Wpis z mikrobloga

#ogarniamsie tydzień czwarty.

Czuję się już lepiej, o ile jutro wieczorem nie będzie ostrej ulewy, to wracam do biegania :)

Książkę Hitchensa póki co odstawiłam, czyta mi się to straaasznie topornie. Spróbuję do niego usiąść za jakieś dwa tygodnie, w trakcie urlopu i zobaczymy czy to moja wina, czy jednak gość pisze zbyt chaotycznie. Póki co wygrzebałam z czeluści moich książkowych zapasów "Mysticism and logic and other essays" Bertranda Russella. Jakie to jest dobre!
Filozofów roboczo dzielę na dwie grupy. Pierwsza to "Heidegger-like" - ludzie, którzy specjalnie utrudniają wszystko, żeby brzmiało mądrze i niezrozumiale, wprowadzają bardzo szeroki aparat pojęciowy i jestem w stanie ich zrozumieć albo po dużej ilości alkoholu albo kiedy mam tylko 3 godziny do egzaminu. Druga grupa to autorzy, których dzieła się po prostu pochłania, a najtrudniejsze zagadnienia są przedstawione w prosty, przejrzysty sposób i przy odrobinie wysiłku nawet mój kot by je zrozumiał. I właśnie tym typem jest Russell.

... a w trakcie urlopu chciałabym przeczytać przynajmniej część cyklu "W poszukiwaniu straconego czasu" i pójść w końcu na tę ściankę wspinaczkową. Trzymajcie kciuki.