Wpis z mikrobloga

Wycieczka motocyklowa w góry Kaukazu 2016r.

Czasem o twojej randze w grupie może przeważyć pięćdziesiąt słów które znasz w obcym języku cz.3

Wjechaliśmy w naprawdę suchy obszar, trawa już dawno zniknęła, ba nawet sucholubne rośliny przestały rosnąć, w odróżnieniu od temperatury która miała odmienne zdanie od roślinek. Nie było zabudowań tak samo jak dróg które odchodziły by od głównego asfaltu. Pustka połączona z pół pustynią i wszędzie było płasko jak na stole.
Ten krajobraz zapadł mi w głowie gdyż był to pierwszy raz gdy znalazłem się w takim miejscu. Trzy lata później w Mongolii gdy wjechaliśmy na podobne tereny przypomniała mi się właśnie Kałmucja.
To samo uczucie doświadczyłem podczas oglądania filmu "Siedem lat w Tybecie" także doznałem uczucia znajomych widoków, tym razem przypomniał mi się Tadżykistan a bardziej jego górskie drogi i niedostępne szczyty.

Wróćmy jednak do wycieczki, jechaliśmy przez takie pustkowia sam piach i żwir dookoła czasem jakieś sukulenty i tak 150 km. Nagle wyłaniają się z dwóch stron drogi zabudowania, jest tam dosłownie wszystko i dosłownie wszyscy tam stają. Taka oaza na pustyni. Są sklepy, motele, restauracje, stacja benzynowa i mechanicy samochodowi, bankomaty tylko roślin nie ma..
Stanęliśmy na obiad, koledzy poszli coś zamówić a ja poszedłem do warsztatu. Aby za pomocą warsztatowych narzędzi naprawić drążek od zmiany biegów. Wyrobiły się ząbki na drążku jak i na wałku. Po czterdziestu minutach kombinowania chwilowo drążek był naprawiony ale ja byłem wkurzony jeszcze bardziej. Wycieczka się dopiero zaczęła a to już druga awaria motocykla. Pierwszej jak do tej pory nie udało mi się naprawić. Wieczorem zatrzymaliśmy się nad jedynym jeziorem w promieniu kilkuset kilometrów. Jakże przyjemnie ciepła tam była woda. Choć wchodziłem do niej z pewną obawą gdy kolega stwierdził że widział w niej pływającego węża.

Następnego dnia przed obiadem przekroczyliśmy granicę z Dagestanem. Tak było przejście graniczne, zadaszenie, szlaban, posterunek jednak to wszystko wyglądało bardziej jak by chcieli powiedzieć: "Słuchaj mamy w pewnym stopniu autonomię ale tak naprawdę to chcemy aby było po staremu". Aż się zdziwiłem że Rosjanie wewnątrz kraju stawiają takie posterunki, prawdopodobnie wynikało to po części z 1999 roku gdy podczas drógiej wojny Czeczeńskiej wpadły tam wojska niepodległej Czeczeni licząc na pomoc materialną i wsparcie ludnościowe. Dagestańczycy nie poprali tego pomysłu.
Następnie rejon został zdestabilizowany i mafię mocno się rozwinęła w tej republice. Porywano tam ludzi dla okupu w tym Polaków. Rejon nie jest do końca stabilny jak większość Rosji jednak nie porównywalnie spokojniejszy niż Czeczenia.

Roślinność powoli zaczynała się pojawiać. Momentami ukazywały się już nawet przydrożne krzaki.
Kilkadziesiąt kilometrów dalej stał posterunek policji drogowej czyli DPS ze znakiem stop. Tym razem policjant już z daleka machał kolorową pałka aby się nie zatrzymywać. Niestety znajomy go od razu nie zauważył i prawie stanął. Nie zauważył także białego psa który biegł wprost do niego.
Kaukaz chwycił go za nogę gdy Pawełek powoli przyspieszał. Możecie mi nie uwierzyć ale motocykl znacznie zwolnił, gdy kierowca zorientował w tym co się dzieje to odkręcił gaz do końca i to.... niewiele zmieniło jeśli chodzi o prędkość, czworonóg był bardzo duży i ciężki. Jedyny plus był taki że zęby mu się ześlizgnęły z nogi znajomego ale chwycił się torbę z bagażem. Motocykl powoli się rozpędzał. A podobno ma 6,5s do 100 km/h. Przy 40 km/h kaukaz puścił i zadowolony z siebie przypatrywał się nam jak odjeżdżamy.
Szczęście Pawełka polegało na tym że miał motocrossowe po części plastikowe buty po których zęby psa się łatwo ześlizgnęły nie wyrządzając nodze żadnych szkód.
Natomiast nie szczęście polegało na tym że torba warta kilkaset złotych już nie była wodoszczelna, zasadniczo to jej dolna część wyglądała jak durszlak.

Kilkadziesiąt kilometrów dalej trafiliśmy na Policję/Wojsko ubrane w niebieskie moro (co za dziwny kolor maskowania na lądzie, już lepiej ubrali by się w kołchozowe waciaki one mają kolor zbliżony do cementu) którzy obsadzili dwa żelbetowe bunkry położone na głównej drodze.
Był mały bunkier zasieki z kozłami i duży bunkier.
Obsługiwało to kilku ludzi, o dziwo całkiem miłych, sprawdzili paszporty, dali nam lodowato zimną wodę i poopowiadali co tutaj robią i dlaczego siedzą w bunkrach z przewieszonymi przez ramię karabinkami.
-Ale chyba nie ma u was terrorystów? Zapytałem z nadzieją.
-Są ale od dawna się już nie pokazywali. Ostatni raz ostrzelali nas 3 tygodnie temu, od tego czasu jest spokój, choć wtedy kolega ledwie zdążył się schować do schronu. Mówiąc to mundurowy zaprowadził mnie do ściany na której widniały małe wgłębienia po kulach.
-A te motocykle które stoją obok bunkra (były to głównie radzieckie boksery w fatalnym stanie) do kogo należą i dlaczego się tam znalazły? Zapytał kolega.
-A to są motocykle miejscowych na które nie mieli papierów a próbowali przejechać na nich przez nasz posterunek.

Ruszyliśmy dalej, teren w okół zrobił się już znacznie bardziej zielony co uspokajało i cieszyło oko..
Naszym celem było dojechać do morza Kaspijskiego, kilkadziesiąt kilometrów przed punktem docelowym wjechaliśmy na tereny okresowo zalewane z podwyższoną drogą po środku. Drogą gliniastą na której już jakiś czas temu zastygły koleiny. Na drodze spotkaliśmy miejscowych którzy poinformowali nas że tam gdzie jedziemy nie znajdziemy morza natomiast dobry dojazd do wody jest w innym miejscu oddalonym o ponad sto kilometrów.
Gdy odjechali postanowiliśmy się naradzić. Obejrzeliśmy mapę i wyciągnęliśmy wspólny wniosek że: za dwie godziny jest noc, więc nie dojedziemy na wskazane miejsce a po drugie, miejscowi na pewno ściemniają albo nie potrafią dojechać do brzegu. My damy radę gdyż mamy motocykle enduro.
Kilkadziesiąt kilometrów dalej gdy kręciliśmy się w kółko zadałem Pawełkowi pytanie.
-Gdzie jest ta woda, bo jak na razie to jeździmy po krzakach, glinie i trawie.
-Nawigacja wskazuje że już od czterech kilometrów jeździmy po dnie morza.
Miejscowi jednak nie kłamali. Wody nie było widać. Najdalej gdzie dotarliśmy to do chałup które miały doprowadzone do pali fundamentowych kanały wodne dla małych łódek.
Jakiś ciekawski lokals przyjechał na rowerze i trochę poopowiadał o życiu w tym miejscu. Postanowiliśmy się rozbijać w pobliżu gdyż noc nadciągała wielkimi krokami.
Podczas gdy kolega położył na ziemi płaski namiot weszła na jego białą część modliszka. Myślę że była tak samo zaskoczona zaistniałą sytuacją jak my, gdyż przy każdym podmuchu wiatru bujała się łagodnie imitując ruchy liści. Wtedy kolega zadał pytanie.
-Czy ktoś wie czy w tym kraju są skorpiony?
-Nic nie czytałem ale wydaje mi się że skorpiony występują na pustyniach jak Sahara. Odpowiedziałem
-Ta na pustyniach.... poburczał pod nosem kolega.
-A modliszki i te wielkie włochate pająki na pół dłoni które przed chwilą przepędziliśmy gdzie Twoim zdaniem występują? Zadał po chwili pytanie.
-Nooo..... wydawało mi się że gdzieś w tropikach. Przyznałem wiedząc że się pogrążam.

Tak to był pierwszy dzień w którym buty spędziły noc wraz ze mną w namiocie.

Z rana ustaliliśmy że jedziemy w to polecane przez tubylców miejsce, dogodne do kąpieli.
To miała być krótki przejazd bo tylko sto czterdzieści kilometrów. W okolicach dziesiątej dotarliśmy do marketu na zakupy śniadaniowe. W sklepie zrobiliśmy furorę jako turyści z Polski. Wymieniliśmy się na pieniążki. Trochę niechętnie to robiłem gdyż ja dałem im około 20zł a od nich dostałem równowartość 4zł.
Jednak w tym był okolicznościowy Dagestański pieniążek.
Gdy zaczęliśmy uczrować przed sklepem zostaliśmy zaproszeni do warsztatu obok aby tam w cieniu i na zakładowej kanapie zjeść sobie w spokoju śniadanie.
Okazało się że znajdujemy się w kompleksie. Sklep z częściami do samochodów był połączony z dwoma warsztatami i z barem oraz z tym marketem.
Nie wiem dlaczego ale ci z warsztatu usilnie próbowali nawiązać z nami kontakt i pstryknęli sobie z nami kilka zdjęć. Po czym zakomunikowali że musimy poczekać aż przyjedzie ich boss.
Gdy chcieliśmy się zbierać usilnie nas przekonywali żeby czekać na bosa, dopiero później się dowiedziałem że nie jest to naleciałość językowa tylko prawdziwe słowo w języku Rosyjskim..
W końcu przyjechał gość który w naszym kraju z miejsca nie wzbudzał by zaufania. Wyglądał jak typowy mafiozo z lat dziewięćdziesiątych tylko urodę miał bardziej Kaukaską.
Zaprosił nas do baru, kelnerka postawiła przed nami naleśniki ze słonym twarogiem i pyszną herbatę. Do tego żona szefa dostawiła cukierki i ciasteczka (taki standard gościny w całej Rosji) Jeśli do kogoś idziecie prywatnie powinniście własnie wsiąść coś słodkiego ciastka lub cukierki, byle były dobre. Zasadniczo jest to zakorzeniony zwyczaj w większości postsowieckich krajach. Czym kraj biedniejszy tym ten zwyczaj bardziej aktualny. Więc jeśli ktoś was zaprosi do domu to koniecznie na wstępie wręczcie mu jakieś słodycze, może być też ciasto.
Zaczęły się standardowe pytania.
-Skąd?
-Dokąd?
-Po co tam?
-Kto wam za to płaci i dlaczego nie chcecie powiedzieć?
-Gdzie pracujecie itp.
Potem przeszliśmy na kwestie zarobków ile się w Polsce zarabia i w poszczególnych krajach Europy.
Ile jego pracownicy zarabiają (siedzieli obok nas i też brali udział w rozmowie). Okazało się że średnio to 800zł.
W pewnym momencie boss powiedział Pawełkowi aby z nim wyszedł na zewnątrz (to on głównie mówił gdyż tylko on znał te 50 słów po Rosyjsku) po jakimś czasie wrócili.
Gdy mieliśmy się już zbierać a ja jeszcze siedziałem obok szefa ten mi wepchnął coś do kieszeni. Wsadziłem rękę i zobaczyłem jakieś rosyjskie pieniądze, wyciągnąłem je i chciałem mu je oddać. Jednak ten bardzo stanowczo i po cichu odmawiał i wpychał mi je z powrotem do kieszeni.
Już nie protestowałem gdyż widziałem że to nie ma sensu. Na odchodnym szef poprosił Pawełka o numer telefonu, znajomy jednak nie wziął żadnego ze sobą. Ja miałem numer z Polski jednak opłaty były zabójcze. Podałem numer mojego telefonu.
Żegnani dość wylewnie ruszyliśmy do wyznaczonego punktu. Zdążyliśmy wyjechać z wioski gdy zatrzymała nas policja z DPS-u sprawdzali papiery. Upał był już mocny. Jak dla mnie wtedy zdecydowanie za mocny. Pawełek został wezwany jako ten bardziej kumaty z języka Rosyjskiego, znów musiał kombinować jak wybrnąć z przymusu płacenia łapówki.
Jakoś mu się to udało jednak spędziliśmy tam 40 minut.
Kilkanaście kilometrów dalej czułem że coś dzieje się w mojej głowie. Głowa mnie bolała miałem w niej mętlik, byłem osłabiony i nie mogłem się skupić. Najchętniej to zatrzymał bym się w hotelu z klimatyzacją.
Dojechaliśmy do plaży. Była to największa plaża jaką w życiu widziałem. Głęboka na co najmniej 300 metrów i szeroka tak że wzrok nie potrafił znaleźć jej końców.
Gdy wybraliśmy miejsce na biwak każdy z nas przyznał się że dostał od Dagestańczyka jakieś pieniądze. Ja dostałem około 250zł kolega 300zł a znajomy który znał podstawy Rosyjskiego około 800 zł. Później w Polsce rozmawiałem z innym kolegą który handluje z Rosjanami, on twierdził że pieniądze dostaliśmy gdyż ten Dagestańczyk na dłuższą metę coś od nas chciał, prawdopodobnie chodziło mu o nawiązanie jakiś kontaktów handlowych (albo i nie) w naszym kraju. Tylko że my niczym zawodowo ani amatorsko nie handlowaliśmy.
A różnica w wysokości łapówki dla nas wynikała z tego że miejscowy sam sobie wymyślił i ocenił hierarchię w naszej grupie. Tak dostałem najmniej więc według bossa byłem najniżej.
Łącznie dostaliśmy około 1400 zł. Pawełek sam wyszedł z inicjatywą że te pieniądze będą wspólnymi i dzielimy je po równo dla wszystkich.
Powiedziałem chłopakom że się kiepsko czuję i że muszę się położyć i przespać.
Problem był z cieniem, stały pojedyncze skarłowaciałe robinie akacjowe ale tak małe że cienia do leżenia starczało dla jednego. Postanowiliśmy się rozbić i zostać do następnego dnia.
Gdy leżałem ukryty za koroną drzewa przyszedł pierwszy sms od naszego porannego gospodarza, coś tam ogólnikowo i nieudolnie po angielsku napisał. Ja równie nieudolnie odpisałem. Po czym tamten odpisał a ja już mu nic nie napisałem gdyż skończyła mi się kasa na koncie. Jeden sms kosztował 16zł. Później dostałem od niego jeszcze jednego smsa ale nadal nie miałem pieniędzy na koncie.

Chłopaki pojechali do wioski po zakupy i po alkohol. Ja się nie ruszałem z miejsc próbując zasnąć i trzymając mokrą koszulkę na twarzy. Straciłem apetyt tylko piłem wodę. Gdy minęła szesnasta coraz więcej ludzi podchodziło zagadać, choć część gdy słyszała nasze pozdrowienie "zdrastwujtie" to odchodziła bez słowa. Ci co zostali zadawali standardowe pytania.
Któryś z kolejnych odwiedzających powiedział nam (po Rosyjsku) że tu jest Dagestan a nie Rosija i tu na powitanie mówi się salam alejkum a odpowiada się alejkum salam.
Więc od tego momentu tak pozdrawialiśmy miejscowych.
Dwie godziny później przyjechało dwóch gości którzy zostali na trochę dłużej. Spytali się co mi dolega kolega odpowiedział że żarka z nieba.
Stwierdzili że na tą dolegliwość najlepszy jest miejscowy jesiotr czerwony jak go określili. Przy okazji zapytali się znajomych czy by nie chcieli napić się miejscowego koniaku.
Nie trzeba było tego powtarzać dwa razy moim lekko wstawionym kolegą.
Nowi znajomi wrócili dwie godziny później białą nivą, z dwoma butelkami domowego koniaku, jesiotrem na zagrychę i czymś jeszcze do picia.
Byli to dwaj bracia Ahmed i Kamil.

To była noc do innych nie podobna, ale o tym w następnej części.

#mpetrumnigrum #podroze #motocykle
  • 14
@mpetrumnigrum: Wołam tych co chcieli aby ich poinformować o następnej części.
@wysuszony_szkielet_kostny_czlowieka, @kanciak12, @bystrygrzes, @Karolek1976, @Aster1981, @Przedmidorrr, @togre, @MrDeadhead, @TypowyHans, @nkrnpp, @Man_of_Gx, @Sternburg, @MacAron, @Anekito, @heheszkant, @farby1, @ptaszyl, @blackphoenix, @golf3cabrio, Alko_prosiak, @R2rrr, @19ludwik91, @Maz-al9, @ravm, @Polczlowiekpolzakolak

@josoof pozwoliłem sobie jeszcze Ciebie zawołać bo wiem że chyba wszystkie części
@gawronfly: na razie się przekonuje do tych pomysłów. Mam już napisane 100stron A4 czcionką 12. Jednak zaczynaj poprawiać początkowe wpisy bo jak je niedawno przeczytałem to aż mi wstyd było że takie bakłażany puściłem do internetu.
piszesz fajnie ciekawie, nie jesteś nadęty jak 90% podróżników-influencerów. Plusów masz mało bo na złe tagi wrzucasz. Za małe zasięgi robisz.

Naprawdę zajebiscie się to czyta.


@gawronfly: Dziękuję za miłe słowa.
Jednak może jest coś co Cię razi w zdaniach (prócz ort i interpunkcji) składnia? za często jakieś słowo powtarzam czy może coś innego?
@mpetrumnigrum: na szybko nie potrafię odpowiedzieć. Teksty są rozrzucone i niejednolite muszę przewijać szukać poprzednich odcinków. Ale wydaje mi się że jest dobrze. twoje opowieści są naturalne, pisane żywym językiem coś jak Grzesiuk czy nikulin