Wpis z mikrobloga

Definicja Kościoła i jej ważne konsekwencje

Jeśli na serio chcemy zająć się Kościołem, należy zapytać się o to czym jest i, co ważniejsze, jaki jest jego cel. Bez tego wszelkie nasze działania zawieszone byłyby w pustce – zresztą, to dotyczy każdego innego tematu, gdzie chce się świadomie działać konstruktywnie.
Jeśli tego nie zrobimy, nie będzie punktu odniesienia i łatwo będzie wykoślawić działanie, nie będzie też spójnej płaszczyzny do oceny naszego działania.

Oczywistości? Być może. Jednak właśnie dlatego, że się o tych oczywistościach nie myśli, robi się głupie czy niegodziwe rzeczy. Czasem mam wrażenie, że świadomie unika się dyskusji nad pojęciami, nad ich rozumieniem przez poszczególne osoby, by móc ominąć problem, zrobić coś głupiego czy krzywdzącego uciekając od przyznania się do błędu. Łatwiej jest po prostu robić swoje i się nie zastanawiać, czy to na przykład jeszcze jest działanie zgodne z duchem/misją Kościoła czy tylko sprzeczną z nim własną inwencją. Łatwiej też uniknąć zarzutu o nieprawomyślność, który akurat w naszym, kościelnym środowisku czy świeckim czy duchownym jest zbyt łatwo stawiany.

Zatem czas podjąć ryzyko, a słów nie potrzeba tu wiele:
Kościół to wspólnota ludzi z Bogiem.

Tyle i aż tyle. Zauważmy, co tu jest, a czego tu nie ma. Są ludzie i jest Bóg oraz łącząca ich relacja. Nie ma: rozgraniczenia, którzy ludzie, czasie i miejscu. Kościół jest zatem zawsze i wszędzie tam, gdzie człowiek pozostaje z Bogiem we wspólnocie, Owszem nie ma tu nic o zasadach tej wspólnoty, czy o tym, co zaliczamy do jej warunków brzegowych (kiedy wspólnota ta zaczyna się, a kiedy kończy), ale zasadniczo nie jest to potrzebne. Nie jest też konieczne by zaznaczać że taka wspólnota ma wymiar pozytywny, twórczy..

Definicja odnosi się bowiem do Boga, istoty wyższej i doskonałej samej w sobie, która zdolna jest do oceny tego, gdzie faktycznie ta wspólnota występuje i w jakim zakresie. Bóg w swojej doskonałości nie może też być wciągnięty we wspólnotę, której sam by nie chciał czy raczej na którą nie miałby przyzwolenia - byłoby to sprzeczne z definicją Boga/Absolutu.

Z występowania Boga w Kościele wynika też jeden ważny aspekt: misterium – Bóg jest przede wszystkim niepoznawalny, cokolwiek o nim mówimy, mówimy słowami oddającymi zaledwie analogię tego czym jest. Kościół to zatem pewna tajemnica, w której mamy udział, ale która przerasta nasze pojęcie.

To, że nie padły tu jeszcze słowa Jezus i katolicki i że nie jest konieczne, by padły, znaczy bardzo dużo. Kościół zatem może się realizować niezależnie od tego, czy się przyjęło chrzest, słucha swojego biskupa, czy daje na tacę. Kościół może realizować się także w ludziach innych wiar czy nawet i zadeklarowanych ateistach, jeśli tylko „podobają się” oni Bogu, a ich serce nie jest na Niego zamknięte. Co do ateistów bowiem, u nich deklaracje religijne co do tego, że nie wierzą, bywają równie puste, jak puste bywają deklaracje teistów, że wierzą. Może się zatem zdarzyć, że zadeklarowany ateista, tak naprawdę jest otwarty na Boga i że to rodzi pole do wspólnoty z Bogiem. Komu to sądzić? Nie nam. A to bardzo ważne.

Dlaczego zatem chrześcijanie w tym katolicy tyle razy miotali ekskomunikami? I to jest bardzo dobre pytanie, ale na później. Na razie pod zastanowienie poddaję pytanie: czy Bóg chciałby, by jakaś grupa ludzi hołubiła się przed innymi i deprecjonowała innych, bo myślą inaczej? Czy chciałby, żeby ci, którzy więcej dostali sposobów, by być bliżej niego, podchodzili do innych z rezerwą? Nie, nie wszystkie wierzenia są równe, bo każde czyni wspólnotę z Bogiem w innym stopniu, ludzie jednak, jako stworzeni do wspólnoty z Bogiem, z założenia są równi To Bóg bowiem sprawił, że taka wspólnota jest możliwa tworząc świat i ludzi. Człowiek nie jest od tego, by potępiać drugiego za jego błąd, nawet zbrodnię (Kainowi po jego występku Bóg wręcz zadeklarował obronę - pomsta należy do Boga). Nawet jeśli wierzenia w swej istocie mają wiele aspektów, które wydają się utrudniać Bogu i człowiekowi spotkanie (politeizm, magia, panteizm), ludzie je wyznający nie są przez to ani lepsi ani gorsi od nas, katolików.

Tyle i aż tyle. Nie ma „levelowania” poprzez zaliczanie kolejnych stopni wtajemniczenia, zdobywanie kolejnych funkcji, urzędów i laurów czy „zasług”. Nie ma. Liczy się nie tyle to, kim jesteś, ale na ile zrobiłeś miejsce Bogu w Twoim życiu.

#wiara #kosciol #religia #katolicyzm #chrzescijanstwo #teologia #blog
  • 4
Bóg jest przede wszystkim niepoznawalny, cokolwiek o nim mówimy, mówimy słowami oddającymi zaledwie analogię tego czym jest.

@Teofil_z_Polski: Jeśli "bóg" jest nie-do-określenia, to - na litość - nie posługujmy się tym słowem przy definiowaniu (np kościoła - jak wyżej). Definiowanie ma zawsze na celu rozjaśnić definiendum. Nie chodzi o to, by mówić dla samego mówienia, bez względu na to, jak doniosłe się to wydaje. Definicja z definicji zmierza do jednoznacznej charakterystyki!
@biliard: Jednoznaczna charakterystyka Kościoła bez Boga nie ma sensu. To że Bóg jest przede wszystkim "nieujmowalny" jest początkiem studium teologii (jest to tzw. teologia negatywna). I właśnie o precyzję tu chodzi nie o czcze gadanie, w którym łatwo popełnić błąd, że pojęło się coś z natury niepojętego, bo się to w słowa ujęło. Nasze pojęcia, których używamy do określenia Boga są przede wszystkim pojęciami stosowanymi przez analogię, a to z tego
@Teofil_z_Polski: hej to zamierzasz na poważnie rozważyć ten temat Kościoła czy tylko bawisz się w filozofa religioznawce?

po pierwsze, weź Biblie do ręki, usiądź nad księga Dziejów Apostolskich, poczytaj z takiej perspektywy jak ta księga definiuje Kościół, cała księgę poczytaj rzetelnie

Po drugie Listy do kościołów, cała reszta Nowego Testamentu po Dziejach, znów poczytaj całość z takiej perspektywy Kościoła

Po trzecie odpowied sobie na pytanie Kim są Święci do których Paweł
@Jakwarszawa: Deprecjonowanie filozofii czy religioznawstwa nie jest mądrym pomysłem. Przeczytałem Pismo Święte i też doceniam myśl teologiczną i Słowo, które w Nim można odnaleźć. Nie idę zatem na skróty. Zresztą Kościół jako nierozciagłe (niemierzalne) w swej istocie, wielopłaszczyznowe zjawisko, może mieć wiele definicji. Podałem najprostszą, jaką się według mnie da, a jednocześnie zawierającą element "materialny" (osoby) i "formalny" (relacja wspólnotowa między tymi osobami). Jestem przekonany, że mam prawo do takiej definicji