Wpis z mikrobloga

Chrześcijanie – Ci, którzy otarli się o Pełnię

Wspólnota ludzi z Bogiem, jako relacja osobowa jest czymś więcej niż tylko relacją twórcy do swych dzieł. Jest pewnym ryzykiem, swoistą przygodą, choć oba te słowa nie wyczerpują tego, czym może być. Bóg jest, może i chce być bliżej człowieka bardziej niż nam się wydawało.
Dowiódł tego, podejmując ryzyko Wcielenia, stania się jednym z nas.

To co wydarzyło się ok. 2000 lat temu w Palestynie było rewolucją, po której świat nigdy nie będzie taki sam. Pojawił się Ktoś, na kogo czekano przynajmniej kilka stuleci, a w pewnym sensie od początku historii ludzkości czy raczej historii grzechu i potrzeby odkupienia. Ktoś kogo zapowiadali prorocy i... wypełnił wszystko, co o Nim mówili.

Jezus z Nazaretu postawił sobie niesamowity, wielopłaszczyznowy cel.
Przyszedł, by przekonać ludzi, że Bóg jest im wierny i chce rozwinąć wspólnotę z nami, wspólnotę, którą nazywał Królestwem Bożym.
Ale nie tylko to Miało się stać coś nieporównywalnie większego:
Świat miał uwierzyć, że On właśnie jest Tym, to świat ten stworzył, kocha i utrzymuje w istnieniu. I że przyszedł po swoje zwycięstwo.
Warto się zastanowić, w co tak naprawdę wierzymy i w to co się stało. Bóg postanowił doświadczyć ludzkiej natury, żyć jak człowiek, ze wszystkim tego konsekwencjami (oprócz grzechu). I przyszedł na świat, by demonstrując zaledwie odrobinę swej potęgi przez uzdrowienia, odpuszczanie grzechów, wypędzanie złych duchów i wskrzeszanie zmarłych zapalić ogień wiary, który miał wytrzymać do końca świata. I chciał to zrobić tak, by ludzie nie szli za nim jak za cudotwórcą, jakimś magikiem czy sztukmistrzem, ale za tym Kim był i pozostaje nadal.
Bóg wykonał coś, co wypełniało jego plan realizowany przez wieki, potwierdzając wiarę religijną Abrahama, Jakuba, Mojżesza, Dawida, Jeremiasza i Izajasza i całej społeczności żydów i prozelitów jednocześnie... rozsadzając pojęcie elity religijnej swojego narodu.
Jezus przyszedł jako ten, który miał wypełnić Pismo, ten, który miał prawo je reinterpretować i który przemawiał z przekonaniem o swojej mocy.
Wyobraźmy sobie, że przychodzi człowiek, który Boga nazywa Ojcem i mówi, że on i Ociec „są jedno”. Wyobraźmy sobie mężczyznę, który czyni znak oczyszczenia świątyni, burząc „uświęconą” tradycję handlu w tym miejscu. Kogoś, kto elitę religijną gromi w niewybrednych słowach, wytykając jej hipokryzję i zaprzeczenie swojej misji. Człowieka, który siada na górze niczym Mojżesz i głosi Słowo ośmiu błogosławieństw, który mówi o tym, że trzeba jeść jego ciało i pić jego krew. Człowieka, który ma własnych wyznawców, którzy go nie rozumieją, nawet najbliższym uczniom musi wszystko tłumaczyć osobno. Tego o którym mówi się, że zwariował, tak iż jego matka i krewni szukają go, by zobaczyć, co się z nim dzieje. Człowieka, który idzie do znienawidzonych i pogardzanych sąsiadów Izraela, bo do nich też Bóg chce dotrzeć. Tego, kto mnie boi się być sobą, niezależnie od wszystkiego. Absolutnie i do końca. Jezus Chrystus. W Niego wierzymy, dlatego jesteśmy „ludźmi Chrystusowymi” chrześcijanami.

Bóg dał siebie na pastwę ludzi, a ludzie zrobili z Nim to, czego należało się spodziewać. Jezus nie odpuścił i poszedł na starcie z ludźmi elity, z ludźmi dzierżącymi religijno-polityczną władzę. Ich interesy były zagrożone, więc postanowili temu przeciwdziałać. Normalny mechanizm. Wyobraźmy sobie, gdyby Jezus przyszedł teraz i zarzucał papieżowi, biskupom i księżom, że są „plemieniem żmijowym”, albo „grobami pobielanymi”....
Sam nie wiem, czy gdybym żył w czasach Jezusa, uwierzyłbym w Niego. Po prostu Jezus był i jest Wydarzeniem, które przekracza zwyczajne pojęcie. Bez łaski wiary, nie byłoby chrześcijaństwa.
A jednak. Pascha się dokonała. Moje serce doświadczyło łaski Chrztu. Zostałem przyobleczony w Chrystusa, Bóg patrząc na mnie, widzi więc nie tylko mnie, widzi Jezusa. Jezus zaś strzeże mnie przed pochłonięciem przez zło, nad którym zwyciężył. Pan mnie strzeże. Jeśli jesteś ochrzczony/a tak właśnie jest. i z Tobą. Zostaliśmy przyobleczeni w Chrystusa, a zatem dotykamy Bożej miłości. I na tym z gruntu polega chrześcijaństwo: doświadczyć Bożej miłości i przez Nią przemienić siebie i świat. Nie swoją mocą. Mocą Chrystusa.
Wnioski:
Bóg jest odważny w czynieniu wspólnoty z ludźmi, potrafił nawet oddać za nią życie, poświęcić siebie samego a w relacji Trójcy, swego umiłowanego Syna.
Boga nie ograniczają granice ważne dla ludzi: granice polityczne, granice pojęć (Mesjasz miał dla wielu wyzwolić Izrael politycznie może i ekonomicznie), granice społeczne, tradycje przodków czy aktualne obyczaje.
Wszyscy z nas odpowiadamy przed Bogiem i wszyscy możemy otwierać świat na Niego, albo być Mu przeszkodą. Nawet jeśli religijnie stoimy naprawdę wysoko w hierarchii urzędem, nie jest tak, że koniecznie podobamy się Bogu. Może być tak, że nasze rozumienie religii i system, który wokół tego zbudowaliśmy i kultywujemy „zabija” Boga, albo kieruje nas na margines tego, o co chodzi Bogu.
Pamiętając o tym, że Bóg nie chce stracić nikogo, trzeba sobie uświadamiać, że chrześcijaństwo to dar i zadanie, a nie powód do tego, by czuć się lepszymi od innych. Komu więcej dano...
#kosciol #wiara #religia #jezus #chrzescijanstwo #katolicyzm