Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
#zwiazki #zalesie
Wiem, że to nie jest najodpowiedniejsze miejsce na tego typu pytania, ale zaryzykuję.

3 lata związku, rok po ślubie, piękna żona, po studiach, finansowo stabilnie, dom kupiony przed wybuchem WIBORu i wzięte stałe oprocentowanie przed podwyżkami.. Do czasu skończenia chociaż częściowo remontu, mieszkamy u teściów korzystając mniej lub bardziej z ich uprzejmości i dzięki temu możemy odkładać spore kwoty na polskie realia i ładować wszystkie siły w remont. Jeśli spojrzeć od takiej czysto pragmatycznej strony to nie ma specjalnie na co narzekać, wszystko konsekwentnie wychodzi, nie ma zagrożeń, długów poza hipotecznym, zdrowie pod kontrolą, żyjemy jak pączki w maśle.

Nasuwają się pytania gdzie jest haczyk? Permanentny brak umiejętności dogadania się ze sobą, konflikty z popierdółek urastają bardzo szybko to regularnej batalii. Wieczne narzekania, krytyka z jej strony. Przychrzanianie się. Jeśli poodkurzam, to problemy, że nie pozmywałem i vice versa (Jest 6 osób do podziału obowiązków domowych, tego nie wychodzi dużo). Do niedawna jeszcze ciągłe groźby o wzięciu rozwodu, żeby wymusić na mnie konkretne zachowania. Pomogło dopiero moje postawienie sprawy na ostrzu noża, że następna taka groźba ma być dokonana razem z pismem do sądu, a jeśli tego nie zrobi ona, to zrobię to ja. Staramy się o dziecko, ogromnie jej na tym zależy, ale musimy to niestety rozgrywać przez klinikę bezpłodności. Dla mnie szczęściem w nieszczęściu jest to, że to ze mną jest problem. Nie wyklucza to posiadania dziecka, a to jednak kobieta nosi je 9 miesięcy, tutaj każda komplikacja powodowałaby schody. Dla niej oczekiwanie na każdą wizytę to wieczność, ogromnie się nie cierpliwi, widać że jej strasznie na tym zależy. Nie mówię, że mi nie, ale próbuję te emocje i porywczość balansować.

Zaczyna coś we mnie pękać. Po problemach z zajściem w ciążę wygląda na to, że jej opory przed groźbami o rozwód puszczają, ale przybierają inną formę. W ostatniej akcji miałem zakomunikowane, że "to będzie tylko jej istotka", poprzedzone groźbą o rozwód. Kolejna czerwona lampka. Co my zrobimy w sytuacji naprawdę kryzysowej? Przestaję powoli wierzyć, że przy pierwszej bardziej stykowej akcji będziemy zdolni do jakiegokolwiek porozumienia. Jak to widzicie?

To co ja planuję zrobić:
- po cichu wstrzymać i opóźniać działania w klinice - dziecko to dla mnie scementowanie wszystkiego, ja miałem ojca tyrana i nie pozwolę na wychowywanie się dziecka w niepełnej rodzinie
- w tym czasie terapia małżeńska - chciałbym żeby ktoś niezależny ocenił całą sytuację. Jestem świadom, że mogę się mylić, że moje zachowania są ułomne, popełniam błedy. Nie zawsze jestem świadom jak duży mają te ułomności wpływ na drugą stronę i czy usprawiedliwa ją to do takich zachowań. Niestety ja mam problem z trzeźwą oceną tego w związkach, zwłaszcza że domyślnie przymykam oko na część rzeczy, bo inaczej uważam, że nie da się tworzyć długoterminowych związków.
- wizyta u prawnika - chciałbym się zabezpieczyć na scenariusz atomowy, tj. na wypadek rozwodu, przedyskutować prawną sytuację i ewentualnie zredagować pozew o rozwód "in blanco". Nie oznacza to oczywiście rozpoczęcia całej procedury, a raczej szykowanie się pod jeden z możliwych w mojej ocenie scenariuszy.

Będzie to oczywiście duża eskalacja, zwłaszcza przez punkt pierwszy, ale wydaje mi się na ten moment, że muszę postawić sprawę na ostrzu noża i pomyśleć o swoim interesie, bo źle to rokuje. Widzicie jakieś inne opcje albo możliwe ścieżki wyboru?

---
Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #636b44ccd32d13b4c411f529
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
Przekaż darowiznę
  • 116
@AnonimoweMirkoWyznania: dobre rzeczy kminisz.
IMO O terapię jej po prostu zakomunikuj, ze trzeba iść - wygląda na dość poważne problemy z komunikacją. Do prawnika uderzaj samemu, zbieraj już dowody w stylu "to będzie tylko jej istotka" - przezorny zawsze ubezpieczony. Powodzenia ( ͡° ͜ʖ ͡°)

edit: słyszałem też ciekawe powiedzenie: "problemy będą zawsze, wybierasz tylko z kim je rozwiązujesz"
@AnonimoweMirkoWyznania: przez to, że mieszkacie z jej rodzicami są zachwiane role w waszym związku. Ty nie stawiasz sprawy na swoim, bo jednak mieszkasz u nich. Ona się zwyczajnie czuje zbyt pewnie i chce pokazać przed rodzicami, że to ona rządzi. Wyprowadzisz się i jej zachowanie się od razu zmieni. To też nie jej wina, bo niektóre baby nieświadomie coś takiego robią zwyczajnie kierują się emocjami
@AnonimoweMirkoWyznania: Cokolwiek zrobisz absolutnie kategorycznie nie rób sobie z nią dziecka zanim nie rozwiążesz wszystkich problemów i wątpliwości. Dziecko to dodatkowe duże obciążenie i nie rozwiąże problemów tylko się one znacząco pogłębią. Nie lawiruj i nie opóźniaj tylko powiedz jej otwarcie że póki się nie ogarnie to nie będziesz miał z nią dziecka i już - jak nie pasuje to nawet rozwód jest mniejszym złem niż wplątywanie dziecka w tą sytuację.