Wpis z mikrobloga

Encre Noire Sport Lalique #23

Z dzisiejszą recenzją był pewien problem. Otóż planowałem od dzisiaj zacząć kolejny z zestawów z House of Merlo, niestety od rana czuję wszędzie wczorajszego Gucci Intense Oud xD Po pierwsze chce przyznać że jak Pan Gucci mówi że Intense, to faktycznie jest Intense i to na maxa xD A po drugie że po tym jak poczułem go przechodząc obok wiszącej na kanapie wczorajszej koszuli, zmieniam mu jednak notę co do projekcji, na maksymalną. Cofam też moją deklarację że będę polował na flakon; otóż nie będę, bo już jeden zamówiłem. Przejdźmy teraz do dzisiejszego zawodnika!

Pewnie zastanawiacie się dlaczego w pierwszym zdaniu wspominał coś o próbkach z House of Merlo, i o tym że z nich zrezygnowałem. Już tłumaczę: zakłócenia z Intense Oud mogłyby zmienić percepcję czegoś nowego, więc musiałem sięgnąć po zapach który dobrze znam. A ten zapach znam całkiem przyzwoicie, ponieważ był to pierwszy flakon jaki dodałem do koszyka :D Zgadza się, to jest prowodyr całego mojego uzależnienia zakupowo perfumiarskiego xD Otóż wszedłem przypadkiem na ten nasz (wtedy “Wasz”) tag zobaczyć o co w nim chodzi, i ktoś wrzucił linka do Notino do bohatera dzisiejszego odcinka, z dopiskiem że spoko cena i spoko zapach. “A, raz kozie śmierć, kupuję ( ͡° ͜ʖ ͡°)”; dodałem kilka próbek, i oto jestem! Z tego powodu myślałem żeby jego zrecenzować na jakąś ładną rocznicę, np jako 50 zapach, no ale trudno.

Po tym przydługawym wstępie, mogę wreszcie naprawdę przejść do zapachu. Jak już wiecie, jestem psychofanem serii Encre Noire. Jakbym mógł to bym nimi nawet do zupy psikał. Nie zaskoczy Was więc następujący ciąg epitetów: piękny, pociągający, wyrafinowany i elegancki, ale też dobrze noszalny. Rozbudza zmysły i dostarcza najczystszej rozkoszy. Orgazm nosa z każdym pociągnięciem. Nie użyje słowa “doskonały”, bo je mam zarezerwowane dla klasycznego Encre Noire, ale do stu tysięcy beczek rumu, zbliża się do tej doskonałości jak do asymptoty.

W otwarciu mamy oczywiście do czynienia z naszym ukochanym zestawieniem cyprysa i wetywiery, ale tym razem przełamanym cytrusami. Czuć nie tylko popularną w świecie perfum bergamotkę, ale i grejpfruta. Opakowuje to znaną z oryginału tajemniczość i elegancję, w dużą otoczkę przystępności i łatwości noszenia. Zapach niewiele stracił ze swojej powagi, jednocześnie ogromnie zyskując na uniwersalności. W miejsce króla jesieni dostaliśmy księcia czterech sezonów. Władce Wszystkich Świętych przehandlowaliśmy za Barona Wszystkich Świąt. Grabarza zamieniliśmy na kobietę pracującą z 40-latka, która to żadnej pracy się nie boi. Myślę że dobrze żebym tu przestał tworzyć te porównania, bo robi się coraz dziwniej.

W otwarciu da się również dostrzec delikatne wspomnienie gałki muszkatołowej, jednak wyłapałem ją dopiero gdy przeczytałem że powinna tam być.

W miarę rozwoju zapachu czuć w nim coraz więcej świeżości, wkomponowanej w znany nam motyw przewodni EN. Według fragrantici są tu “nuty wodne” które z jednej strony ciężko mi zrozumieć (przecież woda nie ma zapachu xD) a z drugiej wydaje mi się że faktycznie je tu wyłapuje XDD Bardziej jest to zapach nadający skojarzenia z czystą wodą, ale nadal jest to dziwne. Wymienianej przez ludzi lawendy na całe szczęście nie czuję ( ͡° ͜ʖ ͡°)

W kwestii trwałości oraz projekcji to jest z tym zapachem u mnie dużo lepiej niż z A L’Extreme i tutaj porównałbym te parametry do oryginału, to znaczy trzyma się całkiem przyzwoicie i projektuje również całkiem sensownie. Jak napsikacie się nim rano przed pójściem do pracy, to raczej dopiero pod koniec zmiany będzie on trudny do wychwycenia przez najbliższych (w znaczeniu geometrycznym tego słowa) współpracowników.

Minusy? O dziwo tak. Mój flakon przyszedł z atomizerem który psika taki idealny strumień jak na Śmigus Dyngus xDDD W ogóle nie generuje mgiełki tylko tryska jak z węża ogrodowego xD Przez to niezbyt przyjemnie się go nakłada.

Flakon wizualnie bardzo dobry, jednak moim zdaniem najmniej porywający z całej trójki. Biorąc pod uwagę stosunek parametrów do ceny, to moim zdaniem jest to must have w kolekcji każdego perfumiarza, którego tylko nie odrzuca wetyweria. Małą śmiesznostka jest, że zdecydowali się nazwać tą wersję “Sport” bo jednak sportu to ja w niej nie widzę za wiele, a brzmi moim zdaniem nieco niepoważnie, jak jakiś żel do ciała 10w1 dla facetów.

Nastąpił dziś koniec “mini serii” z Lalique EN, więc dobrze byłoby ponadawać zapachom medale. W moim odczuciu ranking wygląda następująco:
1. Encre Noire
2. Encre Noire Sport
3. Encre Noire A L’Extreme

Encre Noire Sport na fragrze

#barcolwoncha
#perfumy
  • 8