Wpis z mikrobloga

Mój stary to fanatyk ziemniaków, ale nie takich ziemniaków ze sklepu że pójdziesz i kupisz kilo i pół w eleganckiej siateczce. O nie! To muszą być prawdziwe ziemnioki od chłopa ze wsi kupowane na tony w tych workach co się ciulowo nosi i z jednej strony musisz zakręcić ziemnioka żeby mieć za co złapać (swoją drogą mam teorię skąd się wzięło kręcenie wora). Kiedyś ale to dawno temu jak do przedszkola chodziłem to mieliśmy ze 30 arów swoich ziemnioków, zrobiliśmy wykopki (hehe) i tato jeździł traktorem wykopywał a ja chodziłem z koszykami i zbierałem i zobaczyłem że dziadek przyjechał, to mówię:
- tatełe! Bo dziadełe przyjechał, może pójdziemy po niego żeby pomógł?
- nie synek nie ma co. Dziadek i tak nie zechce pomóc tylko co najwyżej traktorkiem pojeździć
- #!$%@?.jpg
Ale to chyba więcej już tam ziemnioków nie było, ziarko później panie, ziarko.
No i zawsze tych ziemnioków brał nie wiadomo jak dużo, one się później psuły, wyrastały te paroście, trzeba było siedzieć w piwnicy i przebierać, wybierać, obrywać. Później te ziemnioki już miały taką strukturę galaretowatą, już nie były sztywne tylko taka galaretka i coś z nich ciekło i tak część trzeba było w końcu wyrzucić bo każdy w #!$%@? miał żeby to jeść i ojciec mówił że już więcej tak dużo nie kupi. A następnego roku od nowa Polska ludowa...
Często ziemnioki zamawialiśmy razem z rodziną siostry mojej mamy, zawsze było to w stylu (mój tatko zaczyna rozmowę):
- ile bierzecie ziemnioków?
- no tak z 50kg
- ha! 50kg co to jest 50kg?! 250kg my bierzemy, 250kg słyszysz?
- ale Janusz to może za dużo? - wtrącała się moja mama
- milcz! Pół tony ziemnioków powiedziałem że bierzemy! Nam na zime nie zabraknie!
Fun fact: nigdy nie spotkałem się z kryzysem ziemniaczanym, nie kojarzę sytuacji żeby sąsiedzi narzekali na braki ziemniaków, w telewizji nikt nigdy nie mówił że w Polsce brakuje ziemniaków, nie ma znalezisk o tym na wykopie. No po prostu #!$%@? te ziemniaki są dostępne cały rok.
Odbiór też był swego rodzaju rytuałem bo przywoził chłop te ziemnioki na parking no i z parkingu trzeba było przez pół dnia dymać tam i spowrtoem i worek po worku znosić do klatki, cała klatka #!$%@? workami z ziemniokomi. Sąsiedzi widzieli co się dzieje bo przecież chodzą do sklepów, do pracy, do lekarza a my łazimy jak głupie tam i spowrtoem, sąsiedzi zaczynają żartować, robią sobie podś#!$%@? a mój tato pod nosem "no tak tak #!$%@? będziecie jedli w zimie, #!$%@? sobie zjecie a nie ziemniaki".
Później jak na studia jeździłem to o nic więcej mnie tato nie pytał tylko czy ziemnioczków dać. Mega rozczarowanie widziałem w jego oczach jak mówiłem że jeszcze mam ale to nie dlatego że tak chciał dać tych ziemnioków tylko one już się psuły a 3/4 jeszcze zostało w piwnicy no co roku miał zagwozdke co z tymi cholernymi ziemniokomi zrobić.



  • 4