Wpis z mikrobloga

Odnośnie do patologii w szkole, to pamiętam, jak chodziłem jeszcze do podstawówki (klasy 1-6) i mieliśmy na pierwszym piętrze sklepik szkolny, który prowadził starszy Pan, którego przezywaliśmy kameleon. Chłop ewidentnie grubo po wieku emerytalnym, nie ogarniał za bardzo, często niedosłyszał, ale był mega sympatycznym gościem. Niestety osiedlowa patologia spadochroniarzy wykorzystywała często fakt nieogarnięcia sędziwego sprzedawcy i podkradała mu asortyment w chwilach nieuwagi, czy też naparzali mu w blaszane drzwi sklepiku i wyzywali go od śmierdzieli i staruchów. Kiedy jeden z delikwentów ukradł mu paczkę maczug patrząc mu prosto w oczy i się śmiejąc, uznałem, że miarka się przebrała. Zgadaliśmy się z kolegami z klasy i po szkole napadliśmy na tego patusa, spuszczając mu #!$%@? kijami i wrzucając go do leśnej śmierdziawki. Po tej akcji nie pamiętam, żeby jeszcze dochodziło do takich perfidnych występków na biednym Kameleonie. Parę miesięcy później sklepikarz umarł, a ja zająłem jego miejsce. Zostałem Zarządcą Rodzinnych Ogródków Działkowych, gdzie przeprowadziłem szereg zmian m.in. skutecznie zmodernizowałem drenaż, odremontowałem drogę dojazdową z własnych pieniędzy, a w wolnych chwilach śpiewałem szanty działkowym gołębiom. Potem przyszła pamiętna powódź. Drenaż szlag trafił. Musiałem się przebranżowić. Zacząłem dorywczo wiązać buty ludziom, jednak ciężko było z tego wyżyć. Żona po nocach ryczała jak bóbr. Można więc powiedzieć, że
#patologia #szkola
  • 3