Wpis z mikrobloga

#przegryw #przegrywpo30tce

Pierwsze lata po zsinglowaniu myślałem że jestem #!$%@? i nikt sie we mnie nie zakocha i takie tam. Potem miałem socjalny i zawodowy wygryw i mialem zainteresowanie i związki. A nawet tych osób nie lubiłem.

Z nikim nie nawiązałem realne więzi, nikomu nie zaufalem, wolałem wrócić do domu i grać w gierki niz się z nią spotkać. Byłem dla kobiety Czadem, robiły głupie i #!$%@? rzeczy dla mnie. Były w stanie rzucić wrzystko czy zgodzić sie na wszystko . A ja czułem sie ujowo i cały czas miałem poczucie że one udają, że to jakaś podpucha. Że zaraz sie obudze i znowu to zniknie.

Sabotowałem każdą następną relację. Dzisiaj po paru latach dziewczyny które były dla mnie wtedy 10tkami otwarcie mowią że były zainteresowane ale trzeba by mnie bić młotkiem po głowie z napisem love bo kompletnie zlewałem sygnały i nic do mnie nie docierało. Dzisiaj są już w innych relacjach . Od kilku lat moje wszystkie łóżkowe sytuacje wynikły z tego że to laska mnie wyrwała i zaciągła do łóżka jak bota a mi nawet nie za bardzo zależało bo mam już we wszystko #!$%@?.
Wszystkie związki porównuje do jednego z pierwszych. Doszedłem do momentu gdy wiem że właściwie nie szukam kobiety a szukam gościa którym wtedy byłem. Dzieciaka który myślał i odczuwał w zupełnie inny sposób. Mogła by mi tu stanąć przed nosem najlepsza idealna dla mnie osoba pod kazdym względem a dalej siedziałbym w bani i rozmyślał o swoich demonach zamiast być z nią tu i teraz. To jest dopiero #!$%@?. Dochodzisz na szczyt i odkrywasz że wlasciwie tam nie ma nic. Nie wydasz całego siana, nie zrobisz juz wiecej powórzen na ławce bo i po co. Nie rozpędzisz bryki bardziej bo zginiesz. Wracasz i są te same #!$%@? 4 ściany. Patrzysz w lustro i widzisz kogos z kim sie w ogóle nie utożsamiasz. I tak leci czas.