Wpis z mikrobloga

W moim domu rodzinnym nie było i nadal nie ma (rodzice nieudacznicy) łazienki.
Myliśmy się w misce. Często brat po mnie.
I tak za dzieciaka kiedyś myjąc się, dla beki naszczałem do tej wody i później matka myła brata w niej xD
Albo brat musiał srać do węglarki, bo było zimno na dworze.
Jak poszedłem na studia i do akademika, to sam fakt, że tam był prysznic, był dla mnie uczuciem, jakbym z jakiegoś niecywilizowanego kraju przyjechał
#przegryw
  • 56
  • 0
@lubielizacosy: Do jednego ale unikało się srania tam, jedynie w sytuacji totalnie awaryjnej typu -30 na dworze.
Z reguły jak już pojawiło się tam gówno, to było dolewanie wody i wynoszenie do klopa.
  • 6
@lubielizacosy: kibel na dworze. Po prostu rura z kanalizacji obudowana. Po każdym sraniu trzeba było spłukiwać wiadrem wody. W ostre zimy czasem zamarzało i trzeba było lać gorącą wodę wiadrami. Jak dłużej nie było polewane, to trzeba było lać wodę i mieszać takim kijkiem (mieszadłem) żeby puściło.
Do dziś mam bekę z tego mieszania gówna kijem.
Teraz stoi obok taka baleja z deszczówką, więc można jak królewicz, wysrać się, wziąć wiadro
  • 0
@lubielizacosy: Mam takich historii wiele. Stary nigdy nie był jakimś menelem, ale za kołnierz nie wylewał i nie wylewa dalej. Wypala 3 paczki fajek dziennie. Z odklejeń starego mógłbym napisać książkę.
Choćby historia o planach moczenia stóp w szczynach, ale to jedna z mocniejszych rzeczy.