Wpis z mikrobloga

Grom to moja ulubiona płyta Behemotha. Dużo tu się rzeczy zgadza, które lubię w blacku. Przede wszystkim ta płyta z daleka trąci latami 90, co dobrze wyraża się w prymitywnym, piwnicznym, tanim brzmieniu syntezatorów w Intrze i Dragon's Lair. To brzmienie, charakterystyczne dla oldschoolowego dungeon synthu i symfonicznych wstawek w blacku, jest w jakiś sposób czarujące i zawsze napawa mnie tęsknotą do czasów, w których nie było dane mi żyć. (Nie chodzi może od razu o czasy przedchrześcijańskie, ale właśnie lata 90.)

Cała płyta brzmi zresztą na mój gust bardzo dobrze. Nie jest przekompresowanym klocem. Gitary brzmią ostro, agresywnie, ale przy tym lekko, dzięki czemu bas jest dobrze słyszalny. Gitary dodatkowo są rzucone stereofonicznie, co też zostawia więcej miejsca dla basu, wokalu i perkusji na środku. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to na pewno do brzmienia werbla, który często gdzieś ginie, zwłaszcza podczas blastów. Adaś dał świetne wokale. Brzmi agresywnie, wściekle, ale też podniośle, kiedy trzeba.

Jeśli chodzi o stronę kompozycyjną, to jest tu naprawdę sporo motywów i melodii, które zapadają w pamięci, dzięki czemu nie mam wrażenia, że słucham przez kilkadziesiąt minut jednego kawałka. Przede wszystkim przemawia do mnie użycie gitary akustycznej jako overdubbingu w
Dragon's Lair, Rising Proudly... i Lasach... (w tym drugim również w solówce), ale też generalnie jako akustyczne wstawki. Dodaje to płycie trochę ogniska, folku i romantyzmu. (Tego nie mogę powiedzieć o czystej gitarze np. w Forgotten Empires... z And the Forests Dream Eternally, gdzie gitara brzmi, jakby Nergal wynajął Borysewicza jako sidemana.)

Pojawia się śpiew. Te kobiece wokale są elementem, który z całej płyty zestarzał się chyba najgorzej, chociaż mnie to nie przeszkadza. Dodają jakiejś swojskości. Jeśli chodzi o zawodzenie Adasia, to uważam "Laaasyyy Pomooorzaaa" za klasykę gatunku i dzięki odpowiedniej immersji to naprawdę ma w sobie jakąś epickość (podobnie jak "gaaaleeeooon" w
Żołnierzu Fortuny Turbo). Szkoda, że cała płyta nie jest po polsku.

Na płycie jest kilka świetnych riffów, które wpadają w ucho. Powiedziałbym nawet, że są "przebojowe", ale nie tracą przy tym na klimacie: riff w refrenie
Lasów, główny riff w Rising Proudly, nawracający riff z Thou Shalt, który wchodzi w 1:06 (ten ostatni z czystą punkową energią). Poszczególne kawałki są zresztą tak ułożone, że nie są kwadratowe. Perkusyjnie nie ma nudy. Po drodze mamy albo jakąś akustyczną wstawkę, albo jakieś takie deathowe breaki, albo pojawia się solo.

Nie jestem fanem Behemotha, a tym bardziej samego Nergala, ale ta płyta naprawdę dobrze mi siedzi. Najlepsze kawałki to
Lasy Pomorza, Rising Proudly Towards the Sky i Thou Shalt Forever Win_.

#muzyka #blackmetal #behemoth
psycha - Grom to moja ulubiona płyta Behemotha. Dużo tu się rzeczy zgadza, które lubi...
  • 2