Wpis z mikrobloga

Cześć wykopki

To już raczej ostatni wpis z serii o DKMS. Jest jeszcze możliwość, że będę Wam opisywał co się dzieje ze mną i z biorcą. Nie będą to regularne wpisy, a jedynie informacje czy jakiś kontakt między nami się utrzymuje. Zapraszam w takim razie do lektury. Jest to chyba najdłuższy wpis w tej serii.

TLDR


Tak jak we wstępie pisałem, wszystko się udało. W piątek przed pobraniem musiałem zacząć wykonywać zastrzyki z czynnikiem wzrostu (G-CSF). Szczerze powiem że na początku przy pierwszym podejściu bardzo się tym zestresowałem i bardzo ciężko było to zrobić samemu. Praktycznie nic to nie boli ponieważ igła jest bardzo mała. W moim przypadku strzykawka była stworzona w ten sposób, że nie mogłem się pomylić. Po ściągnięciu osłonki, zawsze było tak że płyn ze strzykawki lekko wykapywał (chyba po to aby nie było żadnych pęcherzyków powietrza). Ogólnie podczas wkłuwania się, zauważyłem że przez zewnętrzną część skóry strzykawka przechodzi bez problemu. Jednak później zawsze musiałem trochę bardziej użyć siły aby wbiła się ona do samego końca. Strzykawkę należy wbić aż zablokuje się ona na plastiku (czyli jakieś 2cm). Po wkłuciu powoli naciskamy tłoczek do samego końca. W moim przypadku strzykawki były z automatyczną osłoną którą aktywowało się po mocniejszym naciśnięciu tłoczka strzykawki. Wyciągało to igłę ze skóry oraz od razu zabezpieczało ją przed przypadkowym ukłuciem. Po pierwszym zastrzyku nie spodziewałem się jakichkolwiek objawów jednak po przyjechaniu do pracy zacząłem mieć lekkie zawroty głowy oraz ogólnie byłem otępiały. Kolejnego dnia (czyli już po trzech dawkach), zacząłem czuć ból kości, ból głowy, zmęczenie i również lekkie otępienie. Od tego dnia brałem paracetamol co 4 godziny, aby w jakikolwiek zniwelować ten stan. W niedzielę zauważyłem kolejny objaw, silny ból w okolicy talerza biodrowego na który w żaden sposób nie pomagał paracetamol. Oczywiście dodatkowo towarzyszył temu ból kości oraz ból głowy, ale na szczęcie leki pomagały na te dwa objawy. Najgorszy jednak okazał się poniedziałek. Niby objawy z początku wydawały się takie same, jednak po wstaniu z łóżka i przejściu dosłownie 3 kroków, ból w okolicy talerza biodrowego przerodził się w bardzo bolesne kłucie w tamtej okolicy, co spowodowało za pierwszym razem że odruchowo moje kolana się ugięły i wylądowałem twarzą na łóżku. Na szczęście był to jednorazowy objaw po każdym wstaniu z pozycji siedzącej lub leżącej. Było to uciążliwe w pociągu, gdzie podczas zdejmowania bagażu dopadał ten ból. Pojechałem do Warszawy, gdzie zameldowanie miałem w 3 gwiazdkowym hotelu w pobliżu dworca centralnego (wszystko w tej kwestii załatwiało DKMS). Pobranie miało odbyć się od 7:00 w Centrum Medycznym Damiana. Zjadłem śniadanie, chwila podróży komunikacją miejską i byłem na miejscu (mogłem taxówką, ponieważ DKMS również za to zwraca, ale stwierdziłem że nie ma to sensu). Zabrałem ze sobą swoją osobę towarzysząca, która teoretycznie powinna mieć możliwość towarzyszenia mi w tym pobraniu. Jednak okazało przed wejściem do sali że osoby towarzyszącej nie wpuszczają. Lekarz powiedział że nie może wejść i musiała ona wracać do hotelu i czekać w nim na mnie. Co jak dla mnie jest bez sensu bo cały czas DKMS zapewnia, że taka osoba może brać w tym udział. Ogólnie bardzo się zdziwiłem na tą sytuację i byłem na to trochę wnerwiony, dodatkowo patrząc na fakt, że tydzień przed moim pobraniem, był w tym samym centrum influencer który ewidentnie miał osobę towarzyszącą, ponieważ wstawił różne zdjęcia na swoim profilu. No tak to już jest jak nie jesteś rozpoznawalny to się teoretycznie nie liczysz. No ale wróćmy do tematu. Po wejściu do pokoju pobrań, okazało się że w tym dniu nie będę sam, ponieważ jedna osoba już jest podłączona do maszyny (jeśli to czytasz to pozdrawiam Ciebie zasłużony dawco przeszczepu ( ͡° ͜ʖ ͡°) ) . Przed zabiegiem dostałem jeszcze ostatnią dawkę leku (zostałem poproszony aby sam sobie go wstrzyknąć, ale oczywiście pewnie jakbym nie chciał to zrobiłaby to pielęgniarka). Minęło jakieś 10 minut i byłem podłączony do separatora komórkowego o nazwie „amicus”. Praktycznie wszystko poszło bez problemu, jednak podczas wkładania igły w lewą rękę pielęgniarka mnie zestresowała, ponieważ przez chwilę nie chciała lecieć krew, a co za tym idzie musiała ruszać tą igłą która już była w mojej ręce. Oczywiście zrobiło mi się przez to bardzo gorąco (praktycznie na całej lewej stronie mojego ciała czułem ciepło) i powoli odpływałem. Powiedziałem o tym fakcie pielęgniarkom i od razu mnie położyli na tym krześle, ponieważ miało ono taką możliwość. Chwilę leżenia i mój organizm się ogarnął. Pielęgniarka widząc to, przestawiła fotel w pozycję siedzącą. Nadal chyba stres wchodził za mocno i podczas rozmowy z pielęgniarką poczułem że coś jest nie tak. Więc znowu to samo – leżenie z nogami prawie na poziomie głowy. Pielęgniarka wtedy przyniosła mi cukierka, który w sumie pomógł ( ͡° ͜ʖ ͡°) .
Oczywiście przez całe pobranie nie wolno ruszać ręką w którą jest wkłucie które zasysa krew (w moim przypadku lewa ręka). Wkłucie w nią było wykonane w standardową okolice – zagięcie łokciowe (nie wiem czy dobrze to nazywam ale raczej każdy będzie wiedział o co chodzi). Wkłucie które wpuszczało krew do mojego organizmu było wykonane na prawej ręce zaraz za dłonią od strony kciuka. Tą ręką można było dowolnie ruszać, chociaż dla mnie i tak wiązało się to z przerażeniem że zaraz coś zrobię i maszyna się wyłączy. Jeżeli ktoś by się zastanawiał jak duże są te igły to z tego co powiedziała mi pielęgniarka to jest to ta sama wielkość co podczas oddawania krwi. Jak już doszedłem do tematu urządzenia, to maszyna do której ja byłem „podczepiony” była dosyć stara i pracowała ona cyklami. Zbiera ona materiał przez nastawiony czas do zbiornika w środku, a później wyłącza pracę w „moim obiegu” i wtedy wypompowuje materiał zebrany do zbiornika zewnętrznego (tego który później jest transportowany). Praca tej maszyny jest trochę przerażająca jak się tam siedzi, ponieważ podczas tego przepompowywania wydobywają się z niej dziwne dźwięki (jakieś stuki związane z pneumatycznymi uderzeniami). Dodatkowo podczas końca, bądź początku tych cykli, człowiek jest w stanie lekko poczuć, że krew już nie jest pobierana, bądź też oddawana. Działa to na zwykłym „podciśnieniu i nadciśnieniu”, dlatego też można to delikatnie wyczuć. W maszynie tej zamontowany jest również „płyn” który ma za zadanie uniknąć krzepnięcia. Jest on dodawany z krwią która wraca do organizmu. Podczas pracy poszły chyba dwa i pół takiego woreczka.
Ogólnie przez ten preparat personel medyczny podaje wapno, na początku pobrania oraz w trakcie jeżeli wyczujesz mrowienie dziąseł, bądź też języka. W trakcie zabiegu dostajemy również śniadanie (bułka, baton, sok, woda). Jeżeli ktoś będzie przez to przechodził to polecam zjeść batona jak się zaczyna „odpływać”, ponieważ mi pomogło. No i chyba to wszystko z tego co się działo. Najbardziej zdziwiło mnie to, że około godziny 10 pielęgniarka powiedziała mi że jadę do hotelu i pewnie od razu się spać położę. Zdziwiłem się, ponieważ nie byłem wcale zmęczony. Jednak po 1 godzinie poczułem te zmęczenie i same mi się oczy zamykały. Naprawdę nie sądziłem, że coś takiego jest tak męczące. Po wstaniu z tego fotela ledwo mogłem chodzić. Czułem się jakbym nie miał wcale energii. Nogi ciągałem za sobą zamiast dawać normalne kroki.

Po pobraniu dostałem książeczkę dawcy przeszczepu, przypinkę, oraz zwolnienie na 14 dni od daty zameldowania się w hotelu ( ͡° ͜ʖ ͡°)- . Udałem się do hotelu, gdzie miałem czekać na informacje czy muszę przyjeżdżać kolejnego dnia czy nie. Wiąże się to z tym że czasami, może być tak że komórek w organizmie było za mało i separator w ciągu tych 5 godzin nie był w stanie pobrać odpowiedniej ilości, a dokładną liczbę pobranych komórek poznaje się po dwóch godzinach od zakończenia pobrania. Z informacji które dostałem wcześniej podczas pobrania wynikało, że pielęgniarki są dobrej myśli ponieważ gdzieś tam szacunkowo pisało, że mam tych komórek we krwi bardzo dużo, ale jednak nigdy nie ma się pewności. Prawdopodobnie z tego też powodu tak źle się czułem. Lekarz który był obecny podczas pobrania poinformował mnie też, że oni tutaj starają się chronić dawców, więc nawet jeżeli będzie brakować 10 czy 20% komórek to będą stawać po mojej stronie (żebym nie musiał jeszcze raz przez to przechodzić), aby nic się nie wydarzyło. Oczywiście zgodnie z informacjami od pielęgniarki, przyjechałem do hotelu i poszedłem spać. Obudził mnie telefon z DKMS, w którym usłyszałem podziękowania za ratowanie życia. Koordynatorka wypytała mnie jak się czuję oraz poinformowała mnie, że oddałem komórki dorosłemu mężczyźnie z USA. Wypytała mnie również czy chce dowiedzieć się czy przeszczep się udał, oraz czy będę chciał w przyszłości poznać dane tej osoby jeśli ona na to pozwoli. Oczywiście na wszystko odpowiedziałem, że tak ( ͡ ͜ʖ ͡). Po rozłączeniu się z DKMS przyszedł mi sms że ktoś próbował się dodzwonić. Oddzwoniłem na ten numer i okazało się że to lekarz z tego szpitala, który chciał mi podziękować oraz poinformował mnie, że wszystko jest ok i nie muszę przyjeżdżać następnego dnia.

No i cóż to raczej wszystko w związku z całym procesem pobrania komórek. W ciągu roku w tym centrum w którym ja byłem wykonuje się około 300 pobrań komórek z krwi.
Na koniec dodam, że wszystkie badania które DKMS wykonuje przed pobraniem są dostarczane dawcy. Czyli jeżeli coś jest nie tak, to dzięki tym badaniom można podjąć jakieś leczenie.

Teraz proszę o trzymanie kciuków za biorcę.
Dzięki również za wszelkie słowa, które wspierały mnie w tym co robię

#dkms #wygryw #dawcaszpiku #pomagajzwykopem
Cargos - Cześć wykopki

To już raczej ostatni wpis z serii o DKMS. Jest jeszcze możli...

źródło: 1685619346994

Pobierz
  • 49
@sruba_m3 Nie mówię że nie masz racji, bo faktycznie tak by pewnie było. Jednak ludzie z innym nastawieniem niż Ty się do tego zapisują i chcą pomóc bo strasznie ciężko jest znaleźć dawce, ponieważ musi być on praktycznie identyczny genetycznie. Samo to wystarczy, żeby przekonać kogoś do takiego czynu. Praktycznie nic to nie kosztuje, a odrobina determinacji i komuś ratujesz życie.
@Cargos: Z tym mam właśnie ogromny problem, bo fundacja to tak naprawdę dobrze prosperująca firma, której zostałeś podwykonawcą. Właśnie sobie spojrzałem na ich sprawozdanie za 2021 rok i widzę ponad 90 mln zł przychodu z działalności gospodarczej. Oni po prostu Twoją dobroć sprzedają za bardzo dobre pieniądze, a Tobie pozostaje miła świadomość, że komuś pomogłeś. Także Tobie szczerze gratuluję, natomiast dkmsem się osobiście brzydzę. Zresztą ciekawe, czy jeśli za Twoją usługę
@slimax Wiem właśnie i też mnie to wnerwiało. No ale w tej chwili to tak działa i nic z tym nie zrobisz. Jest też jakaś polska baza, ale nie pamiętam w tej chwili nazwy. Ciekawe jak oni działają.
@Cargos: Ci, którzy oddali im informację o swoim DNA powinni założyć jakieś stowarzyszenie, coś na kształt związku zawodowego i walczyć o swoje. Sprawa wymaga nagłośnienia, bo mało kto zdaje sobie sprawę, że dkms robi biznes na dobroci i empatii. Naprawdę takim dawcom jak Ty należy się odpowiednia gratyfikacja i myślę, że społeczeństwo przyjęłoby taką inicjatywę z aprobatą.
@xray2304 Też tak mogło być. Jednak na zdjęciu była widoczna pielęgniarka więc to na 100% nie ona. Z drugiej jednak strony, DKMS wszędzie mówi że osoba towarzysząca będzie miała możliwość uczestniczyć w tym pobieraniu. Nawet w końcowej ankiecie było pytanie czy osoba towarzysząca mogła być ze mną.
@Cargos dzięki miras, kiedyś bez większego namysłu zapisałem się do DKMS i od tamtego czasu co jakiś czas nachodzą mnie lęki, co będzie jak zadzwonią. Na szczęście, poza tymi samodzielnymi zastrzykami, widzę że nie ma się czego bać. Dobra robota!
@irish71: No pielęgniarka twierdziła że to tak działa, że podłączają tego gościa tak samo jak pod kroplówkę i tyle. Tylko wcześniej obniżają mu odporność tak, że teoretycznie wcale jej nie ma. Jak zabieg się uda to chyba już wyzdrowieje.
@szogu3: No nie jest tak strasznie. Ogólnie jak boisz się tych zastrzyków to na badaniach mówisz, że nie dasz rady i dają Ci skierowanie. Wtedy możesz iść na pogotowie i normalnie Ci to wykonają. Słyszałem też, że w niektórych przypadkach pielęgniarka przyjeżdża i Ci te zastrzyki wykonuje. Tylko jest to wtedy problematyczne, bo jeden zastrzyk o 7 rano a drugi o 19.
@sruba_m3: ale wiesz, że jak ty lub ktoś tobie bliski będzie potrzebować krwi lub przeszczepu, to dzięki właśnie takim ludziom może to dostać? No ale w sumie po co ja gadam do trolla.