Wpis z mikrobloga

419 415 + 443 = 419 858

Proziak Gravel Race z zeszłego weekendu. Na papierze wyglądało zacnie – 440 km dystans długi i prawie 9 tys. metrów w górę na terenach od Przemyśla po Bieszczady. Wniosek był jeden – jadę.

Start i meta zaplanowany był na szybowisku w Bezmiechowej. Startujemy w ciepły poranek, start co 10 minut. Wiadomo, że będzie ciekawie – pomijając profil trasy, to po upalnym dniu miał przechodzić front burzowy, a opady miały się ciągnąć całą noc.

Na dzień dobry zjazd wąską drogą z szybowiska i kierujemy się w stronę serpentyn na Tyrawę Wołoską, po czym odbijamy na Ropienkę i dalej przez Pogórze Przemyskie na Kalwarię Pacławską. Pierwsze kilkadziesiąt kilometrów to asfalty, szybko robi się upalnie, co mocno czuć od nawierzchni. W końcu pojawiają się szutry, tu trasa troszkę pokrywała się z PGRem. Wspin na Kalwarię, na górze uzupełniam bidony – jedyny otwarty lokal to dom pielgrzyma. Dalej jest długi fragment bez żadnych sklepów - kto nie uzupełnił wody, to miał problem, bo w tych temperaturach zużycie było konkretne.

Dalej przez super szutry przy Arłamowie, bruki przed Kwaszeniną i Rezerwat Chwaniów, znane również z PGRa. W okolicach Ustrzyk, w Hoszowie robię pierwszy dłuższy postój – płyny, arbuz, coś słodkiego. Za Czarną odbijamy w stronę Otrytu, którego trawersujemy przez kilkanaście km – polecam ten fragment, bardzo przyjemny. Chwilę wcześniej dołącza do mnie inny uczestnik, Hubert i jedziemy sobie razem. W sumie to spoko, bo tradycyjnie zaczynałem popołudniową zamułkę, a tak to było z kim pogadać.

Docieramy do Smolnika, gdzie na stacji benzynowej znów uzupełniamy zapasy. W końcu wyjechaliśmy z lasów i widzę, że front burzowy jest tuż tuż. Do Mucznego, które wypadnie nam za ok. 40 km na pewno nie zdążymy (a jest tam restauracja), decydujemy cisnąć ile się da i ewentualnie schronimy się pod wiatą. Ten scenariusz realizujemy dość szybko, bo front był całkiem jeszcze szybszy  Właściwie 5 km od stacji chowamy się w pierwszej wiacie – i jak się okazało, było to decyzja trafna, bo dosłownie za chwilę przyszła burza z konkretną zlewą. Bardziej obawiałem się wyładowań, bo kolejne kilometry to jazda chwilami odkrytym terenem.

Po jakichś 40 minutach ruszamy w deszczu, ale przynajmniej nie w ulewie. W międzyczasie minęły nas dwie osoby, twardziele. Lecimy powoli na Tarnawę Niżna i pętelkę przy Dolinie Górnego Sanu, która jest bardzo ładna, ale również i łatwo w tych okolicach o niedźwiedzia – dlatego chciałem ten fragment przelecieć za dnia. Udało się to w połowie, bo do Mucznego dojeżdżamy już po ciemku, a stąd jeszcze kilka leśnych dróg do cywilizacji będzie. W Mucznem kuchnia już zamknięta, ale pani zgodziła się ogarnąć zupy pomidorowe. Chwila przerwy, znów uzupełniam zapasy i ruszam sam – mój towarzysz zostaje tu na nocleg. Znów mocniej pada, wspinam się mocno zarośniętą stokówką na Procisne, na której – jak się później dowiem – innemu zawodnikowi który był przede mną, drogę przebiegł niedźwiedź.
Zjeżdżam na główną, dalej znanymi mi stokówkami na Dwernik, Zatwarnicę i Brzegi Górne. Ciemno, pada, ogólnie sympatycznie. O miśki przestałem się martwić – mój zasyfiony napęd wydawał takie dźwięki, że słyszały mnie z kilometra xD. Z Brzegów wspin na Przełęcz Wyżną, dalej przez Wetlinę i stokówkę na Cisną. Znów chwila przerwy na asfalty i skręcam na Sine Wiry. Ten odcinek jest mocno kamienisty, zaczyna świtać, a ja trochę opadłem z sił – no ale jakoś zamulam dalej. W dodatku mój Wahoo się ładuje i w kółko to ładowanie przerywa, chyba przez wszechobecny mokry syf. Przestało za to padać. Docieram przez Krywe do Zatwarnicy i tu nawrotka, by po drugiej stronie Sanu dolecieć do Terki. Ogólnie to mam mieszane uczucia do tego odcinka, ilekroć nim jadę – wkurza mnie nawierzchnia (sporo kamieni), ale za to ma niesamowity klimat. Na pewno lepiej jest tu na szerszych oponach.

W Terce liczę na otwarty sklep, niestety się przeliczam – otwarte dopiero od 8, a wody coraz mniej. Za to będzie otwarty w pobliskim Bukowcu, ale do niego mam jeszcze parę dobrych kilometrów i kilka podjazdów. Całkiem sprawnie to poszło, uzupełniam ostatnie zapasy i lecę. Jeszcze tylko błota przed Myczkowem, gdzie mijam się z zawodnikami na dystansie krótkim (którzy startowali rano) i wskakuję na wojewódzką w stronę Soliny. Tu już na sam koniec trochę cisnę, bo okazuje się, że jeżeli utrzymam tempo, to wskoczę na 2 miejsce. Na koniec jeszcze rzeźnickie ścianki na szczyt Bezmiechowej i po 28 godzinach z minutami jestem na mecie, zajmując 2 miejsce.

Impreza zacna, sporo atrakcji – ekipa przygotowała stanowiska z rowerami, można było pomacać, wypożyczyć na jazdę testową za free, itp. No i trasa, mocno interwałowa – koniec każdego zjazdu oznaczał kolejny ostry podjazd. A na samą Bezmiechową wrócę, na lekko i nie po 400 km ( ͡º ͜ʖ͡º)

#rowerowyrownik #gravel #bieszczady #ultramaraton

Skrypt | Statystyki
szkarlatny_leon - 419 415 + 443 = 419 858

Proziak Gravel Race z zeszłego weekendu. N...

źródło: IMG_20230628_143452_(1619_x_2000_piksel)

Pobierz
  • 20
Dzięki panowie.
@noerror nie, tu się załapałem rzutem na taśmę, a tam zapisy już się dawno zakończyły, może za rok :) chociaż pół tysiąca ludzi to spory tłok
@vertoo No szkoda, bo pomysł z tym wypożyczeniem fajny. Ale trochę ludzi jednak było
@WuKaeR: nie zdążyłem kupić ¯\(ツ)/¯ ale już do mnie lecą. W 100% i tak nie ochronią.
@dybligliniaczek na szosie miałem robiony fitting, a ten gravel jest jego bliźniaczą wersją, z tym samym siodłem. Mimo to na takich długich jazdach i tak mam otarcia, kremem coś tam smaruje. Po prostu wiem że długa jazda - będzie boleć.