Wpis z mikrobloga

Chcę poradzić sobie z pracoholizmem mojego faceta. Albo pomóc jemu sobie z nim poradzić. Potrzebuję waszej opinii. Wykańcza mnie to.

Moj facet pracuje od 8 lat w sklepie. Zapiernicz kosmiczny, fizycznie jest zrujnowany, psychicznie chyba jeszcze gorzej, po 6 latach udało mu się awansować na kierownika, którym jest od dwóch lat. Dostaje około 4700zł netto.

Gdy jest chory, nie idzie na L4, bo nauczono go że po powrocie będzie czekał go niesamowicie ostry #!$%@? związany z nadrabianiem obowiązków i sprzątaniem syfu po swojej nieobecności. W jego pracy nie ma premii absencyjnych, nikt nie docenia tego że chodzi do niej chory, on po prostu tak się boi i stresuje konsekwencjami, że woli pracować z chorobą niż zdrowieć i musieć to nadrabiać.
Jego zastępca, który jest bardzo dobrym pracownikiem od długiego czasu, w zeszłym miesiącu wziął L4, w pełni zasłużone, bo był tak chory, że wstyd było go wypuścić na salę sprzedaży. Przełożony mojego faceta stwierdził że "on już jest skreślony", pomimo że to jest zastępca mojego faceta a mój facet jako kierownik jest bardzo z niego zadowolony.

Nie wolno mu zaplanować żadnego urlopu, to znaczy zgodnie z prawem na początku roku tworzony jest plan urlopowy, ale sam wniosek o urlop podpisywany jest przez jego przełożonego dopiero przy tworzeniu grafiku na dany miesiąc. Jako że od stycznia do sierpnia mija kupa czasu, rotacja pracowników jest ogromna, pod koniec lipca potrafi się okazać że z urlopem będzie problem. I nikt mu go nie odmawia w cztery oczy, ale sugerują mu że "dobry manager by nie szedł na urlop w takiej sytuacji" i albo do ostatniej chwili nie wiadomo co z urlopem, albo urlop odwołuje i pracuje aż nie pojawi się możliwość wyjechania na urlop, ostatnio po takiej akcji usłyszał "my nic Panu nie kazaliśmy, to był Pana wybór".

Pracownicy - brakuje mu ludzi, a sklep musi być zatowarowany, zinwentaryzowany, posprzątany, wiecie jak jest. Wszystko spada na niego. Ma jeszcze wolne etaty, ale nikt tak ciężkiej pracy za minimalną krajową nie chcą, gdy w Biedronce pracownikowi płaci się dwa razy więcej. Ci pracownicy którzy już są też mają wywalone, bo umówmy się, minimalna krajowa nie motywuje do zapieprzania. Więc wszystko spada na niego, bo o ile jego pracownika nie interesuje inwentaryzacja do zrobienia, o tyle jego zwolnią jeśli to nie będzie zrobione. Zapieprz przy niepełnej załodze jest kosmiczny, bo wszystko musi działać jak w zegarku, inaczej będą go opieprzać, co bardzo siada mu na psychę. Wieczne opieprzanie, śmało powiedziałabym "mobbing", sprawia że on wewnętrznie czuje potrzebę pracy na najwyższych obrotach żeby nie musieć tego więcej słuchać. Nie idzie na przerwę bo nie ma czasu, narzeka że jest odwodniony bo nie ma kiedy się napić, z tego pośpiechu robi sobie różne rzeczy, a to stopa, a to kolano, ciągle coś...

Awans - mydlą mu oczy gównoawansem po którym dostałby o 1000zł więcej, ale w tym przypadku nie chodzi o pieniądze, a o to, że w końcu mógłby przestać pracować fizycznie i skupić się tylko na zarządzaniu ludźmi. Robią to już od roku, żadnych konkretów, mam wrażenie że ten cały system w jego firmie jest zrobiony po to żeby mydlić oczy ludziom. Niby jest gdzieś wpisane że jest w kolejce do awansu, ale to jest niezobowiązująca lista, nie wiadomo kiedy będzie taka możliwość, nie wiadomo czy w kolejce nie będzie czegoś lepszego i czy przez jakiś błąd nie straci tej szansy.

I teraz co on ma zrobić.
Wyrąbać się na tą pracę, ale pracować nadal - niewiele się zmieni, praca będzie nadal ciężka, a zamknie sobie drogę do ewentualnego awansu.
Rzucić papierami i uciekać - mój facet nie posiada fajnych kwalifikacji czy wykształcenia, zmarnował 8 lat na pracę w handlu, więc logiczne że inna praca to też byłby handel, więc nie różniłaby się zbytnio od tej. Jest świetny w zarządzaniu, ale umówmy się, zarządzanie sklepem to zarządzanie sklepem, nikt mu nie da kredytu zaufania z niczym ambitniejszym niestety.
Zgłaszać mobbing i walczyć o swoje - zmienią mu przełożonego, ale nie wiadomo czy będzie lepszy, a cała reszta, czyli targety z kosmosu, presja czasowa, ciężka praca fizyczna, demotywacja załogi przez słabe wynagrodzenie, no wszystko zostanie.

Dobra, nie chce mi się już pisać. Szkoda mi go, bo ta praca go rujnuje. Odbiera mu zdrowie, odbiera nasz czas wolny, nie potrafimy się cieszyć wolnym czy urlopem, bo on ciągle boi się co go będzie czekać po powrocie. Zawsze czeka go tragedia jak wraca z urlopu, bo nikomu nie zależy na takiej gównopracy.

Ale co innego osoba bez kwalifikacji ma robić za 4700zł netto...

#kichiochpyta #rozowepaski #zwiazki #zalesie #praca #prawopracy
  • 9
  • Odpowiedz
@betty1234: I tak najgorsze w tym wszystkim, że on sam siebie w ogóle nie szanuje. Ani swojego czasu, ani zdrowia, ani odpoczynku, ani nawet godności, no bo go zwodzą i olewają. Za takie pieniądze to zawsze coś znajdzie, idzie na rozmowę- kawa na ławę, twarde granice od następnego dnia, a jak nie to wypowiedzenie, zwolnienie i szukanie nowej pracy w międzyczasie.
  • Odpowiedz
@betty1234: praca w handlu na sklepach raczej tak wyglada. Aczkolwiek w niektorych sieciach sklepow kultura pracy jest nieco lepsza. Wiec majac doswiadczenie jako kierownik spokojnie moze przeciez aplikowac do innej sieci sklepow. w handlu renoma pracodawcow jest powszechnie znana wiec wiedzialby na co sie pisze.
To po pierwsze.
Po drugie kwalifikacje - jak zna jezyk, to moze spokojnie probowac zmienic prace na przedstawiciela handlowego/key account managera gdzie pracowalby w lepszych warunkach.
  • Odpowiedz