Wpis z mikrobloga

559 826 + 200 + 56 + 13 + 97 + 116 + 96 + 140 = 560 544

W sobotę rano domek w Słowenii został oddany, a my z @Dewastators ruszyliśmy przed siebie, w stronę słońca i lepszej pogody, czyli na południe.
Pogoda tak naprawdę zmieniła cały plan o 180 stopni, albowiem mieliśmy jechać na Hochtor, później trochę Niemiec, dużo Czech i Polska. Tymczasem kupiliśmy bilety na Regiojet z Rijeki do Pragi na środę i zaczęliśmy jechać tak, aby zdążyć na pociąg, nie jeździć w deszczu i popływać w Adriatyku:)

Zatem pierwszego dnia dotarliśmy do Cormons we Włoszech, trochę poniżej Udine. Alpe Adrią z Rateče jechało się cudownie, choć zaskoczył nas nagły jej koniec pośrodku niczego. Trochę jak w Polsce, ze nagle ścieżka się urywa i nie wiadomo gdzie jechać… niemniej daliśmy radę jakoś dostać się do drogi głównej i już później trochę płaskowłochami dotarliśmy na nocleg.
Zapadła decyzja, że warto zobaczyć jeszcze trochę Słowenii, skoro jesteśmy tak blisko. I drugiego dnia, poprzez winnice i niemal toskańskie klimaty, wjechaliśmy do Słowenii, aby cały dzień jechać w towarzystwie rzek i dotrzeć do Idriji - słoweńskiej stolicy Čipki czyli sznurka;) Piękne były te dolinki i ten kolor wody!

Trzeci dzień to dobicie do Adriatyku, dwa fajne podjazdy, ładne drogi, miłe pieski i miejscowość Črni Kal XD Przy W ramach ciekawostek w Idriji było jezioro-źródło, które zasilało najkrótsza rzekę Słowenii - całe 55 m (po prostu była dopływem innej;)). Adriatyk ciepły, słony, a Izola urocza. Tego dnia też postanowiliśmy, że poszukamy rano serwisu aby wymienić tarcze i jedne okładziny na nowe (imo tarcze już były zajechane plus piszczały tragicznie).

Jak postanowiliśmy tak też się stało - ok 10 w Giant Izola kupiłam tarcze + okładziny i je zmieniłam na ławce w parku XD Serwis pożyczył klucz, a właściciel zdziwiony, że dałam sobie rade - zaproponował żartem pracę;) Z Izoli ruszamy na druga stronę półwyspu Istria, czyli pod Rijekę. Tym samym wjeżdżamy do 4go kraju tego bikepackingu czyli do Chorwacji. Trasa prowadzi nas przez totalnie odludzia, za to ładne, spokojne i ciche. Widać zmianę roślinności czy klimatu. Na początku dnia mieliśmy pod 40 stopni na największym pojeździe tego dnia, ale w końcu nie chcieliśmy jeździć w deszczu;) Docieramy nad morze ze sporym zapasem czasu, wiec jest czas na plażę i piwko 0.

Piąty dzień to w sumie tylko transfer na pociąg, nie spieszymy się, nie robimy żadnej traski wokół Rijeki. Tylko plaza, zakupy i pociąg. Rowery lądują w przedziale takim jak ludzie, niestety trochę upchane przy sobie. Tyle ile mogłam to przypilnowałam przy pakowaniu ich do przedziału, że nic się nie stanie. Niestety jak się okazało następnego dnia za Pragą - prawdopobnie przy wyciąganiu rowerów przez obsługę #!$%@? szpryche przy samym nyplu. Z plusów pociągu: udało nam się kupić kuszetkę z rowerami w cenie 75€/os.

W czwartek budzimy się chwile przed Pragą, dostajemy kurosanta i kubek kawy/herbaty od obsługi, jemy śniadanko i ruszamy w miasto. Praga, nawet przelotem, robi na mnie dobre wrażenie (tak, nie byłam tam wczsniej:D). 21 km za dworcem miasto się w końcu oficjalnie kończy, a nasz plan zakładał dojechanie do Rakovníka tego dnia. Stajemy pod sklepem za czeskim Bieruniem na mały postój i Piotrek zauważa urwaną szprychę. Ogólnie to już któraś awaria tego wyjazdu po: rozerwanej i zalepionej oponie, skończonych tarczach i okładzinach oraz postrzępionej lince tylnej przerzutki (w klamce). Dajemy sobie chwile na przemyślenia i wracamy do Berouna poszukać serwisu, który by to zrobił jeszcze dziś. I… udalo się! Jeden serwis nie miał mojej szprychy, ale odesłał do kolegi, który od ręki z 500 CZK załatał mi koło. W bonusie mam hałasujący nypel w środku obręczy, bo nie chciał się dać wyciągnąć;) Straciliśmy trochę dnia, ale po prostu odpoczeliśmy i mieliśmy czas żeby pomyśleć co następnego dnia, bo Niestety prognoza na weekend dawała deszcz.

Piątek zaczynamy dobrym śniadaniem hotelowym i ruszamy w stronę Zgorzelca. Mieliśmy nadzieje na ostatnie 2-3 dni po pierwotnej trasie i czeską Szwajcarię, ale znowu pogoda dyktowała warunki. Czy coś straconego? Może, ale trafiliśmy też na śliczne dolinki ze skałami, zamki na wzgórzach i piękne czesko-niemieckie domki. Trochę z duszą na ramieniu zdążamy na ostatni pociąg o 22 ze Zgorzelca do Wrocławia;)

Kończymy nasz trip po północy na dworcu Wrocław Główny, po drodze przejeżdżając przez 6 obcych krajów, wykręcając 721 km i 7 tys m w pionie. Pogoda dopisała, deszcz nas nie dogonił, a teraz można odpoczywać po urlopie :D
Fotki na stravie!

I buziaki dla starego @Dewastators że ze mną jechał :*

#rowerowyrownik #wspodnicynaszosie #100km #200km #wykopcanyonclub

Skrypt | Statystyki
wspodnicynamtb - 559 826 + 200 + 56 + 13 + 97 + 116 + 96 + 140 = 560 544

W sobotę ra...

źródło: IMG_5148

Pobierz
  • 1