Wpis z mikrobloga

Po osiemnastu latach pracy w korpo przeszedłem do mitycznego IT, w dobie clickbajtowego kryzysu. Nie zrobiłem żadnego kursu, żadnego jakiegoś tam bootcamp'u. Uczyłem się na własną rękę, rzeczy które obracałem w funkcjonalności w starej pracy (jak VBL, SQL, proste automatyzacje). Aplikowałem dosłownie dwa razy i z dwóch miejsc miałem kontakt, z czego z jednego zrezygnowałem bo uznałem, że jestem na to za cienki i zasada "fake it until you make it" może nie zadziałać.

Tak oto od prawie pół roku pracuję jako product owner i poniżej lista zmian:

W korpo był luz, czuć było dużą bezwładność. Czasami myślałem sobie: czy ja jestem czy mnie nie ma to jeden $%$!.
Tutaj zadania zawsze mają sens, jeżeli je źle zrozumiem i źle opiszę zostaną źle zrobione. Nie da się zrobić czegoś wrzucić i zobaczyć co będzie. Zawsze trzeba myśleć co się robi.

W korpo czasem się nudziłem i szukałem sobie zajęcia, albo waliłem tutki na YT, albo po prostu szedłem na bajerkę do ludzi, których lubię (nie brakowało tego). Tutaj jest podobnie, ale suwak luzu jest przesunięty znacznie mocniej w lewo bo pracy jest po prostu więcej.

W korpo czasem dostawłem robotę i już na starcie wiedziałem, że jest bez sensu, ale życie nauczyło mnie, że resistance is futile, to robiłem. Przesuwałem swoją pracę w kierunku końca, wiedząc że końcem jest śmietnik. Tutaj właściwie wszystko ma sens, nie mam poczucia braku zasadności, a jak mam to to zgłaszam i czasem mam rację, czasem nie.

Mógłbym tak dużo jeszcze porównać, ale na koniec mogę powiedzieć, że jak ktoś myśli, że to praca w IT to jeden wielki owocowy piątek to niech lepiej się trzyma tego co ma - to zajęcie dla ludzi lubiących robić.

A teraz to co wykopków interesuje najmocniej - zarobki. Ściana wschodnia, B2B, ~8000 per miesiąc.

pozdrawiam i tak dalej

#programista15k #branzait
  • 4
  • Odpowiedz