Wpis z mikrobloga

Trzeci raz podchodzę do Dark Souls 3. Z jednej strony gra jest przepiękna nawet tyle lat po premierze, czuć, że dopracowano sterowanie względem jedynki i ogólnie, że jest to dobry, dopieszczony tytuł. Z drugiej, nie mogę jej zmęczyć. Przeszedłem wielokrotnie DS1, po razie DS2, Bloodborne, Elden Ringa, ale takiej niemocy jak w trójce nie czułem w żadnej z tych gier. Ostatnim razem odpadłem na na Nameless Kingu. Wcześniej chyba z 3 godziny tłukłem Friedę z dodatku i byłem na granicy wytrzymałości (napsuła mi więcej krwi niż Malenia z Eldena) i jak ten sam scenariusz zaczął się powtarzać przy Królu, po prostu rzuciłem to w cholerę. No ale nic, po jakimś roku wróciłem, zrobiłem nową postać pod inny build i broń (na razie claymore zaklęty ciężkim klejnotem, bo lecę głównie w siłę) i idzie całkiem nieźle. Jestem po Aldrichu i jak na razie najwięcej prób (po około 5-7 podejść) miałem przy Sulyvahnie i... Crystal Sage, bo razem z klonami oneshotował mnie kompletnie z dupy, aż się #!$%@?łem i kupiłem noże do rzucania. Ale nie o tym.

Czy ktoś jeszcze ma wrażenie, że parowanie w tej grze zostało kompletnie #!$%@?? W DS1 bez problemu paruję srebrnych i czarnych rycerzy, NPC czy Gwyna. Ten ostatni ma jeden cios, z którym sobie nie radzę. Jest to szybkie cięcie od boku na początku komba, ale bez problemu paruję kolejny jego cios, więc nie stanowi to większego problemu. Natomiast w DS3 kompletnie sobie z tym nie radzę. Na Sulyvahnie padłem tyle razy, bo chciałem go parować. W ostatecznie udanej próbie sparowałem go dwa razy. Na openingu i przy wolnym cięciu z nad głowy. Pomyślałem sobie, że dojdę do Anor Londo i potrenuję na srebrnych rycerzach. Wcześniej zrobiłem tak bez problemu czarnego rycerza na bagnach, więc co może pójść nie tak? Odpowiadam: WSZYSTKO. Nie jestem w stanie za cholerę parować ich ciosów. Tylko cięcie znad głowy, reszta to kompletny random, jakbym zawsze był spóźniony ale to naprawdę już wykracza poza mój czas reakcji. Te ciosy gdy broń jest naładowana błyskawicą nawet nie wiem czy da się sparować, a rachunek zysków i strat jest tak niekorzystny, że nawet nie wiem czy jest sens się z tym męczyć.

Zastanawiam się gdzie leży przyczyna. Pierwsza rzecz: gra jest szybsza, ale nie aż tak gdy zestawi się praktycznie tych samych przeciwników w DS1 i 3. Druga kwestia, która może mieć znaczenie, to więcej ataków z opóźnieniem względem jedynki. No i trzecia, to odległość od przeciwnika. W jedynce, szczególnie na początku gdy się uczyłem, starałem się niemal przyklejać do wroga. Parowanie wydawało mi się wtedy łatwiejsze, a nawet jak kliknąłem w złym momencie, to otrzymywałem mniejsze obrażenia (bo nie dostawałem końcem ostrza). Jedynym minusem były pchnięcia tarczą, które trzeba było dodgować. Tutaj jest jakoś inaczej? Lepiej trzymać się na większym dystansie?

Jak pisałem wcześniej, nie wiem czy jest w ogóle sens to męczyć, ale skoro opanowałem tę mechanikę w DS1, to myślałem, ze tutaj tez nie będzie tragedii. Poza tym, postanowiłem się też przełamać i sięgnąć w końcu po #sekiro ale teraz już sam nie wiem. Jak parowanie ma być tak ciężkie jak w DS3, to chyba odpuszczę, skoro tam jest to główna mechanika.
#darksouls #darksouls3
  • 8
  • Odpowiedz
nie wiem czy jest w ogóle sens to męczyć


@jandiabeldrugi: nie ma sensu, po prostu nie używaj parry i graj normalnie, tarcze też nie mają za bardzo sensu w DS3, podobnie zbroja to tylko fashion-souls, bo mało która daje jakieś boosty a negacja dmg jest praktycznie nieodczuwalna... graj sobie miecz w prawej + kostur w lewej ręce i idź mocno w uniki i backstaby
  • Odpowiedz
Zrób sobie builda na siłę i wgniataj ich w ziemię, a tak na serio weź sobie jakikolwiek wielki miecz dostępny wcześnie w grze i na luzie przejdziesz
  • Odpowiedz
to nie jest kwestia buildu


@jandiabeldrugi: no nie jest, chodzi mi o playstyle, zamiast bawić się w parry graj na uniki i backstaby, ja osobiście w żadnych soulsach nie używam parry
  • Odpowiedz