Wpis z mikrobloga

@pq18: U mojej babci na wsi były same januszowe sklepy w których jako dzieciak wielokrotnie dostawałem przeterminowane towary a normalnych towarów było bardzo mało do wyboru. Dodatkowo część nieremontowana od czasów PRL.

Później jak otworzyli Dino to część tych januszowych sklepików padła od razu bo nikt nie chciał już tam chodzić. Jak ostatnio byłem to w którymś z nich funkcjonował lumpeks a inny się przerobił na noclegownię dla Ukraińców xD
  • Odpowiedz
18+

Zawiera treści 18+

Ta treść została oznaczona jako materiał kontrowersyjny lub dla dorosłych.

@pq18 oni nie szukają działek na sprzedaż, oni przyjezdzają na wieś obczajają miejsca i wyznaczają 3 potencjalne lokalizacje na sklep, kto sprzeda tam robią xd
  • Odpowiedz
@pq18 pamiętam jak wróciłem z Norwegii. Patrzy postój w Dino, zrobiliśmy zakupy jakbyśmy jedzenia ja oczy nigdy nie widzieli i zapłaciliśmy 1/5 tego co tam. Eh i te mięsa mi się przypominają. U nich 60% mięsa w mięsie to wypas.
  • Odpowiedz
@niecodziennyszczon: miałem tą nieprzyjemność pracować dla tej korposzczurni jaką jest centralna Dino, łącznie z obowiązkowym 2-tygodniowym stażem na sklepie, co by poznać "biznes od podszewki". Model biznesowy i zyski wyglądają fajne jak się ogląda to z zewnątrz. Szczególnie jeśli chodzi o lokalizacje "bezkonkurencyjne". Aczkolwiek traktowanie pracowników, braki kadrowe i ciągła rotacja (2-3 osoby na zmianie w sklepie, w biurach ciągła rotacja), modele premiowe to januszerka w najgorszym wydaniu lat 90.
  • Odpowiedz
@KuroSeba: Domyślam się. Ale nie do tego piłem. Chodziło mi bardziej o to, że dla tak wielu ludzi wydaje się to dziwne, że taki facet chcąc otworzyć sieć marketów i ją rozbudować nie zaczął od myślenia w stylu "a to może najpierw postawię sklep na największym blokowisku w tym kraju, w centrum Ursynowa w Warszawie". To pokazuje jak taki wielkomiejskocentryczny sposób patrzenia na wiele tematów może być błędny. Ja nawet idę
  • Odpowiedz
@niecodziennyszczon: Zgadzam się, model biznesowy z rozmieszczaniem sklepów, np. w miejscowościach post-PGRowskich to świetny ruch, bo tam rzeczywiście brakowało marketu z prawdziwego zdarzenia. Jak ktoś od małego mieszka w mieście wojewódzkim, to nie zna realiów "jeżdżenia na zakupy do miasta" i zgadzam się w 100%. De facto zapewne istnieją w tych miejscach sklepy "osób prywatnych", ale to bardzo często januszerka wysoko windująca ceny. Wiem, bo sam z takich okolic pochodzę i
  • Odpowiedz