Wpis z mikrobloga

Witam wszystkich po przerwie. Słowem wstępu: niektórzy starsi wykopowicze może pamiętają moje wpisy postowane przez @Mleko_O pod tagiem #iiwojnaswiatowawkolorze Wpisy, jeśli się przyjmą, będą ukazywać się pod tagiem #wojnawkolorze

81 lat temu...

Wsi spokojna, wsi wesoła - chciałoby się rzec, patrząc na poniższy pejzażyk. Trudno bowiem domyślić się, że ta urokliwa miejscowość stała się osiem dekad temu miejscem horroru, jakiego nie wyobrażał sobie żaden reżyser.

Poranek 9 lutego 1943 roku był mroźnym dniem. Okolicę przysypał śnieg, zdobił też, niczym czapkami, strzechy wiejskich chat. I choć leniwie wstawało słońce, to mało który gospodarz w kolonii Parośla Pierwsza nieopodal Antonówki koło Sarn chodził po obejściu. Gdyby jednak jakiś wyszedł, zauważyłby kroczącą po głównej drodze zbieraninę uzbrojonych mężczyzn w kożuchach i skórzanych płaszczach. Wyglądali bardzo pstrokato i osobliwie. Niektórzy tylko mieli buty, inni zaś szyte z łyka łapcie. Niewielu miało jakieś umundurowanie. Tak samo uzbrojenie: mało miało karabiny. Większość trzymała obrzyny, dubeltówki, a głównie - noże, siekiery za pasami. Zaczęli chodzić od domu do domu i łomotać w drzwi, budząc mieszkańców. Do każdej chałupy weszło po pięciu, sześciu. Zablokowali też drogę i zatrzymywali każdego przejeżdżającego chłopa. Przedstawili się jako sowieccy partyzanci i zażądali jedzenia. Zaczęli też przeszukiwać obejścia, a wobec opornych byli agresywni.

Cóż było zrobić! Parośla - duża, bogata kolonia, zamożni gospodarze - przywykła już do tego, że miewała takich gości, wiecznie głodnych i spragnionych po ''walce z faszyzmem''. Kobiety zaczęły wypiekać chleb, mężczyźni wyciągali słoninę i gorzałkę, by poczęstować przybyszów. Część nieznajomych poszła spać. Napięcie opadło i gdy ''leśni'' się najedli i odpoczęli, zdawało się, że lada moment odejdą.

Nim jednak to zrobili, zaczęli mówić swoim gospodarzom, że ich kolonia jest zagrożona przez Niemców. Że Niemcy powywieszają mieszkańców za pomoc partyzantom. Najlepiej będzie, jeśli Polacy dadzą się związać, wtedy unikną niemieckiej kary. Mieszkańcy kolonii zgodzili się - zdarzało się już wcześniej, że sowieccy partyzanci przywiązywali do drzew polskich chłopów, by Niemcy nie robili im krzywdy. Mieszkańcy wsi posłusznie położyli się na podłogach domostw i dali skrępować się grubymi powrozami.

Jednak ''partyzanci'' wcale nie wychodzili.

Sięgnęli wtenczas do swych pasów i wyciągnęli zza nich siekiery i noże.

To, co nastąpiło chwilę później, przypominało najmroczniejszy z koszmarów. ''Sowieccy partyzanci'' stanęli nad skrępowanymi ludźmi i zaczęli rąbać ich siekierami. Jak drewno, albo jak zwierzęta. Dorosłych ostrzami, dzieci obuchami. Innym podrzynano gardła nożami. Nikt nie strzelał do ofiar. We wsi podniósł się rozdzierający krzyk szamoczących się ludzi, na których oczach bestialsko mordowano bliskich. Towarzyszył mu płacz dzieci i straszne rzężenie konających. Podłogi i ściany spływały krwią. Mordercy nie mieli dla nikogo litości: mordowali mężczyzn, kobiety, starców. I dzieci, bardzo dużo dzieci. Nie okazali sumienia nawet niemowlętom, mordując je w kołyskach.

Gdy skończyli, splądrowali zabudowania i urządzili sobie upiorną libację, po czym odjechali z wymarłej - dosłownie - kolonii...

* * *

Powyższa historia nie jest dziełem wyobraźni. To wydarzenie miało miejsce naprawdę i było tylko początkiem tego, co nazywamy dzisiaj Ludobójstwem Wołyńskim - bestialską rzezią Polaków na Kresach, dokonaną przez Ukraińską Powstańczą Armię.

Sprawcami tej makabrycznej zbrodni była I. sotnia UPA, dowodzona przez Hryhorija Perehijniaka ps. ''Dowbeszka-Korobka''.

Perehijniak urodził się w 1910 roku w Urhynowie Górnym k. Stanisławowa, jako nieślubny syn służącej. Dorabiał jako parobek, potem został kowalem, ale długo nie popracował. W 1935 roku zamordował polskiego sołtysa z pobudek kryminalnych. Skazano go za to przestępstwo na dożywocie. W więzieniu poznał większe ''znakomitości'' - skazanych za terroryzm i morderstwa ukraińskich nacjonalistów Stepana Banderę i Mykołę Łebedia. Imponowali mu swoim fanatyzmem i nieustępliwością. Nauczyli go czytać i pisać - w momencie przyjścia do więzienia był średnio rozgarniętym analfabetą. Z Banderą siedział w jednej celi. Dowiedział się od niego, że jego czyn nie był przestępstwem, a jedynie krokiem ku wyzwoleniu. Że Polaków należy zabijać, a tacy jak on będą bohaterami ''samostijnej Ukrainy'', która ma być ''czysta jak szklanka''.

We wrześniu 1939 roku Perehijniak opuścił więzienie i odtąd stale przebywał blisko Bandery. Ukończył podziemne kursy OUN dla podoficerów, a latem 1941 roku znalazł się w szeregach grup marszowych OUN, mających aktywizować podziemie podczas operacji ''Barbarossa''. Po rozpędzeniu przez Niemców rządu Jarosława Stećki i aresztowaniu działaczy ukraińskich, wstąpił do Ukraińskiej Policji Pomocniczej, w szeregach której brał udział w eksterminacji Żydów.

Na przełomie 1942 i 1943 roku Perehijniak otrzymał rozkaz od jednego z założycieli UPA - Iwana Łytwynczuka, późniejszego współorganizatora Ludobójstwa Wołyńskiego, dowódcy okręgu wojskowego UPA ''Zahrawa'' - utworzenia I. sotni (kompanii) UPA. Ta, sformowana z kilku oddziałków ukraińskiej samoobrony, do akcji weszła 7 lutego 1943 roku, atakując niemiecki posterunek we Włodzimiercu. Wg bajkowych, niemających nic wspólnego z prawdą ukraińskich doniesień w walce banderowcy mieli zabić... 63 niemieckich żandarmów i 19 wziąć do niewoli. Fakty są jednak inne - we Włodzimiercu zginął 1 Niemiec i trzech Kozaków na niemieckiej służbie, sześciu Kozaków banderowcy wzięli do niewoli, tracąc jednego zabitego.

Po swoim ''zwycięstwie'' Perehijniak i jego sotnia udali się do kolonii Parośla I, ok. 20 km od Włodzimierca.

Tam dokonali bestialskiej rzezi. 9 lutego 1943 roku w kolonii zamordowano co najmniej 155, a najczęściej mówi się o 173 ofiarach. Poza Polakami, zamordowano też siekierami - w domu Mariana Kołodyńskiego - owych sześciu jeńców.

Parośla I była pierwszą z polskich wsi, która padła ofiarą banderowców. Był to swoisty ''poligon'' przed ludobójstwem w lipcu 1943 roku. I dowód, że zadaniem UPA w pierwszej kolejności jest eksterminacja Polaków.

Z kolonii ocalało tylko dwanaście osób, w tym Witold Kołodyński, 12-letni syn Mariana, i jego 9-letnia siostra Lila. Oboje mieli wgniecione czaszki i wybite zęby od ciosów. Nim Witold stracił przytomność od ciosu obuchem, usłyszał krzyk matki i rzężenie ojca, nagle ucięte. Gdy się ocknął, słyszał jeszcze kroki morderców po domu i nie śmiał się ruszyć. Leżał w upiornej izbie, dopóki ostatni z bandytów nie wyszedł i nie ucichło skrzypienie sań po śniegu.

Tak opisywał to, co zobaczył: ''Widok, który naszym oczom ukazał się, był straszny. Nie do objęcia umysłem ludzkim, tym bardziej umysłem dziecięcym. Rodzice mieli głowy rozrąbane na pół. Mamy długi warkocz był odcięty. W głowie ojca pozostawiona siekiera, co oznaczałoby, że słyszane przeze mnie jęki, wydawał ojciec, którego dobito. W kołysce najmłodsza Bogusia, w wieku 1,5 roku, uderzona była siekierą w czoło. Przez dłuższy czas była w konwulsjach, które miotały kołyską. Lila wzięła ją na ręce i po chwili Bogusia zakończyła życie. Z nosa wydobyła się „bańka” — był to mózg.''

Przerażone dzieci wybiegły z domu i zaczęły sprawdzać sąsiednie obejścia. We wszystkich upiorny widok powtarzał się. Niektóre ciała były porąbane na kawałki. W jednym z domów nie można było wyciągnąć noża, którym było przybite niemowlę do stołu. W innym dziecku przybitemu do stołu zwyrodnialcy włożyli w usta kawałek niedojedzonego ogórka. Podłogi, ściany, nawet strzechy były zbryzgane zakrzepłą, brązową już krwią. Wszystkie domostwa były splądrowane przez banderowskich zbirów, wspartych przez ukraińskie chłopstwo. Wśród nich byli mieszkańcy okolicznych wsi, znajomi i sąsiedzi Polaków. Nawet intelektualiści: rodziny prawosławnych księży i pracownicy urzędów we Włodzimiercu. Zabrali zwierzęta, żywność, narzędzia, kosztowności, ubrania. Wszystko, co miało jakąś wartość. Kominy nie dymiły, w kolonii panowała straszna cisza, przerywana tylko wyciem psów. Noc Witold i Lila spędzili okryci derką, której nie zabrali oprawcy, w upiornym, zimnym domu, pełnym zakrwawionych ciał swoich bliskich.

Zakrwawieni i skatowani dwunastoletni chłopiec i dziewięcioletnia dziewczynka.

Ocaleni cudem z ''bojowej akcji'' krwawych ''herojów samostijnej Ukrainy''.

* * *

Zbrodnię odkrył przejeżdżający tamtędy Aleksander Sulikowski, który jadąc do Sarn chciał odwiedzić rodzinę. Gdy dokonał upiornego odkrycia, natychmiast powiadomił niemiecką żandarmerię. Ocalałych zabrano do sąsiednich miejscowości.

Dopiero następnego dnia mieszkańcy pobliskich miejscowości mogli przybyć i pochować zabitych pod eskortą żandarmerii. Niemcy jednak się niecierpliwili, więc ciała ofiar, owinięte tylko w całuny, wrzucano do masowego grobu. Nie było czasu nawet ich przebrać z zakrwawionych ubrań. Grób nie pomieścił wszystkich ciał, więc usypano kurhan.

Dopiero później, pod osłoną żołnierzy Wehrmachtu, ogrodzono miejsce pochówku, poświęcono i ustawiono krzyż.

Parośla pozostała wymarła. Niemcy zachęcali mieszkańców okolicznych wsi, by zajęli opuszczone domostwa, ale chętnych nie było. Sporo Polaków zaczęło się ochotniczo zgłaszać na roboty do Niemiec, uważając, że tam będą bezpieczniejsi. W lipcu 1943 roku Paroślę zajęli znowu banderowcy - jako bazę wypadową przed rozpoczęciem swojej ostatecznej rozprawy z Polakami na Wołyniu.

''Dowbeszka-Korobka'' już tego nie zobaczył. Dwa tygodnie po mordzie jakiego dokonał, niemiecka żandarmeria wymierzyła sprawiedliwość bandycie, zabijając go koło Wysocka.

Dziś nie ma już śladu po polskiej kolonii. Została spalona w 1943 roku. Jedynie podniszczone krzyże, postawione przez kierowanego sumieniem ludzkim Ukraińca, Antina Kowalczuka, wskazują do jakiego horroru doszło w tym miejscu osiem dekad temu.

''Jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą.''

Wspomnień pana Witolda Kołodyńskiego można posłuchać tu: https://www.polskieradio.pl/39/156/Artykul/2258867,Zbrodnia-w-Parosli-poczatek-rzezi-wolynskiej

* * *

Mój fanpage na Facebooku: https://www.facebook.com/WojnawKolorze2.0/

Jeśli macie ochotę mnie wspierać, zapraszam do odwiedzenia profilu na Patronite, lub BuyCoffee i postawienia mi symbolicznej kawy/piwa za moje teksty.

https://patronite.pl/WojnawKolorze
https://buycoffee.to/wojnawkolorze

Zdjęcie kolorowane dla mnie przez: https://www.facebook.com/KolorFrontu

#iiwojnaswiatowa #gruparatowaniapoziomu #qualitycontent #historiajednejfotografii #wojna #historia #polska #wolyn #ukraina #zbrodniarzewojny
IIWSwKolorze1939-45 - Witam wszystkich po przerwie. Słowem wstępu: niektórzy starsi w...

źródło: 330459691_1295840664609110_7105874714262736512_n

Pobierz