Wpis z mikrobloga

#motogp #pseudodziennikarstwo
Doczłapaliśmy się więc, moi mili, do podium. Co ciekawe, we wszystkich trzech przypadkach mamy do czynienia z kozakiem oraz jego doparowym, który albo nie jest tak szybki, albo musi się odbudować. W dzisiaj omawianym przypadku mamy do czynienia z tym "kozakiem", który przekonuje mnie najmniej, jak i z doparowym, który ma najwięcej do udowodnienia

3 - Prima Pramac Racing
#21 - Franco Morbidelli, #89 - Jorge Martin

Każdy wiedział, że nowy format weekendów Moto GP może pomóc Jorge Martinowi. Każdy wiedział, że facet potrafi jeździć, ale nie było takiego speca, który przewidziałby, że Hiszpan aż do ostatniej rundy przeciągnie walkę o mistrzostwo świata.

Szczególnie, że już w Portugalii w wyniku karambolu z Marquezem i Oliveirą Jorge mocno się poturbował i mimo drugiego miejsca w sprincie nie wyjeżdżał z Algrave zadowolony. Dobrze poszło mu też w sobotnim wyścigu w Teksasie, gdzie był trzeci, ale nieoczekiwanie pojawił się u Martina problem.

Mr Pole bowiem.. nie był w stanie złożyć dobrego kwalifikacyjnego kółka. Niespecjalnie mu to jednak przeszkadzało w kolejnych rundach, w których zaczął wygrywać w soboty (w 2 przypadkach), a także wreszcie pokonał Bagnaię w niedzielę w Saksonii. Jego strata spadła wówczas do 36 punktów, ale wtedy ponownie dały o sobie znać problemy w czasówkach.

Starty z dalszych rzędów spowodowały, że Hiszpan nie wdrapał się na podium w kolejnych trzech weekendach, a w Austrii nawet spowodował swego rodzaju domino, przez co ten weekend i, jak się wydawało, marzenia o tytule, już mógł wyrzucać do kosza. Los jednak się do niego uśmiechnął - w Barcelonie jego rywale wywrócili się i odnieśli urazy, przez co w Misano, które normalnie należało spisać na straty, mogło być dla Martina okazją do odrobienia strat.

I ło panie, zrobił to. W idealnym momencie wróciło mu czucie w kwalifikacjach, a że w wyścigach też nie dał rywalom szans, można było oczekiwać, że to jeszcze nie koniec. Tym bardziej, że Bagnaia zaczął zmagać się z jakimiś problemami na hamowaniu, które doprowadziły do jego wywrotki w Indiach. Martin, choć sam po dojechaniu do mety stracił przytomność, znalazł się więc w odległości na atak, a jeszcze przybliżył się do rywala kolejnym dublem, tym razem w świetnym stylu na Motegi.

Mało tego, sobota w Indonezji dla Pecco była fatalna, więc Hiszpan objął nawet prowadzenie w generalce, jednak... Nie bez kozery mówi się o Martinie jako gościu, który nie zawsze używa nawet tych 10% mózgu, które jest przeciętnie wykorzystywane. W niedzielę podarował rywalowi 25 punktów, przewracając się na prowadzeniu, a tydzień później źle dobrał opony, przez co goniący go peleton dał radę dopędzić coraz wolniejszego zawodnika Pramaca i zabrać mu kolejną wygraną.

Na szczęście dla Martina, ustrzelił dubla w Tajlandii, a przecież pokonać Bindera w walce 1 na 1 to naprawdę nie byle co. Niestety, Malezja bynajmniej przełomu nie przyniosła (co ciekawe, był to jedyny sprint od Misano, którego nie wygrał), a w Katarze, mimo świetnej soboty, wszystko się posypało. Pramac oraz sam zawodnik po wyścigu zrzucili winę na oponę, co jest możliwe, znając partactwo Michelina, ale fakt jest faktem - 10 miejsce poważnie naruszyło szanse Martina na ostateczne zwycięstwo.

W Walencji musiał ryzykować i w sobotę jeszcze to się opłaciło, ale w niedzielę najpierw prawie rozbił się o Bagnaię, a potem, już bez prawie, o Marca Marqueza. Można więc powiedzieć, że jak się zaczęło, tak skończyło, tylko wina rozłożyła się po jednej sytuacji. Niemniej Martin ma prawo być z siebie dumny, bo uratował ten nudnawy gdzieś do Katalonii sezon, a końcówkę naprawdę chciało się oglądać.

Zupełnie inne doświadczenia ma Franco Morbidelli, który po żenującym 2022 roku po prostu musiał pokazać więcej. I ok, więcej pokazał, ale czy na tyle, żeby zasłużyć na miejsce w najlepszym satelickim zespole w całej stawce? Polemizowałbym, w zasadzie jedyne duże plusy zeszłego sezonu to jego świetna jazda przy fatalnej przyczepności w Argentynie i niskie koszty, bo Włoch prawie się nie przewracał.

Prawda, miewał niezłe rundy, jak w Walencji czy Indiach, ale nie licząc wyskoku w Argentynie chyba tylko w Sepang ta lokata nie była nieco zawyżona przez wypadki z przodu. Kolano nie powinno być aż takim hamulcem, ale wydaje się, że to dalej nie jest ten sam Morbidelli, co kilka lat temu. A że nie jest najmłodszy, Pramac to dla niego ostatnia szansa, aby wrócić na podium.

Szczególnie, że Yamaha nie dawała narzędzi, które mogłyby tp umożliwić, w końcu sam zainteresowany dość szybko dał do zrozumienia, że z tego okrętu zamierza się ewakuować. Co ciekawe, miało to miejsce podczas tuch weekendów, w których pokonywał Fabio Quartararo, od którego przez większość sezonu jednak zbierał bęcki. Niektóre tory jednak zdawały się bardziej faworyzować jego płynny, staranny styl jazdy.

I tu widzę pewną nić porozumienia z Martinem, jeździ on bowiem w bardziej zbliżony sposób do Włocha niż rodacy Morbidellego z fabrycznej ekipy. I to będzie kluczowe, bo Franco nie wsiądzie na motocykl podczas testów w Katarze. A ponieważ musiał odpuścić też Sepang, jego sytuacja jest krytyczna, a szanse na zostanie najsłabszym z flotylli Ducati rosną.

A Martin? Daje dość otwarcie do zrozumienia, gdzie widzi się za rok (chociaż sposób zakomunikowania tego mógłby być inny), więc poniekąd nakłada na siebie większą presję. Musi pokonać nie tylko przynajmniej jednego z fabrycznych, którzy chyba bardziej lubią się z nowym GP24 od niego, ale i wielką niewiadomą - Marca Marqueza w Gresini. Trudne się wylosowało, oj trudne.
BogdanBonerEgzorcysta - #motogp #pseudodziennikarstwo
Doczłapaliśmy się więc, moi mil...

źródło: temp_file4041465066960023670

Pobierz
  • 4
  • Odpowiedz