Wpis z mikrobloga

Zadziwia mnie jak niewiele, a właściwie nic nie mówi się o niebezpieczeństwie medytacji. Nie licząc jakichś katolickich stron, gdzie utożsamia się tę praktykę z szatańskimi rytuałami i inne bzdury, to właściwie brak jakichkolwiek racjonalnych ostrzeżeń. Oczywiście są różne rodzaje medytacji, nawet w chrześcijaństwie istnieje to pojęcie i dotyczy po prostu kontemplowania czy też mantrowania (modlitwa jako medytacja). Mam jednak na myśli konkretną technikę, a mianowicie Vipassanę, czyli krótko mówiąc medytację polegającą na śledzeniu oddechu i wyciszaniu umysłu.

Mało osób wie, że duchowy rozwój człowieka opiera się na dwóch biegunach. Upraszczając - jeden jest pasywny, drugi aktywny. I właśnie vipassana odpowiada za kształcenie tego pierwszego centrum. Zatem co się dzieje z drugim? Może (choć oczywiście nie musi) dojść wtedy do braku balansu i różnych konsekwencji.

Medytacja coraz częściej jest polecana każdemu, jako remedium niemal na wszystko. To oczywiście wierutne bzdury. Przy złym posługiwaniu się tą metodą, można sobie zrobić krzywdę. To tak jak z ogniem - możesz nim spalić cały las, albo zrobić ognisko i miło spędzić czas. Wszystko zależy od świadomości tej praktyki, sposobu jej wykonywania, odpowiedniej wiedzy. Co zatem może pójść źle? Medytacja może się stać ucieczką od rzeczywistości, to po pierwsze. Zamiast zmierzyć się z realnymi problemami, ktoś idzie medytować, żeby "zapomnieć". Oczyszczam umysł, więc problemu nie ma. Wszystko przecież dzieje się tylko w głowie. Błąd. Rzeczywistość i nasze życiowe, zwykłe zadania powinny być zawsze na pierwszym miejscu.

Drugie niebezpieczeństwo to gnuśność, zatracenie celu i motywacji. Wydaje się nam, że mamy w sobie czystą świadomość, ale tak naprawdę pogrążamy się w bezczynności. Nagle nie chce się nic robić, nigdzie zmierzać, a medytacja pogłębia te stany. Wydaje się niektórym, że dokonują duchowego postępu, że świat przestaje im przeszkadzać, że niby w pozytywnym sensie wszystko im jedno, a tak naprawdę cofają się, robiąc sobie duchową krzywdę.

Trzecie, to różnego rodzaju choroby i zaburzenia psychiczne. Traktując medytację jako substytut pomocy psychologicznej, w zależności od owych problemów, można jeszcze bardziej je spotęgować, zamiast sobie pomóc.

To właściwie trzy, jak sądzę, najpopularniejsze problemy. Potem mogą pojawić się inne, bardziej zaawansowane, kiedy poprzez ten rodzaj medytacji zaktywizuje się tylko niektóre ośrodki (kwiaty lotosu/czakry), podczas gdy inne zostaną w uśpieniu, co doprowadzi do kolejnych skrzywień i zwyrodnień. Ale to już etap dużo dalszy, do którego mało kto w ogóle dojdzie.

Sam po latach doświadczeń widzę, że medytacja owszem, wielokrotnie mi pomagała, ale też robiłem sobie nią wiele złego. Wydaje mi się, że brakuje świadomości ogółu w tym temacie. Musiałem zdecydowanie poszerzyć swoją wiedzę na temat duchowości, żeby móc zrozumieć i przedefiniować pewne kwestie dotyczące rozwoju oraz medytacji. Stąd zdecydowałem się rzucić tę myśl w eter, może skłoni kogoś do refleksji, a może ktoś się ze mną w zupełności nie zgodzi.

#medytacja #buddyzm #religia #samorozwoj #duchowosc
budep - Zadziwia mnie jak niewiele, a właściwie nic nie mówi się o niebezpieczeństwie...

źródło: Chakras

Pobierz
  • 8
  • Odpowiedz
Medytacja może się stać ucieczką od rzeczywistości, to po pierwsze. Zamiast zmierzyć się z realnymi problemami, ktoś idzie medytować, żeby "zapomnieć". Oczyszczam umysł, więc problemu nie ma


@budep: duchowy bypass, wiele się o tym mówi i chyba każdy, kto poważnie traktuje tą ścieżkę powinien dowiedzieć się co to jest i szczerze przyjrzeć się swojej praktyce.

Druga sprawa, tzw demotywacja, to najczęściej pogłębienie nabytych, negatywnych postaw, a bardziej pozorna ucieczka od cierpienia,
  • Odpowiedz
@budep: dokładnie, nie polecam medytacji opartych na niedualiźmie, jeśli nie jest się w dobrej kondycji psychicznej i praktykuje się je nieumiejętnie. Można się naprawdę łatwo pogubić i z chęci osiągnięcia stanu pewnego rodzaju braku cierpienia jedynie go potęgować przez odpuszczanie sobie życia, eskapizm, skupianie się na problemach, a nie rozwiązaniach tych problemów
  • Odpowiedz
@budep Mam za sobą kilka tysięcy godzin medytacji i zupełnie się z Toba nie zgadzam. Wystarczy medytować i znieść siebie - tak łatwe a przy tym tak trudne, ale "wszystko przeminie". Nawet jak masz "bezproduktywny czas", który poświęcasz tylko na medytacje (to też przechodziłem) to jest to na tamten czas dokładnie to czego potrzebujesz i to również przeminie. Naprawdę tu nie ma się nad czym głęboko rozwodzić, wystarczy przestać się kłócić z
  • Odpowiedz
@budep: To bardzo ciekawe interesuję się tą tematyką ostatnio bo szukam metod relaksujących ( choroba wywołana nadmiernym stresem) czy polecisz jakiegoś mistrza buddyjskiego ( książki , yt) który więcej mówi o czakrach i jak się z nimi obchodzić?
  • Odpowiedz
  • 0
@blackcatpersonality: Sorry, ale z tego komentarza zionie ignorancja i lekceważenie. Jeżeli Tobie wszystko wychodzi to wspaniale, ale te sprawy dla wielu są dużo bardziej skomplikowane, dlatego warto o tym pisać.
  • Odpowiedz
@budep Powiem Ci tak - moje doświadczenie pokazuje mi, że świadomość raz obudzona budzi się już potem sama i nie mamy na to większego wpływu. Powiem więcej - to nie tylko moje zdanie - wielu bardziej lub mniej duchowych "guru" tj. bardziej świeckich jak np. słynny pan Jung mówi to samo czyli plus minus: raz rozpoczętego procesu nie da się zastopować i zostaje on doprowadzony do końca.

Powiedz mi w takim razie
  • Odpowiedz
@jozef-bania: nie znam nikogo kto mówi o czakrach, ale polecam Ajahna Thanissaro jeśli chodzi o buddyjskie medytacje. W szczególności zobacz sobie na sasanie medytację prowadzoną oddech i metta tam chyba z 26 minut. Jeszcze jest dłuższa wersja 40 minut, ale to dla kogoś kto nigdy z tym nie miał styczności nie ma sensu. Ogólnie bardzo relaksująca metoda.
  • Odpowiedz