Wpis z mikrobloga

#zalesie Ostatnio przeczytałam jakiś artykuł o tym ze nie osiągniemy więcej niz pokolenie naszych rodziców, tyczyło się to chyba ludzi urodzonych po 1980+. Kiedyś bym w to nie uwierzyła, puknęła się w głowę, powiedziała: Powariowali, przecież zobaczcie co mamy, w jakich czasach zyjemy: nety, elektryki, samoloty ( w sensie ze podróz duzo bardziej się skraca niz kiedys), dostępność podrózowania gdzie praktycznie chcemy bez granic ( tacy obywatele świata), moze nie moi rodzice, ale dzaidkowie zyli w nieciekawych czasach, 2 wojny swiatowe, później PRL. Kto by w dzisiejszych czasach pomyślał o jakimś konflikcie zbrojnym na duzą skalę.

Ale teraz siedzę i się zastanawiam, moze i finansowo mam więcej niz moi rodzice, zblizam się do 30. Ale to wszystko smakuje słabo, wszystko wydaje się sztuczne, słabe. Niby mogę mieć wiele, ale to nie cieszy. Co z tego ze mam 4 kąty, jak nie ma z kim pogadać, grupa znajmoych dawno się rozleciała, kazdy poszedl w swoją stronę. Nie chcę tez słyszeć ze jestem jakąś księzniczką bo... , a utentycznie byłam w 1 związku, z Tindera nie korzystam bo to ściek, juz nie mówię o poznawaniu kogoś do związku, ale nawet nie ma gdzie poznać znajomych. Ostatnio tez coraz więcej wracam wspomnieniami do czasów koło 18, gdzie największą radością człowieka było wyjście ze znajomymi na takiego "jabola", albo browarka, posiedzenie, pogadanie o głupotach. Potrafiliśmy tak włóczyć się godzinami, małe rzeczy cieszyły, a teraz, nawet picie jeb... alko nie daje radości.
Przypominają się słowa ojca, na pytanie, czemu oni nie wychodzą nigdzie, to było mniej więcej jak mieli około 30 na karku: zobaczysz jak będziesz w tym wieku to tez Ci się nie będzie chciało. I co? Faktycznie jak pomyślę ze w dzien wolnym mam wyjść nawet po chleb to mi się nie chce,a co dopiero na imprezę.

Ostatnio poznałam opa, trochę starszy, dobrze wyglądający, zadbany, powiedzmy zarobkami zblizony do mnie. Zaproponował wspólny wyjazd na kilka dni, bez podtekstów. To w mojej głowie zaraz zaczęły krązyć myśli: przeciez ja z nim nie wytrzymam kilku dni, jak my ledwo co ogarniamy tematy na 3-4h. Mówię to w tym sensie ze jak poznałam mojego 1 partnera, miałam 19 lat, nie wiem, jakoś się z nim dogadywałam, w sumie miło wspominam x lat spędzonych razem, gdzie jestem osobą z bardzo trudnych charakterem, ale teraz nie umiem się z nikim dogadać, nie mam wspólnego mianownika do rozmów.

W sumie to zycie, to bardziej egzystencja, nie chodzi mi o to ze bym siebie widziała w roli : Matki, żony. Ale mając 20lvl myślałam ze swiat będzie wyglądał inaczej, jakoś miałam więcej pomysłów w głowie. A wyszło ze zycie to jeb... egzystencja, zero radości. Nawet q... gry przestały sprawiać radość
  • 1