Wpis z mikrobloga

✨️ Obserwuj #mirkoanonim
#przegryw

Zacznę od tego że nie jestem przegrywem. Ale nie jestem też oskim. A dlaczego tak uważam, za chwilkę wyjaśnię.

Kiedy czytam wasze historie, przypomina mi się sporo mojego wczesnego dzieciństwa. #!$%@?ł mi kryzys finansowy, który
spadł na nas idealnie na czas mojego dzieciństwa i mój brat, który winę za to, że nagle jest mu poświęcane mniej uwagi
przez konieczność pracy obojga rodziców żeby związać koniec z końcem zrzucił na mnie, również pewnie przez brak zabawek
które wcześniej zawsze miał i na mnie postanowić się za to mścić. Wychowało to początkowo małego przegrywa, bity
i poniżany, do tego przez własnego brata. W szkole starałem się być duchem, żeby ktoś nie wyczuł na mnie zapachu
przegrywu, ale ciągłe przenosiny ze szkoły do szkoły i z klasy do klasy nie pomagały odbić się z dna drabiny społecznej.

I wtedy wszystko się zaczęło zmieniać, rodzice się odkuwali, kolejna przeprowadzka, w końcu miałem swój własny pokój,
w końcu ze łzami w oczach dostałem od rodziców pierwszą, nową zabawkę, jaką faktycznie chciałem (PokeDex za 50 zł!),
a nie zniszczoną i obskurną po kimś, którymi wcześniej musiałem się bawić. W końcu po kolejnym resecie szkoły,
udało się załapać dobry kontakt z ludźmi - z innymi przegrywami, ale mnie to odpowiadało.

Nie będę ukrywał, nie będę kłamał - hajs zmienił wszystko. Problemy z nauką? Zapłacimy za korki. Potrzebujesz nowych
przyborów do szkoły? Jedziemy w weekend do Tesco, wybierzesz coś sobie. Dziura w spodniach, a nie, nie, te Michałowe
już po domu zostaw, kupimy nowe na placu. Jak widać na załączonym obrazku, nie był to hajs level-banan, ale po prostu
wyjście na prostą - a zmieniło tak wiele. Akceptacja przez "górę" klasy, nie wkładanie mnie do jednego worka z tymi
najbiedniejszymi i cień nadziei na normalność. A jednak ja wciąż pałałem większą sympatią do tych cięmiężonych,
biednych, bitych i poniżanych bo czułem z nimi jakąś przgrywską więź, której kompletnie nie czułem do dzieci bananowych,
bo oni byli po prostu nieludzcy, bez emocji, oceniający każdy twój ruch jak drapieżnik obserwujący ofiarę.

Ciężka praca rodziców przynosiła owoce, pierwszy samochód od czasów kryzysu, mały Fiat zwany Maluszkiem, ale była to
inwestycja w rodzinę, możliwość jeżdżenia dalej do pracy, możliwość wyjazdów za granicę i zarabiania w obcej walucie,
to był ten efekt kuli śnieżnej. Rodzice po tak mocnym kopniaku, który nas wycofał finansowo do epoki kamienia łupanego
pracowali jak woły, ale do tego z głową. Minęła podstawówka, Maluszek zmienił się w Golfa, a ja z przegrywa zmieniałem
się w normika, pewnie za sprawą komputera przywiezionego przez tatę z niemiec, który spowodował, że rówieśnicy do mnie
chcieli przychodzić, nawet jeśli była to relacja jednostronna i robili to tylko dla kompa.

Złapałem kilka "dynamicznych" znajomości, ale szybko wygasły, wykorzystywali mnie (granie na kompie, darmowe korepetycje
bo ja sam się ogarnąłem z nauką, dostęp do mojego starszego brata który "załatwiał" rzeczy) a kiedy przestawałem być
przydatny - zostawiali. Stałem się dla takich ludzi cyniczny, otwierałem się w pełni i poświęcałem tylko tym maluczkim.
Tym, których życie kopie w dupsko, mają spuszczane w kiblach głowy i są przeczołgiwani na wszystkie możliwe sposoby.
I nie po to się z nimi trzymałem, żeby czerpać satysfakcję z patrzenia że ktoś ma gorzej, tylko żeby ich za fraki
i za kudły wyciągać z tego bagna i postawić na nogi. Z przegrywów stali się pospolitymi normikami, za co są mi dozgonnie
wdzięczni.

Wszędzie gdzie się pojawiałem, czy to nowa szkoła, nowe osiedle, nowa praca - lgnąłem od razu do przegrywów, z misją.
Z misją niesienia pomocy, z otwartymi ramionami i z sercem na dłoni. I tak, to jest dokładnie tak jak z oswajaniem psa,
często byłem pogryziony, tu też pewnie mnie zaraz pogryzą Ci najbardziej "zdziczali", zwyzywają od oskich,
każą #!$%@?ć ze świętego tagu. Ale mnie to nie rusza, mnie to nie boli, mnie to jeszcze bardziej motywuje, bo to
znaczy że jest w nich wola walki! Najgorsi są tacy poddani, którzy już nie walczą. Bo dla tych co walczą jest jeszcze
nadzieja! Trzeba jakoś przekierować ich nienawiść do świata w motywację do rozwoju i patrzeć z uśmiechem jak kwitną!

Sam pakowałem wszystko co mogłem w swój rozwój, a wiadomo gdzie ciągnie przegrywską duszę - do kompa, więc za sprawą
motywacji, możliwości otwartych dzięki rodzicom uczyłem się najpierw pisać strony, naprawiać komputery po znajomych,
później trochę kołchozowania na magazynie, po poprawkach podrzędna informatyka i ostatecznie praca dla banku.
Teraz mam ponad 30 lat, mieszkanie, samochód i kochającą żonę. Nie jest to willa z basenem, lamborghini i modelka
Victoria's Secret, ale jeden pokój na zadupiu, poniemiecki dupowóz i szara myszka, ale i tak uważam że wycisnąłem
z tego życia tyle ile mogłem, nie robiąc przy tym nikomu krzywdy, a wręcz odwrotnie - wyciągając ludzi lecących kursem
pikującym w kierunku dna na prostą.

Nie jestem oskim, nie jestem dynamiczny, nie mam setek znajomych. Ale też nie jestem przegrywem, jestem tym zwykłym
Matim, który trzyma z przegrywami. Każdemu z was życzę w życiu poznania takiego Matiego, który was wyciągnie za uszy
z bagienka i pokaże że dla każdego jest światełko w tunelu tylko trzeba przestać się cofać, odbijać od ścian i zacząć
iść w odpowiednim kierunku.

podpisano - wspierający was, zwykły Mati.



· Akcje: Odpowiedz anonimowo · Więcej szczegółów
· Zaakceptował: RamtamtamSi
· Autor wpisu pozostał anonimowy dzięki Mirko Anonim

  • 5
  • Odpowiedz