Aktywne Wpisy
tyr3q360 +447
niegwynebleid +247
- wprowadźmy przepisy jak w Szwajcarii czy Norwegii, gdzie płaci się mandaty od procentu zarobków, przez co kara boli tak samo biednego jak bogatego, bo tak to kary są śmiesznie niskie!!1
- polska wprowadza konfiskatę pojazdu za jazdę po alkoholu, przez co kara dla bogatego jest podobnie dotkliwa jak dla biednego
- nie no, tak nie wolno! A prawo, Bóg i demokracja? Musimy bronić bogatych i ciężej pracować! Obniżmy też podatki najbogatszym!
- polska wprowadza konfiskatę pojazdu za jazdę po alkoholu, przez co kara dla bogatego jest podobnie dotkliwa jak dla biednego
- nie no, tak nie wolno! A prawo, Bóg i demokracja? Musimy bronić bogatych i ciężej pracować! Obniżmy też podatki najbogatszym!
Cz. 4 - Prababcia i tragiczne zbiegi okoliczności (link do cz. 3)
Ostatnio było o dziadku, dziś o prababci - mamie babci, która była bohaterką części 2.
Prababcia wyjechała na stałe do Niemiec, kiedy miałam kilka lat, ale przyjeżdżała nas czasem odwiedzać, a kiedy przyjeżdżała, opowiadała nam o swoim życiu. Spośród tych historii dwie noszą wyraźne znamiona "dziwnych zbiegów okoliczności", więc przytoczę je tu w skrócie:
1. W czasach swojej młodości prababcia wybrała się na wróżbę do Cyganki. Wynikiem wróżby były trzy czarne karty w rzędzie (chyba kombinacja króli/waletów, ale tego już niestety dokładnie nie pamiętam; nie był to raczej Tarot, tylko karty klasyczne), a Cyganka nie chciała powiedzieć młodej dziewczynie, co one oznaczają (jak rozumiem, nie otrzymała w związku z tym pieniędzy za wróżbę, więc nie miała w tym żadnego interesu). Prababcia wysnuła z tego wniosek, że karty oznaczają śmierć, i zachowała tę wróżbę w pamięci.
2. Jakiś czas później mąż prababci, który był górnikiem, pewnego dnia powiedział, że nie pójdzie do pracy, bo ma złe przeczucie. Prababcię bardzo to zdziwiło, bo jej mąż był bardzo pracowity i nigdy wcześniej nie zdarzały mu się takie fanaberie, a przecież pieniędzy zawsze było mało (historia miała miejsce w okresie międzywojennym, kiedy żywot górnika był ciężki, krótki i nieosładzany tak hojnie jak dziś górniczymi bonusami). Ponieważ jednak chłop się uparł, co miała zrobić - odpuściła. Parę godzin później na ulicy rozległ się straszny krzyk: ludzie biegli z kopalni, wołając, że zawalił się tunel, a kilkunastu górników zginęło.
Byli to górnicy ze zmiany pradziadka.
Historia z happy endem? Na to wygląda, prawda? Pradziadek miał złe przeczucie, nie poszedł na kopalnię, uniknął niechybnej śmierci. Tak też wyglądało to z ich perspektywy. Pradziadek, przejęty uczuciem ulgi, położył się na kanapie, żeby się zdrzemnąć... a kiedy spał, ze ściany spadł obraz wiszący na ścianie nad kanapą i zabił go na miejscu.
Była to jedna z trzech śmierci w najbliższym otoczeniu babci, które nastąpiły w ciągu roku od wróżby.
Ja w związku z prababcią pamiętam tylko jedno dziwne zdarzenie (choć nie aż tak nieprawdopodobne i nienadające się na scenariusz horroru). Kiedy miałam piętnaście lat, chodziłam do szkoły muzycznej i od 19.00 do 20.30 mieliśmy najbardziej śmieszkowe zajęcia - rytmikę. Może pamiętacie coś takiego z przedszkola - w szkole muzycznej drugiego stopnia wygląda to niemal identycznie, choć tym śmieszniej, że zamiast małych dzieci w rytm muzyki hopsają, klaszczą i tupią kilkunastoletnie dziewczyny (plus jeden 21-letni "rodzynek", który unikał poboru do wojska). I właśnie na tych śmieszkowych zajęciach, prawie tuż po rozpoczęciu, nagle zrobiłam coś, co zdarzyło mi się jeden, jedyny raz w życiu - usiadłam pod ścianą i zaczęłam ryczeć, bo ogarnęła mnie bez żadnego powodu jakaś totalna, czarna rozpacz, jakby mi ktoś dosłownie wyrywał serce z piersi. I siedziałam tak i ryczałam aż do końca zajęć, nie mogąc się opanować. Dziewczyny i nauczycielka podchodziły do mnie i pytały, co się stało, a ja idiotycznie powtarzałam "nie wiem, po prostu tak mi strasznie, strasznie, strasznie smutno". Pamiętam do dziś, że po zajęciach miałam tak spuchnięte oczy od płaczu, że mimo późnej pory wracałam w okularach słonecznych, żeby ludzie nie patrzyli na mnie jak na kosmitę.
Dopiero parę tygodni później dowiedzieliśmy się, że tego dnia ok. 19.15 w bólu i prawdopodobnie w poczuciu, że rodzina z Polski o niej zapomniała, umarła na raka moja prababcia. "Rodzina" z Niemiec nie raczyła nas poinformować ani o jej śmierci, ani o pobycie w szpitalu, ani o pogrzebie. Nie wiem, czy obawiali się, że ktoś się upomni o spadek, czy była jakaś inna przyczyna, w każdym razie nie utrzymujemy już z nimi kontaktu, a to, co zrobili, uważam za szczyt podłości. Jeśli faktycznie istnieje związek między śmiercią prababci a moim nagłym atakiem rozpaczy, to mam nadzieję, że uczucie rozdzierającego smutku było po prostu wynikiem rozgoryczenia prababci i jej żalu albo do nas, że nie było nas przy niej w chwili jej śmierci, albo do rodziny mieszkającej w Niemczech, że pozostawili nas w niewiedzy, żeby rozszarpać między sobą to, co po sobie zostawiała. Mam nadzieję, że prababcia trafiła w to samo wspaniałe miejsce, w którym byli już jej córka i zięć, i odzyskała spokój ducha.
Zanim zakończę serię historii dziadków z tej strony rodziny, jeszcze jeden bonus dotyczący poprzedniej części:
Kiedy po paru latach od śmierci dziadka zdecydowałam się opowiedzieć w końcu o swoim śnie mojej mamie, mama odwdzięczyła mi się... podobną historią. Okazało się, że moja babcia (ta, której ducha wywołałam w wieku ośmiu lat) też miała sen, kiedy umierał jej dziadek. We śnie kamienna postać podawała jej dłoń... a obudził ją telefon ze szpitala, z informacją, że dziadek nie żyje.
Zbieg okoliczności?
Zapewne.
Jak wszystko.
W następnej części napiszę o magii śrubek.
http://www.wykop.pl/wpis/9321204/paranormaleeca-truestory-creepystory-duchy-cz-2-wy/