Szukam pomocy w zdiagnozowaniu choroby.

lipa90
lipa90
Witajcie wykopki, mam nietypową sprawę. Mam problem ze zdiagnozowaniem choroby od ostatnich 2 lat. Być może nie jest to do końca odpowiednie miejsce na takie zwierzenia ale człowiek chory łapie się wszystkich możliwości. Odwiedziłem już 3 lekarzy, wykonałem szereg badań i nadal zero konkretów. Pomyślałem sobie że gdyby zrobić wykop efekt to może tu w komentarzach wywiązałaby się jakaś dyskusja w jakim kierunku mógłbym dalej podążać. Być może ktoś miał podobne problemy i może wskazać drogę. Mam na myśli jak zdiagnozować co mi dolega. Jakie badania mogę zrobić. Może ktoś poleci lekarza konkretnego.

Spróbuję w miare zwięźle bez większego patosu.

Mam 27 lat. Moje problemy zaczęły się niecałe 2 lata temu w grudniu 2015. Zaczęło się od zatrucia pokarmowego. Zjadłem tego dnia popołudniu coś w rodzaju tatara (mieszkam w Holandii, tutaj jest taka pasta - American filet), później tego samego dnia pod wieczór makaron z kurczakiem. Niedługo po ostatnim posiłku miałem objawy zatrucia pokarmowego. Silne mdłości, ból żołądka, napływanie ekstremalnej ilości śliny do ust. Oczywiście próbowałem zwymiotować ostatni posiłek. Tyle że doświadczenie w rzyganiu to miałem parę razy tylko za małolata jak przesadziłem z alkoholem. Nigdy na trzeźwo z powodu zatrucia, przynajmniej sobie nie przypominam. Także próbowałem wszystkich technik typu wkładanie palców do gardła, picie wody z solą. Pamiętam że przez pół nocy starałem się wywołać wymioty ale kompletnie bezskutecznie. W każdym razie to ekstremalne stadium zatrucia przeszło po 3-5 dniach. W pierwsze dni to nie mogłem niczego zjeść w ogóle.
Niestety masa problemów od tego dnia została do dzisiaj.

Mianowicie:
- Ekstremalne bekanie przez cały dzień (od 40 do 150 razy dziennie). Niezależnie od tego co zjem lub wypije to bekam jak popierdolony.
- Ból pod prawym żebrem, przez te całe 2 lata wciąż boli mnie to samo miejsce codziennie, jestem je wstanie wskazać palcem dokładnie, raz boli mniej raz bardziej. Uciskająca kolka, gniotący ból. Czasami się rozlewa i przeszywa cały prawy bok pod żebrem, czasami kłuje od strony tyłu od pleców. W pozycji siędzącej jak stukne to miejsce to czuje szarpnięcie/ukłucie, jeżeli przycisnąć to miejsce też czuje że jest bolesne
-Mdłości, ból żołądka, problemy z trawieniem (bardzo długo trawie)
-Po każdym posiłku odczuwam znaczny dyskomfort w żołądku przez około 1,5 godziny
-Podczas gdy zbliża się głód to żołądek zaczyna mnie napierdalać
-Generalnie nie mogę się najeść do syta bo wtedy zdycham, żeby funkcjonować w miarę normalnie to jem 8-10 małych posiłków dziennie

Ogólnie czuję się jakbym był w permanentnym stanie zatrucia pokarmowego. Nie było żadnych lepszych dni, ten stan jest praktycznie niezmienny od 2 lat. Miewam jakieś pojedyncze godziny podczas dnia że czuję się nieco lepiej.

Żeby była jasność przedtem byłem totalnie zdrowym gościem, dobrze się odżywiającym i uprawiającym regularnie sport.
Zawsze raczej dużo jadłem i miałem też b.szybką przemianę materii. Przez okres 3 miesięcy od zatrucia schudłem 14 kg. Z 83 kg (moja normalna waga) do 69 kg. 180 cm wzrostu.
Było to ewidentnie spowodowane drastyczną ilością zmniejszenia ilości spożywanego jedzenia. Ogólnie jem obecnie dużo mniej.

Teraz co zrobiłem i jakie badania wykonałem przez te 2 lata.

Badania:
-2 razy gastroskopia (żołądek bez nadżerek i żadnych zmian, wszystko git, tak samo przełyk i dwunastnica), wykryto helicobacter pylori, wyleczyłem to, później ponownie sprawdzałem czy mam. Nie mam, ewidentnie nie było to przyczyną dolegliwości
-USG 2 razy, żadnych zmian w organach, drogi żółciowe czyste, wszystko okej.
-Rezonans magnetyczny brzucha z kontrastem. Nic
-3 lub 4 razy badania w kale na pasożyty. Nic
-2 razy badania krwii na lamblie. Nic
-Enzymy wątrobowe i trzustkowe. Nic
-Badania krwii. Nic

Lekarze:
-Pierwszy lekarz. Rozłożył ręce
-Drugi lekarz. Powiedział że nerwica i że za bardzo sobie wkręcam i przepisał psychotropy. Nie wierze w to kompletnie, tabletek nigdy nie wziąłem. Nie chce sobie ryć baniaka.
-Trzeci lekarz (profesor podobno jeden z najlepszych gastroenterologów) w Gdańsku powiedział że mam zaburzenia mechaniczne układu pokarmowego i dyspepsje czynnościową. Przepisał jakieś tabletki. Nie pomogły w ogóle. Bólu pod żebrem nie potrafił wyjaśnić. Powiedział że być może podczas wzniecania wymiotów (podczas feralnego zatrucia), zerwałem jakieś ścięgno/więzadło lub że mam jakiś skurcz permanentny dwunastnicy.
Generalnie same domysły, żadnych konkretów.

Czego próbowałem osobiście:
-różnych diet + eliminacji z diety różnych produktów (eliminacji po kolei: laktozy, glutenu, nabiału) / Żadnej różnicy
-założyłem tezę że być może mam jakieś pasożyty których nie wykryto, objawy np. bardzo przypominają lamblie wątrobowe, także dla pewności robiłem diety przeciw pasożytom + masa jakiś ziół, olejków i preparatów specjalnych na wytępienie ich (wydałem w uj kasy na to) / Żadnej poprawy

Pytanie co robić dalej. Ostatni lekarz powiedział mi że niestety to może być taki stan już do końca życia i żebym nie marnował czasu ani pieniędzy na dochodzenie co to jest i zaakceptował ten stan. Jak kuwa zaakceptować stan w którym jesteś młodym typem i non stop Cię coś napierdala od rana do nocy i chce Ci się rzygać cały czas. Swoją drogą próbowałem nawet jakiś nauk buddystycznych które pomagają radzić sobie z chronicznym bólem no ale ni uja mnichem to ja nie jestem i jakoś mi to nie pomaga. Normalnie to byłbym najszczęśliwszym gościem a tak to ból fizyczny nie daje żyć i wpędza mnie w depreche. Wydaje mi się że nadal nie jest to odpowiednio zdiagnozowane i coś mogło zostać przeoczone. Proszę wykopcie żeby więcej osób mogło zobaczyć i jeśli macie pomysły jakie badania lub do kogo się z tym zgłosić to dajcie znać w komentach. Dzięki i pzdr!