Zwykła lazania mięsna, w sam raz na te chłodne dni.

C.....n

Lazania. Zwykła mięsna lazania.

Łaziła za mną od dawna, ComedyCentral przyspieszył decyzję emitując serial „Przyjaciele”, w nim Monika ciągle robiła lazanie. ;-)


No to wyszedłem do sklepu po:

– jedną paczkę makaronu lazania (500 g),

– 300 gramów żółtego sera (teoretycznie dowolnego, ja lubię goudę) w kawałku,

– 800 gramów mięsa mielonego (wziąłem gotowe, wieprzowo-wołowe, samo wieprzowe jest… za tłuste),

– 2 puszki pomidorów (mogą być całe, mogą być krojone, może być passata, ja wolę kawałeczki pomidorów),

– litr mleka,

– kostkę masła.

Resztę miałem:

– cebula,

– 3 ząbki czosnku,

– zioła prowansalskie,

– oliwę z oliwek (albo rzepakowy, wg smaku),

– gałkę muszkatołową,

– mąkę pszenną,

– sól, pieprz.


No to do roboty: na patelni wylądowały trzy łyżki oleju, pokrojona w kostkę cebula, gdy się już ładnie zeszkliła, dodałem czosnek (wyciśnięty przez praskę), następnie mielone mięso. Gdy się już podsmażyło, na patelnię trafiły pomidory z puszki, rozdrobniłem je łyżką, podsypałem ziołami prowansalskimi, doprawiłem solą i pieprzem, i gotowałem tak całą pulpę tak długo, aż odparowała woda, a zapach z patelni nie zaczął drażnić odpowiednich komórek w nosie. :-)


Patelnia z mięsem powoli dochodziła, a do garnka wlałem mleko, dodałem masło, zagotowałem (ostrożnie ;-)) i dodałem trzy łyżki mąki, cały czas mieszając trzepaczką. Posoliłem, popieprzyłem, pogałkowałem, tfu! dodałem gałki muszkatołowej (tak z pół łyżeczki, bo lubię ten smak) i podgotowałem mieszając, aż sos się zaczął zagęszczać. Taki rzadszy kisiel w konsystencji jest moim zdaniem dobry. 


I już – można składać całość:


do foremki (moja to jakieś 20x30 cm) wlałem sos na dno, na tym ułożyłem płaty makaronu lazania, na to znowu sos (to ważne, żeby makaron z dwóch stron miał sos!), posypałem to 1/3 startego żółtego sera, na to połowa mięsa z patelni, na to sos, znowu warstwa makaronu, sos, druga jedna trzecia sera żółtego, druga część mięsa, sos, ostatnia warstwa płatów makaronu, reszta sosu i…


…tu są dwie szkoły. Jedna mówi, żeby wierzch obrzucić resztą sera i zapiekać, druga, że najpierw zapiec, a potem posypać serem i dopiec jeszcze przez chwilę.

Preferuję pierwszą szkołę, ten ser tworzy ładne wzorki na powierzchni, a lazanię i tak lepiej ochłodzić po pieczeniu, żeby łatwiej ją pokroić i podgrzać w piecu przed podaniem.

Jeśli ktoś jest mistrzem noża i ma ten nóż ostry, to poradzi sobie z krojeniem na ciepło.


Wracam do pieczenia: 180 stopni w piekarniku i jakieś 45 minut.

Powinno wyjść świetnie.

 

(liczby kilokalorii nie liczę, żeby nie denerwować wątroby)

436c4d4344584e5656546b3d_MTgL44VBubuLcDgXk83MWTS6SLQmsYOQ.jpg