Podróż przez Europę Zachodnią z dziećmi

Mariusz30
Mariusz30

Na początku września 2017 roku, zmęczony wyczerpującą pracą zawodową postanowiłem przedstawić żonie pomysł 3 miesięcznego urlopu w trakcie, którego mielibyśmy odbyć podróż po Europie. Szacowana długość samej podróży na tym etapie planowania to 35-60 dni. Magda pomysł podchwyciła i niezwłocznie przystąpiliśmy do realizacji.

Kim jesteśmy:
Obecnie (przed podróżą) rodzina czteroosobowa, mieszkająca w Londynie. Ja pracuje w firmie budowlanej, która podejmuje się największych projektów budowlanych i infrastrukturalnych. Pracuję jako kierownik jakości. Magda, żona pracuje w firmie projektowej jako szef działu kontroli dokumentów, wspomagając również dział jakości. Ola ma 4 lata i we wrześniu idzie do szkoły. Dawid ma 9 miesięcy i robi wszystko to co tak małe dzieci robią.

Urlop:
Magda z urlopem nie miała problemu jako, że do lipca 2018 przebywała na urlopie macierzyńskim.
U mnie z urlopem było dużo gorzej. Projekt budowlany, na którym pracuje wszedł w fazę końcową i pomagałem przy ukończeniu dokumentacji powykonawczej tegoż projektu. Szefostwo długo zastanawiło się co ze mną zrobić. Mimo, że nie chciałem aby wyglądało na to, że stawiam ich pod ścianą moja prośba o bezpłatny urlop została odebrana w sposób, że jeżeli go nie dostanę to odejdę. Trzy miesiące zajęło im wyrażenie zgody.

Termin:
Dlaczego teraz?
Bo żona była na macierzyńskim i jeden tak długi urlop łatwiej zorganizować niż dwa.
Bo właśnie urodziło się nasze drugie dziecko i uznaliśmy, że to dobry czas na odskok od codzienności.
Bo Ola ma 4 lata i można ją niemal wszystkim zainteresować, jest w stanie dość daleko zajść, lubi podróżować i odwiedzać nowe miejsca.
Bo Dawid ma już 9 miesięcy i dostał szczepionki, które są wymagane dla dzieci w jego wieku więc ma już swoją odporność. Bo był łatwy do kontrolowania oraz "obsługiwania" i mało mobilny co w ciągu najbliższych 6 miesięcy diametralnie ulegnie zmianie.

Wybrać dokładny termin w naszym przypadku było dość prosto, chociaż podeszliśmy do tematu od końca. Z jednym wyjątkiem. Dawid musiał już zacząć jeść pokarmy stałe będąc wspomagany karmieniem piersią. Założenie było takie żeby maksymalnie ułatwić sobie sprawę jego jedzenia. W przypadku nagłego postoju zawsze mógł mieć pokarm bez przygotowywania, podgrzewania czy poszukiwania odpowiedniego produktu w sklepie.

Urlop musiał się skończyć przed końcem macierzyńskiego żony i przed rozpoczęciem roku szkolnego córki. Jednocześnie braliśmy pod uwagę pogodę. Jako, że nie był to urlop na plaży to lipiec i czerwiec uznaliśmy za prawdopodobnie zbyt ciepłe dla dzieci (szczególnie dla młodszego). W ten sposób stwierdziliśmy, że najlepiej będzie wrócić najpóźniej do połowy maja. Mając datę powrotu i znając mniej więcej trasę odliczyliśmy 45 dni przeznaczonych na podróż i wyszło, że ruszamy na początku kwietnia. W ostatniej fazie patrząc na to co i kiedy zwiedzamy zdecydowaliśmy wyruszyć 1 kwietnia (niedziela wielkanocna). Wybór dokładnej daty wyjazdu był o tyle istotny gdyż trzeba było zwrócić uwagę co i gdzie zwiedzamy w poniedziałki. Znaczna część atrakcji właśnie w poniedziałki jest zamknięta. Oczywiście kwiecień nie jest idealnym miesiącem ale w naszym przypadku był najlepszym. Dwójka małych dzieci, dość dużo chodzenia, wydłużający się dzień i rosnąca temperatura przy ustępującej zimie sprawiły, że termin był naturalnym wyborem. Dodatkowym atutem jest też fakt, że podróż w kwietniu i w maju pozwala uniknąć tłumów. Oczywiście są miejsca gdzie tłok jest zawsze ale turystów jest i tak mniej niż w miesiącach letnich.

Środek transportu:
Samochód. Problem polegał na tym, że nie posiadamy samochodu dlatego też zdecydowaliśmy się na wynajem. Dlaczego nie samochód campingowy? Bo nie mam takowego, nie mam żadnego doświadczenia w planowaniu podróży takim pojazdem i bardzo by nas ograniczał mimo, że raczej kojarzy się z wolnością. Ze względu na dwójkę małych dzieci i długość podróży musiałby taki samochód być nieźle wyposażony a i wjazd nim nie wszędzie jest możliwy. Do tego dochodzi problem nocowania bo przecież nie można zwyczajnie zatrzymać się na poboczu i spędzić nocy tam gdzie nas zastała.

Dlaczego nie kupiliśmy samochodu. Bo do tego trzeba pieniędzy i czasu. Samochód nowy nie wchodził w grę, a używany nigdy nie jest pewny. Wynajem rozwiązywał ten problem. Dostaliśmy samochód Toyota Corolla mający tylko kilka miesięcy i będący tuż po serwisie (po przejechaniu 15000 km). Koszt wynajęcia takiego samochodu to 95 PLN za dobę (wliczone w tą cenę były nielimitowane kilometry, ubezpieczenie, drugi kierowca i wyjazd za granicę). Można znaleźć tańsze oferty dla samochodów w tej klasie (jak i w klasach niższych) ale nam zależało na tym konkretnym modelu, który mieliśmy obiecany przez wypożyczalnię i który był przez nas wypróbowany podczas jednego z krótszych pobytów w Polsce. Inne wypożyczalnie gwarantowały klasę samochodu a nie konkretny model. 

Samochód został zwrócony do wypożyczalni bez poważnych uszkodzeń ale za to z kilkoma rysami i otarciami, które powstały na parkingach, na których zostawiliśmy samochód. Szczególnie samochód był narażony na uszkodzenia na podziemnych parkingach hotelowych, które są zazwyczaj małe i ciasne starając się jednocześnie pomieścić jak najwięcej samochodów.

Trasa:
Pierwotnie myśleliśmy o tym by jechać do Stanów Zjednoczonych jednak pomysł ten dość szybko został odrzucony ze względu na dzieci. Odległości w Stanach są znacznie większe do przebycia niż w Europie jak również atrakcje turystyczne są bardziej od siebie oddalone. Do tego dochodzi problem ze zdrowiem dzieci. Co w przypadku poważniejszej choroby? W Europie z każdego miejsca możemy dolecieć do Londynu lub do Polski i zajmie to tyle ile czasu zajmuje dojazd do lotniska + maksymalnie 2 godziny lotu. 

Innych kontynentów nie braliśmy pod uwagę.

Europejska trasa została ustalona w dość prosty sposób. Zaznaczyłem na mapie Europy miejsca, które warto odwiedzić biorąc pod uwagę fakt, że nie chcemy zwiedzać dużych miast i chcemy uniknąć miejsc, w których już kiedyś byliśmy. Następnie patrząc gdzie takich miejsc jest najwięcej zdecydowaliśmy, że jedziemy na zachód Europy, aż do Porto w Portugalii. Tam gdzie skupisko takich punktów było większe zdecydowaliśmy się spędzić kilka dni. Oczywiście nie jechaliśmy przez wszystkie zaznaczone punkty. Optymalizacji i selekcji dokonaliśmy wiedząc, że wszystkiego nie da się zobaczyć oraz opierając się na naszych realnych możliwościach i pamiętając, że na pokładzie mamy dwójkę dzieci. Mając dokładną trasę pozostawała do zdecydowania kolejność. Czy najpierw jedziemy do Poczdamu, potem dolina Renu, dolina Loary i północna Hiszpania. Czy może najpierw Austria, Wenecja, południowa Francja i środkowa Hiszpania. Zdecydowaliśmy, że lepszym wyborem jest opcja pierwsza. Główny kierunek udało się ustalić dość szybko natomiast detale były zmieniane do ostatniej chwili. Niemal w ostatnim momencie wypadła z trasy Szwajcaria. 

Ostateczna trasa z głównymi punktami wyglądała następująco:
Dąbrowa Górnicza – Poczdam – Dolina Renu – Evry (miejscowość pod Paryżem) – Dolina Loary – San Sebastian – Leon – Ribadeo – Santiago de Compostela – Porto – San Lorenzo – Cuenca – Salou – Carcassonne – Avignon – Dolina Verdon – Werona – Wenecja – Masyw Dachstein – Dąbrowa Górnicza.

Przygotowanie samochodu:
Jako, że samochód był z wypożyczalni to niemal nic nie trzeba było przygotowywać oprócz sprawdzenia obowiązujących przepisów drogowych w krajach przez które zamierzaliśmy przejechać. Do standardowego wyposażenia samochodu musieliśmy dokupić apteczkę, parę żarówek na wymianę oraz pożyczyć kamizelkę odblaskową dla każdego (na wyposażeniu była tylko jedna dla kierowcy) oraz linkę holowniczą. Dodatkowo sprawdziliśmy, w których krajach obowiązują winiety.

Ekwipunek:
Zrobiliśmy listę rzeczy, które są potrzebne w codziennym użytkowaniu i je zapakowaliśmy do samochodu. Rzeczy były pogrupowane w plecakach i walizkach pod względem ich przydatności. Ubrania w walizkach takich, które zawsze zabieraliśmy ze sobą do hotelu, jedzenie i zabawki w takich, które prawie nie opuszczały bagażnika stroje kąpielowe na basen (byliśmy na jednym więc nic by się nie stało jakbyśmy tego nie zabrali), lekarstwa. Rzeczy, które chcieliśmy zabrać ale się nie zmieściły to drugi wózek i łóżeczko turystyczne. W sumie okazało się, że dobrze, że ich nie wzięliśmy. Drugi wózek tylko by zawadzał bo Ola chciała chodzić. Co do łóżeczka to w pokojach hotelowych albo mieli łóżeczko (we wszystkich mieli ale w połowie hoteli żądano za nie dodatkowej opłaty i to wcale nie takiej małej bo zwykle około 20 Euro za noc) albo dało się łóżka tak połączyć by dzieci spały bezpieczenie albo było tak mało miejsca, że mając nawet łóżeczko byłoby niemalże niemożliwym je wstawić.

Dzieci w samochodzie:
Ola miała w samochodzie przygotowane swoje stanowisko. Za przednim fotelem pasażera zamontowaliśmy dla niej specjalną torbę z kilkoma kieszeniami, w których trzymała kredki, temperówki, twardą podkładkę, czysty papier do rysowania, kolorowanki, butelkę wody i tablet. Później do innych kieszeni wkładała zebrane muszle, kwiaty i szyszki. Mimo tego, że miała na czas podróży przygotowane rozrywki to i tak większość czasu (pewnie tak z 60%) podczas dłuższych przejazdów udało jej się przespać. Dawid przespał około 80% podróży. Resztę czasu spędzał na bawieniu się zabawkami, których zawsze kilka mieliśmy pod ręką lub na bawieniu się z Olą na przykład w chowanego.


436c6b424158425756546b3d_kIRWqb6Ok2wEHeK9XgpvzKXoO62Nqyaw.jpg


Planowanie:

Wszystkie hotele (w sumie 18) mieliśmy zarezerwowane. Jadąc z dziećmi, przy takiej intensywności nie moglibyśmy sobie pozwolić na jazdę w ciemno i poszukiwanie noclegu już po dojechaniu na miejsce. Mając hotele zarezerwowane wiedzieliśmy gdzie jedziemy, czy mamy jedzenie, czy sklep jest blisko, czy mamy gdzie zaparkować i jak daleko jest do atrakcji i w związku z tym jak sie do nich dostaniemy. Wszystkie te rzeczy są istotne, gdy nie dość, że nie jedzie się do kurortu na “all-inclusive” to jeszcze podróż odbywa się poza sezonem. Tak szczegółowe planowanie pozwoliło nam zaoszczędzić dużo nerwów i energii. Dzięki planowaniu udało nam się prawie zupełnie uniknąć korków. W korkach staliśmy dwa razy po około 30 minut pod Paryżem i jeszcze ze dwa razy po 15 minut. To wszystko.

Co braliśmy pod uwagę rezerwując hotele? Cena i nasze potrzeby czyli czy w cenie jest posiłek, może aneks kuchenny, godziny gdy można się zameldować (czasem, szczególnie w mniejszych miejscowościach można się zameldować tylko między 16 a 19), czy jest dostępny parking a jeżeli nie to gdzie i za ile można parkować, jak daleko jest do interesujących nas atrakcji, czy łatwo do niego dojechać z trasy i czy łatwo potem na trase wrócić. Jeżeli zostawaliśmy w hotelu tylko na noc, po to by się przespać i rano ruszyć dalej i już do niego nie wracać funkcjonalność i rozmiar pokoju mialy mniejsze znaczenie.

Podróż i zwiedzanie:
Zwyczajowo dzień zaczynał się pobudką około godziny 6:30-7 przy czym dzieci nigdy nie wybudzaliśmy. Spały ile chciały. Toaleta, ubieranie, wyjście na śniadanie lub zrobienie śniadania w pokoju jeżeli były na to warunki. I między 9 a 10 opuszczenie hotelu i zwiedzanie lub dojazd. Pierwszy przystanek około 11:30 na lekki posiłek, piknik lub kawę, a po nim dalsze zwiedzanie. Obiad około 14, następny przystanek na lekki posiłek, piknik około 16, a po nim jeszcze trochę zwiedzania. Powrót do hotelu w okolicach 18-19. Kolacja zwykle w drodze powrotnej albo już w hotelu jeżeli warunki pozwalały albo mieliśmy wykupioną kolację w hotelu. Wieczorna toaleta i około 20:30 dzieci już w łóżkach, a my jeszcze przygotowania do następnego dnia. Szybkie pakowanie jeżeli zmienialiśmy hotel następnego dnia, planowanie, sprawdzanie drogi, pogody i dostępności do atrakcji. Dzień dla nas kończył się krótko po 22 tak by było wystarczająco czasu na odpoczynek w nocy. Tak w dużym uproszczeniu wyglądały nasze dni w podróży.

Koszty:

Dwóch największych kosztów nie podaję ze względu na ich dużą indywidualność i to, że każdy potrzebuje czegoś zupełnie innego.

Największym kosztem jest brak dochodów.

Drugim największym kosztem były hotele. Staraliśmy się rezerwować sieciówki, raczej ze śniadaniami ale rozpiętość była duża. Zdarzył się hotel z pelnym wyzywieniem jak i również gospodarstwo agroturystyczne. W jednym z hoteli (w Porto) mieliśmy dosc przestronny, kilkupokojowy apartament przeznaczony zwyczajowo dla klientów biznesowych, na ostatnim piętrze, z widokiem na miasto. W okolicach Ribadeo naszą kwaterą był dom na klifie z widokiem na morze. Generalnie niezadowoleni bylismy tylko z jednego hotelu (w Aups, okolice doliny Verdon) ale i tak pewnie kalkulujac cena / jakos byl on najlepszy z dostepnych w poblizu.

Jedzenie i codzienne zakupy – 1883 Euro. Wliczają się tu posiłki (bez tych które były wykupione w ramach opłat za pokoje), desery, zakupy w supermarketach, owoce, warzywa, ręczniki papierowe, chusteczki, woda, pieluchy, kawa, papierowe talerze, plastikowe sztućce kubki, proszek do prania itp.

Wynajęcie samochodu z ubezpieczeniem – 994 Euro.

Paliwo - 949 Euro.

Bilety wstępu - 843 Euro (sam Disneyland kosztował 160 Euro, drugim najdroższym obiektem był wjazd kolejką na masyw Dachstein w Austrii 82 Euro).

Autostrady i winiety – 378 Euro.

Parkingi – 221 Euro (w znacznej części te przy hotelach, które na wynajmowaniu miejsc parkingowych mają dodatkowy zarobek).

Pamiątki, zabawki, ubrania – 196 Euro (książki, pocztówki, balony, bransoletki, torebki, kapelusze przeciwsłoneczne, kufel, koszulki, pamiątki dla najbliższych itp).

Różne – 193 Euro (plastry, płatne toalety, pralnie, peleryna przeciwdeszczowa, klej, zakupy na potrzeby wyjazdu – apteczka do samochodu, pasek na dokumenty itp.),

Bilety na transport publiczny – 54 Euro.

Podatki miejskie pobierane hotelach – 42 Euro.


Statystyki:
45 dni w podróży.
Długość trasy: 9270 km.
Średnio dziennie pokonywaliśmy 206 km aczkolwiek jeżeli odliczymy 11 dni, w których nie przejechaliśmy ani jednego kilometra to średnia zwiększa się do 273 km.
Czas spędzony w jadącym samochodzie (wliczając korki): 118h i 50min.
Średnia prędkość: 78 km/h.
Czas przerw na trasie, gdy musieliśmy się zatrzymać na jedzenie bądź toaletę : 26h i 40min – w sumie z tego powodu zatrzymywaliśmy się 29 razy.
Mieliśmy 5 dni, w których pokonaliśmy dystans między 300 a 500 km, 6 dni z dystansami między 500 a 700 km i jeden dzień z dystansem powyżej 700 km.
Najdłuższy dzienny przejazd: 768 km – ostatniego dnia (czas przejazdu 11 h i 15min, w tym trzy przerwy o długości w sumie 2h i 45min).
21 razy musieliśmy tankować.
660 litrów spalonego paliwa co daje spalanie 7,1 l/100km (chyba nieźle, 2 dorosłych, 2 dzieci i bagaże upchane w każdej możliwej dziurze). 949 euro wydane na paliwo co daje średnią cenę litra paliwa na poziomie 1,43 Euro (najwięcej za litr paliwa 1,89 Euro płaciliśmy w Weronie).
Zrobiliśmy 6100 zdjęć.

Podsumowanie:
Co byśmy zrobili inaczej? Zrezygnowalibyśmy z Porto, Santiago de Compostela i Leon na rzecz północnego wybrzeża Hiszpanii. Ola dużo bardziej byłaainteresowana wąwozami, plażami, wodospadami, lasami niż miastami.

Miejsca, które nam się najbardziej podobały to Dolina Renu, zamki nad Loarą z palace of Fontainebleau na pierwszym miejscu, Dolina Verdon, masyw Dachstein, Wenecja i San Lorenzo de el Escorial. Miejsca które rozczarowały to Leon i sklep do którego trzeba kupić drogi bilet czyli Disneyland.

Z kilkudziesięciu miejsc zaplanowanych do odwiedzenia nie udało nam się zobaczyć dwóch – skywalk w masywie Dachstein był zamknięty z powodu prac konserwacyjnych i nie udało nam się dojechać do Santa Maria de Montserrat Abbey pod Barceloną z powodu olbrzymiej masy ludzi, która tego samego dnia odwiedzała to miejsce. Akurat byliśmy tam 1 maja i na 2 km przed celem utknęliśmy w korku. Udało nam się jeszcze zjechać na 2 godziny do pobliskiej wioski, później wrócić ale niestety przy drugim podejściu było dokładnie to samo. Musieliśmy zrezygnować.

Co nas najbardziej zaskoczyło? Chyba negatywna postawa znajomych w Polsce. Po co wam to, po co dzieci tak daleko ciągniecie, przecież nie odpoczniecie, coś się stanie, ile was to będzie kosztować, szkoda czasu i pieniędzy, to się nie może udać, dzieci się rozchorują, rozbijecie się, okradną was, zgubicie się, dzieci i tak nic nie będą pamiętać, hehe wypożyczonym samochodem itp. W skrócie tysiąc rad takich by nie jechać ani jednej konstruktywnej uwagi czy porady. 

Zdecydowanie warto było poświęcić czas i pieniądze. Dobrze się bawiliśmy, dużo zobaczyliśmy. Zgodnie przyznaliśmy, że trzeba w jakiś sposób znaleźć czas i pieniądze na następną wyprawę. Na liście są – Stany Zjednoczone (potrzeba ponownie minimum 6 tygodni), Australia (ten wyjazd może być krótszy nawet tylko na 2-3 tygodnie i wydaje się być realny w dość bliskiej perspektywie), Skandynawia (z 4 tygodnie) i południe Europy (6 tygodni – Rumunia, Bułgaria, kraje byłej Jugosławi i Grecja). Ciekawe co z tego wyjdzie.

Już teraz zaczynamy pracować nad podobną wycieczką w 2021. Dlaczego 2021? Bo wtedy syn będzie kończyl 4 lata i w moich oczach dopiero wtedy będzie można go zabrać w tak długą podróż. Potrzebuję też zebrać trochę dodatkowych pieniędzy bez obciążania domowego budżetu. Dobra rzecz jest taka, że mam na to około 2,5 roku. Ze względu na dość wymagającą pracę i liczne obowiązki domowe nie sądzę bym mógł poświęcić więcej niż 6-8 godzin tygodniowo. Byłbym zadowolony gdyby udało się zbierać codziennie około 20 PLN. Jeżeli znacie albo polecacie coś niezbyt wymagającego ale generującego nawet małe ale regularne sumy bez wielkiego zaangażowania to dajcie znać. Myślałem o prowadzeniu bloga ale chyba rynek jest już wystarczająco nasycony i lepiej zająć się poszukiwaniami bardziej zyskownych dodatkowych źródeł dochodu niż marnować czas by zdobyć w sumie nie wiadomo ile. 

Tag #mariusz30weuropie będzie dalej aktywny tak, że zapraszam do śledzenia. Na wszelkie komentarze i pytania odpiszę aczkolwiek z powodu natłoku zajęć zajmie mi to kilka dni.

Dziękuję za uwagę.