Dopiero internet i jego anonimowość, uświadomiły mi jak wielu jest nieszczęśliwych, zrozpaczonych samców. Uważają oni swoje życie za bezsensowne, ponieważ pozbawione jest przyjemności które mają inni; należy do nich przede wszystkim dobry związek.
Wyżarty i wypity
Siedzi taki marzący o miłości niepoprawny romantyk w domu, najedzony, wypity, ma ciepło, toaletę i ciepłą wodę, ale psychicznie jest rozpieprzony w drobny mak. Dlaczego? Ponieważ inni teraz z fajną dziewczyną są gdzieś na mieście, bawią się, później kochają i razem zasypiają. Ale jak podkreślają nieśmiali romantycy, o te całe bzykanie wcale im nie chodzi; tylko o to by być z kimś, nie być samemu, porozmawiać, wyjść gdzieś. No proszę jacy łaskawcy! Oni wcale nie są jak inni, ruchacze i dewianci co to biedną, czystą i niewinną dziewczynę bezlitośnie posuwają; och mój Boże, w tyłek!
Oni chcą tylko czystej duchowo miłości, przytulać się, szeptać słodkie słówka o wieczności razem. I jakoś te uduchowione, czyste Panie traktują ich jak trędowatych. Boże, dlaczego!
Co jest prawdziwym problemem?
Ich prawdziwym problemem jest to, że się nie lubią. Oni się po prostu nienawidzą, ponieważ wmówiono im (jak nam wszystkim) że szczęście to określone parametry ciała, majątku i społeczne - oraz bycie w parze. Jeśli jakiś film nie ma wątku miłosnego, ciężko mu będzie sięgnąć wyżyn. Bycie w parze i wiążące się z tym szczęście, to coś co znajdziesz w każdej książce, bajce dla dzieci; od dzieciństwa nasiąkamy tym wierzeniem, nie wiedząc że jesteśmy w bardzo subtelny sposób niszczeni, wręcz masakrowani. Dostajesz silne przekonanie, w które bezkrytycznie wierzysz jak reszta stada; gdy jest Ci źle, trzeba sięgnąć na zewnątrz, postarać się o związek, założenie rodziny. To czego nie wiesz, i za co byłbyś w stanie mnie teraz uderzyć pięścią w twarz, to wiedza że szczęścia w ten sposób nie zyskasz, choćbyś stanął na głowie.
Normy szczęścia zaprojektowano tak, by nikt ich nie mógł spełnić. Możesz latami treningu wypracować piękną sylwetkę, ale milionerem raczej nie będziesz. Gdy uda Ci się połączyć te rzekome stany szczęścia (milionerzy i super atrakcyjni ludzie też popełniają samobójstwa), okaże się że masz za małego fiuta; nachalnie promowany w filmach porno wzór, ma ok. 21 centymetrów. Wielu mężczyzn gorzko rozpacza, bo uwierzyli że kobiecie jest dobrze (aktorka wrzeszczy z rozkoszy), gdy jest nadziewana na taki właśnie pal, albo jeszcze lepiej, na dwa - jej szczęście sięga niebios, a wrzaski obudzą śpiącego Boga. Ale kto ma taką wielkość? No cóż, ja na pewno nie - i nie mam najmniejszego zamiaru być z tego powodu nieszczęśliwym. Gdy masz miliony, piękne ciało i wielki członek, może się okazać że teraz modą jest bycie XXL. Producenci chemii dodawanej do smacznych fast foodów ze zmielonych świńskich odbytów złożą się, a agencje PR i dziennikarze zaczną promować otyłość, pokazywać jak grubi ludzie są szczęśliwi, jacy są cool. Wtedy będzie trzeba szybko utyć. A jak zrobią modę na wysokich bądź niskich? Teraz u Pań dominuje moda na to, by mieć wcięcia w udach; więc wycinają sobie tam mięcho. Podążanie za wzorcami szczęścia, jest specjalnie obmyśloną strategią dla mas ludzkich, by będąc nieszczęśliwe, kupowały ciastka, wódeczkę, papieroski, amfetaminkę, przeróżne przedmioty i by można było wykorzystać ich frustrację (wojny, konflikty itd.).
Bezwzględni egoiści
Romantycy zamiast się polubić (czyli zająć się pracą nad swą samooceną, by samotność była przyjemnością) wolą poświęcić całą swą energię na to, by poznać kogoś, co ma dać im przyjemność. Czyli niezależnie od pięknych słów które używają, są bezwzględnymi egoistami którzą są z kobietą, by ich w środku nie bolało, nie dusiło. Tak na głębszym poziomie, brudny, obsrany narkoman nie różni się od człowieka, który marzy o wspaniałym związku; narkoman wyzwala poczucie przyjemności narkotykiem, romantyk związkiem. Poszukiwanie przyjemności wiąże niemal wszystkich ludzi na świecie, ale każdy utożsamia je z czymś innym; palacz z papierosem, alkoholik z wódeczką, sadysta z katowaniem ofiary, złodziej z dobrego włamu, gwałciciel z gwałtem - a romantyk z czytaniem wierszy w świetle księżyca i wycieczką na kredyt pod piramidy, a później wstawieniu zdjęć na fejsa, by inni zobaczyli jaki jest szczęśliwy, jaki odniósł sukces. Romantycy przerażeni upływającym czasem i brakiem szczęścia (kobiety), często stają się agresywni i napastliwi, wyzywając Panie które nie lecą na ich szlachetność od dziwek, szmat i kurew. Nie dajesz mi szczęścia? To jesteś dziwką. Logiczne!
Wyobraźmy sobie, że jesteś Wielkim Programistą. Pojawia się dwoje ludzi nienawidzących samotności, podkręcasz więc im emocje tak że niemal świrują - wydawałoby się, że jest to dobry uczynek. Jest cudownie, jest wspaniale, są na niekończącym się hormonalnym koksie... ale nawet mało rozgarnięty człowiek wie, że nasi ukochani mogą odejść, tak zwyczajnie znudzić się, przestać coś odczuwać w związku z nami (są z nami dla przyjemności, ot, miłość), albo umrzeć czy ciężko zachorować, tracąc wszelką urodę. Może też być tak (zdarza się), że "najlepszy" kolega nam odbije naszą ukochaną. Chyba trudno mi odmówić w tym momencie racji? Może się tak stać, i chociaż szanse nie są specjalnie duże, to jednak na kogoś statystycznie trafi. Może na Ciebie? Musisz zdawać sobie z tego sprawę, więc im więcej przyjemności odczuwasz w związku z ukochaną, tym większy strach że zniknie z Twego życia.
Spójrz jakie to jest podstępne; im piękniejsza dziewczyna, im lepszy seks, cudowniejszy i mądrzejszy charakter, tym strach jest coraz większy. Razem ze strachem pojawia się zazdrość, zamieniając życie wam obojgu w piekło. Oczywiście nikt Ci tego nie powie, ale im bardziej cudowny i zgodny związek, tym większy strach - i co z tego że go nie widzisz u innych, rzekomo szczęśliwych? A Ty pokazujesz ludziom na ulicy swoje emocje, strach? Nie, ukrywasz je, tak samo ukrywają je ludzie w związku.
Dlaczego reagują?
Kiedyś zauważyłem ciekawą rzecz. Gdy to pisałem, byłem dość wulgarnie atakowany przez osoby, które są rzekomo szczęśliwe w związku i strachu nie czują. Jeśli by go nie czuli, to by olali oszołoma który pisze głupoty - czy obraziłbyś się, zareagował agresywnie, gdyby ktoś napisał że człowiek ma ogon? Nie, głupoty po prostu, szkoda czasu tracić na pisanie czegoś. A tu proszę, żyjący bez lęku zakochani, rzucają się na to co piszę jak wściekłe wilki.
Prawda więc wygląda nieco inaczej, niż zawsze sądziłeś. Jeśli będąc sam cierpisz, będąc w związku będziesz cierpiał więcej. Niekoniecznie od zaraz - najpierw jest zakochanie, hormonalny haj (trwa do dwóch lat), później dzieci, aż w końcu uświadomisz sobie że Twoja kobieta i dziecko są dla Ciebie wszystkim, że bez nich nie istniejesz. Wtedy właśnie zacznie się dotkliwe cierpienie, którego nie musisz koniecznie utożsamiać z rodziną. Zaczną się okresy dziwnej ni to depresji, ni to melancholii, dołki, rozpacz, dziwne emocje których pochodzenia nie będziesz znał ani rozumiał, a u ludzi z nieco słabszym zdrowiem, chroniczny stres zacznie powodować mniejsze bądź większe dolegliwości. Możesz być też agresywny, albo pasywny, co zawsze wzbudzi silne reakcje otoczenia. Jedni mogą żyć całe życie ze strachem, inni nie - zresztą nawet ci najtwardsi także pękną, jeśli z całej siły uświadomią sobie, że ich szczęście to coś na zewnątrz; dziecko, kobieta, samochód, dom... Cóż więc czynić? Wygonić żonę z mieszkania? Nie, rozwiązanie jest znacznie przyjemniejsze. Trzeba rozwijać samoocenę, kochać swoją podświadomość (opisuję to w mojej książce "Stosunkowo dobry"), a wtedy przestaniemy być zależni od przyjemności, dawanej nam przez ukochaną. Wtedy nadal z nią jesteśmy, cieszymy się życiem i seksem, ale gdy odejdzie, umrze - nie będziemy cierpieć. Nie będziemy szaleć z zazdrości, nie będziemy ciężko chorować gdy spóźni się z pracy. To piękne, cudowne i spełnione życie, gdzie nie zależysz od wybryków losu i małżonki.
Rozbawiony Twym cierpieniem coach
Zapłakani, posmarkani, rozbici psychicznie faceci po rozstaniach i zdradach, to ludzie na kuracji odwykowej od ciężkiego narkotyku. Proszą mnie o modlitwy, dobre słowo, ale ja zacieram z radością ręce. Niech cierpią, niech poczują jaką naprawdę mają cenę ich mrzonki. Jak mają się inaczej przekonać? Przecież jeśli im piszę to nie wierzą, mówią że nic nie rozumiem i jestem płytki, pusty. Niedorozwiniętego emocjonalnie gówniarza nie posłuchali, to będzie trzeba posłuchać komornika, wściekłej sędziny odbierającej dobytek i dzieci, czasem dostać w twarz od nowego ukochanego małżonki. A jak myślisz, skąd ja to wszystko wiem? Nie z książek, niestety. Byłem wyjątkowo oporny na wiedzę, ale Nauczyciel Życie mnie skutecznie przekonał.
Jeśli naprawdę będą mieli dość, muszą zrozumieć że miłości nie można od kogoś brać, bo ktoś kto daje - zawsze zażąda za to zapłaty, albo ucieknie zabierając "miłość". Miłość czyli stan radości, spokoju i szczęścia trzeba WYPRACOWAĆ w sobie samemu, ostro pracując nad swoją podświadomością. Jeśli uda Cię solidną, wytrwalą i uczciwą pracą wyrobić w sobie nawyk szacunku i życzliwości do siebie, będziesz odczuwał przyjemność ot tak, bez powodu. Wtedy nie musisz desperacko szukać dziewczyny i żony, ale możesz wybrać taką kobietę, z którą chętnie się podzielisz swoją radością. Po co się śpieszyć, skoro jest Ci dobrze?
Komentarze (16)
najlepsze
@MichaelP: A to nie podpada pod "bycie z kimś dla samego bycia"?