Zapewne jesteście przyzwyczajeni do imion, których nie kojarzycie z żadnym znaczeniem. Pochodzenia obcego (greckiego/rzymskiego/hebrajskiego), np. Maciej, Michał, Paweł. Albo pochodzenia lokalnego, np. Lech, Wiesław, Bogumił. Imiona pochodzenia greckiego i rzymskiego zwykle mają odpowiedniki w innych językach. Na przykład Michał -> Michael, Paweł -> Paul. Polacy za granicą często, dla uproszczenia wymowy, posługują się lokalną lub angielską wymową. Na przykład [Majkel]. Gorzej ma się to w przypadku imion polskiego/słowiańskiego pochodzenia. Wiesława możemy przetłumaczyć co najwyżej na Wieslaw. Bogumiła na Bogumil. Nikt nie bawi się w "Famous village" czy "God-friendly". Czy słusznie?
Zapewne tak. Gdyby w Polsce na Afrykańczyków "Wielki Wojownik" czy "Męstwo i chwała", życie bez rasizmu praktycznie byłoby niemożliwe.
Z reguły Polacy są przyzwyczajeni do imion, które nic sensownego nie znaczą w ich języku. W niektórych językach tradycyjnie imiona tworzy się przez przekształcenie pospolitego słowa - np. "Wiesław", "Bogusław". Dzięki temu Arabowie zawsze królują na listach alfabetycznych - przewyższają ich jedynie nieliczne przypadki, jak Aaron czy Abigail. No i oczywiście nasza Agnieszka.
W niektórych językach jednak słowa pospolite są powszechnie używane jako imiona - z identyczną gramatyką. I to nie tylko w jakichś afrykańskich czy indiańskich plemionach. Przykładem sa kraje germańskie. Większość imion jest oczywiście obcego pochodzenia - przez długie stulecia Kościół wypierał z całej Europy imiona inneog pochodzenia niż greckie i rzymskie. Ale warto tu zwrócić uwagę na kilka powszechnych imion.
Na przykład taki powszechnie znany Bjorn. To nic innego, niż Bjørn czy Björn, czyli po polsku Niedźwiedź.
Inny, bardziej kontrowersyjny przykład - Jarl. W dosłownym tłumaczenu "Pan". Dodam, że w czasach, gdy powstało to imię, panowanie było kojarzone z urodzeniem - a więc, imię dość rasistowskie, nieprawda?
Sprawy sie komplikują w przypadku rzadkich imion. Nie mają odpowiednika w innych językach, a dodatkowo bardzo często sprawiają problemy z wymową. Dodam, że takie rzadkie są nie bez powodu - oto przykłady:
Jökull - w dosłownym tłumaczeniu lodowiec. Jaka dziewczyna chciałaby się kochać z kimś zimnym jak lód?
Dagur - dzień. Co jak co, ale ja to raczej z nocnej, więc nie chciałbym się tak nazywać.
Askur - jesion. Niby nie brzmi źle, ale tak się składa, że tym samym słowem opisuje się też popiół. A los tak chciał, że w Islandii dużo częściej słyszy się o popiele z wulkanu, niż o rzadkim w tamtych stornach gatunku drzewa.
Álfur - elf. Poważnie prawie połowa Islandczyków NIE WIERZY w elfy. Takie imię nie byłoby zbyt poważane. W szczególności w biznesie... "Dzień dobry. Nazywam się Elf Syn Gandalfa i chciałbym Państwu przedstawić nowy kredyt hipoteczny banku A" - brzmi poważnie, bierzesz?
Jötunn - olbrzym. Dodaj do tego karłowatość przysadkową i przegryw gotowy.
Maður - człowiek. Sam na informatyce w szkole miałem taki login. Wiem, z czym to się wiąże.
Na uwagę zasługują tu takie imiona, które zyskały odpowiedniki w innych językach nie przez zniekształcenie, a przez bezpośrednie tłumaczenie. Skoro mamy taką Różę od Rose, czy Jagodę od Berry, może wkrótce doczekamy się pierwszego Lodowca, Olbrzyma czy Niedźwiedzia? Bardzo prawdopodobne, ponieważ epoka Brajana i Dżesik powoli dobiega końca. No i dobrze - nikt niei chciałby nazywać się "Mihaw Byauek". []
Komentarze (2)
najlepsze
Bogumił - Gottlieb, Amadeus, Bogomil, Theophil.