No cześć, Mirki i Mirabelki.
Pracuję w biurze, w branży około-medycznej i moim zadaniem jest upewnienie się z punktu prawnego, że produkty zamówione przez klientów będą w stanie opuścić granice kraju / Unii Europejskiej. Nie jest to tutaj najważniejsze.
Mam w pracy taką Adrienn. Mówi, że się wymawia "Odri" ale i tak wszyscy na nią "Adrian" mówią xD Adrian dołączyła do nas stosunkowo niedawno, około 2 miesięcy temu, bo innej pani nie został przedłużony kontrakt z powodu jej zachowania (o tym może innym razem).
Pamiętam, jakby to było wczoraj. Pierwszy dzień, kiedy się tutaj zjawiła. Przywitaliśmy się, wyjaśniłem jak nasz departament działa i jaki ma cel, i co będzie robić przez większość czasu tutaj.
Dwie godziny później nadszedł czas przerwy, wiec wszedłem na zewnątrz z Cynamonką i Mimi (historii tych imion i tak byście nie zrozumieli). Adrian wyszła z nami, zaznaczając jakieś 3 razy, że rzuciła palenie.
Stoimy, palimy, śmiejemy się z Mimi, aż Adrian podchodzi bliżej i pyta czy mógłbym ją poczęstować papierosem. Wyciągnąłem paczkę, mówiąc "myślałem, że rzuciłaś palenie", odparła, że od jednego nie wróci do nałogu (z perspektywy czasu dodam tylko, że była w błędzie).
Pierwszy zwiastun, tego, jakim utrapieniem jest Adrian, dostrzegłem właśnie na tej przerwie.
Rozmawiała ona z Cynamonką i zaczęła jej coś pokazywać na telefonie; jak się bardzo szybko okazało, zdjęcia jej syna. Mimi podeszła, zerknęła i pokiwała głową. Adrian zaczęła opowiadać jak wspaniała jest jej latorośl. Benny mając 14 lat potrafi liczyć i sznurować buciki, grzeczny chłopiec, taki mądry; sam nawet w domu może zostać na dwie godziny. Pomyślałem sobie, no spoko, jej pierwszy dzień w pracy, pewnie chce się jakoś wpasować. Potem zaczęła opowiadać o swoim chłopaku, o wdzięcznym imieniu Eddie (od tamtej pory za każdym razem odnoszę się do nich jako "Ernie i Bert", a kiedy jestem przez nią poprawiamy, tłumaczę się, że mam strasznie słabą pamięć do imion), jak to zdecydował się zostać beta-bankomatem i zacząć grę na cudzym zapisie, biorąc cudzego dzieciaka do domu.
Wszystko spoko, gdyby nie to, że Adrian uprawiała codzienny oversharing z życia osobistego, które nie było ani trochę interesujące. Już drugiego dnia jej pracy tutaj, zupełnie niepytana, powiedziała mi, że ma menopauzę i bardzo ciężko ją przechodzi. Na tej samej przerwie, bez żadnego ostrzeżenia opowiedziała mi, że ma potworne biegunki i ma nadzieję, że nie mamy problemu, z tym, że będzie chodziła częto do toalety.
Wiecie, jestem jednym facetem w biurze i nauczony poprzednimi doświadczeniami w pracy z kobietami, nauczyłem się, że spraw nie można załatwiać w ten sam sposób jak z mężczyznami. Bo jak masz jakiegoś tam Zbyszka w pracy, który opowiada ci o konsystencji swojego stolca, to mu powiesz "Zbysiu, weź zamknij mordę" i zazwyczaj po problemie. Z kobietami (przynajmniej z moich personalnych doświadczeń) jest inaczej. Bezpośrednia konfrontacja i wyłożenie problemu na stół, bez labiryntów słów zazwyczaj kończy się zagraniem przez samicę karty pułapki: publiczny płacz. No i koniec dyskusji, bo jak rozmawiać z kimś, kto robi chlip-chlip i ciąga nosem co 3 sekundy? No i po takiej akcji, bo oczywiście każdy w biurze widzi i słyszy, dostajesz łatkę ujka. No to kiwam głową, "mhm, aha" i te sprawy, żeby przypadkiem nie urazić.
Przyszedł w końcu dzień, kiedy musiałem ją szkolić. Musicie wiedzieć, że moja praca polega między innymi na tworzeniu dokumentów, które są wiążące prawnie, co za tym idzie, muszą być poprawnie wypełnione co do litery. Dobrze, bo Adrian NIENAWIDZI popełniać błędów i jest PERFEKCJONISTKĄ i nie potrafi poradzić sobie z PORAŻKĄ - jej własne słowa.
Sprawdzam dokument, który stworzyła, linia po linii. Jest to jej pierwszy tydzień, więc obecność błędów jest oczywista. No i znalazłem, naprawdę mały. Więc proszę, żeby podeszła do mojego biurka i tłumaczę jej krok po kroku, spokojnym, przyjaznym tonem, co zrobiła źle i jak zrobić zrobić to poprawnie. Na koniec dodaję "no, i to tyle", łamiącym się głosem powtórzyła moje słowa i wystrzeliła z powrotem do swojego biurka. Zapytałem, czy wszystko w porządku, w odpowiedzi dostałem płaczliwe "NIE" - i kilka sekund później wybiegła z biura zanosząc się płaczem. Cynamonka popatrzyła na mnie z dezaprobatą i pobiegła za nią.
Jak się później okazało, nie zrobiłem nic, co by Adrian uraziło. Po prostu "nie potrafiła poradzić sobie z popełnianiem błędów". Po tej sytuacji stwierdziłem, fuck this shit, I'm out, i zacząłem ignorować nową koleżankę na tyle, na ile było to możliwe bo "this shit is too much for my mental capacity". Od tamtej sytuacji, na przerwy zacząłem wychodzić sam, byleby nie słuchać tego jej pierdolenia.
Wkrótce dowiedziałem się, że Adrian jest artystką. Zanim zaczęła pracować tutaj, była nauczycielką plastyki. Wiecie, "błędy nie istnieją, pozwól energii płynąć przez twoje ciało jak rzeka" (no kurwa rzeczywiście xD) "widzę w tym nagie emocje i wielką siłę" - te klimaty rozumiecie. Dlaczego o tym wspominam? Bo Adrian tworzyła sztukę. Jaką sztukę zapytacie (kogo ja oszukuję, też bym nie zapytał), mianowicie torty. I wszystko byłoby spoko, niech ma to swoje hobby. Rzecz w tym, że ona te torty pokazywała każdemu w biurze (nawet jeśli o to nie prosili) i pytała kiedy ich bliscy mają urodziny, to by zrobiła ze zniżką hehe po znajomości. Przez następny kurwa miesiąc, jedyne co słyszałem w czasie pracy to dyskusje na temat tortów. Kremy, posypki, drukowane obrazki, jadalne świeczki, koraliki. W końcu namówiła Cynamonkę, by ta kupiła od niej taki tort na urodziny córki. Cynamonka stwierdziła, że jej budżet to 100 Euro, na co Adrian zaczęła kręcić nosem i mówić, że za tyle to gówno a nie tort, no ale dobra, zrobi jej jedną warstwę xD Cynamonka na urodziny córki wzięła wolne. Adrian przez całe 8 godzin mówiła do mnie (bez większego odzewu) jak bardzo się stresuje, czy będzie im smakował ten tort i czy powinna zadzwonić TERAZ żeby zapytać czy smakuje. Koniec końców wysłała jakieś 15 wiadomości, na które nie dostała żadnej odpowiedzi. Była bardzo smutna i zaczęła płakać, że tort na pewno im nie smakował i teraz Cynamonka jej nienawidzi.
A i tak na koniec mi się przypomniało xD Kupiłem jakiś czas temu nowy telefon, bo stary już nie domagał. Więc stałem sobie na papierosie z Cynamonką, scrollowałem przez Vikop ru i niespodziewanie dołączyła do nas Adrian. Oczywiście, jak sroka, która zobaczyła błyszczący kolczyk, Adrian od razu spostrzegła mój nowy telefon i podeszła do mnie pytając jaka marka, model, ile pamięci, ile megapikseli, ile kosztował. I koniec końców czy może zobaczyć. Stwierdziłem, no chuj pokaże jej. Dałem jej do ręki. Ta prosi mnie, żebym odblokował, bo ona chce zobaczyć jaki aparat. Spoglądam na Cynamonkę, unosząc brwi, no ale ok. Odblokowuję, wchodzę w aparat, masz zobacz se. A TA W GALERIĘ WCHODZI I ZACZYNA ZDJĘCIA PRZEGLĄDAĆ XDDD
"Ekhm.. przepraszam bardzo, co ty odpierdalasz? Nie pytałaś czy możesz przeglądać moje prywatne zdjęcia" to się obraziła i poszła w chuj, mówiąc, że tylko jakość zdjęć chciała sprawdzić xD
I tak to w tym biurze dzieje się życia cud.
Komentarze (13)
najlepsze
Na pewno 14 a nie 4? Chociaż z taką matką...
Najlepszy wątek oczywiście urwany bez pointy. Smakował Cynamonce ten tort? ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Ale gdy poszedłem na urlop, po powrocie okazało się, że każda dziewczyna jest obrażona na każdą inną. Nawet nie dowiedziałem się, o co poszło...