@Postronek: ten kawałek to hold oddany wokaliście Mother Love Bone, Andrew Wood kilka dni przed oficjalnym wydaniem pierwszego albumu przedawkował i umarł. Z inicjatywy kolegów z zespolu i jego kumpla Chrisa Cornella(Soundgarden) powstał projekt temple of the dog. Scena Seattle ma wiele ciekawych historii. Layne był kumplem wokalisty toola, Mayrand nawet kiedyś zaśpiewał z nim na koncercie aic.
genialny album, jeden z tych którego się słucha od początku do końca i czuje się niedosyt, w ogóle pierwsza połowa lat 90 to istna eksplozja takiej muzyki, temple of the dog, stone temple pilots, nirvana, soundgarden, pearl jam i pewnie kilka innych mniejszych zespołów, ale to chyba twórczość alice in chains najbardziej przypadła mi do gustu i nawet po śmierci głównego wokalisty potrafili pociągnąć zespół i stworzyć ciekawe kompozycje, chociaż ten album
IMO Staley miał zdecydowanie najlepszy wokal spośród całej tzw. wielkiej czwórki ze Seattle. Często brzmiał lepiej na żywo niż na płycie. Tutaj przykład:
@kanemoto: Dla m.in tego utworu kupiłem Jar of Flies. Uważam, że jeden z najważniejszych albumów w ich karierze. Zaryzykuje opinię, że jest to ich najlepszy album po Dirt. Jak się go słucha, to czuje się ciepło jak przy domowym kominku.
@kanemoto "down in a hole" to je sztos, szczególnie podoba mi się jak idzie tam bas ( ͡º͜ʖ͡º) (Nie działaja mi linki w apce) https://youtu.be/nWK0kqjPSVI
@sabboko: nie ma niedocenianych zespołów które lądują po 30 latach na głównej wykopu ( ͡°͜ʖ͡°) to jeden z najbardziej docenionych "rockowych" zespołów w historii
Komentarze (62)
najlepsze
RIP Layne Staley.
Eddie Vedder ma podstawową zaletę ponad resztą...
(Nie działaja mi linki w apce)
https://youtu.be/nWK0kqjPSVI