Zastanawiam się skad w młodych ludziach tyle życiowej nieporadności.
Niezależnie od płci...

Brak partnera - wina płci przeciwnej, nie powie sobie „jestem człowiek nudny, ciezki to nikt mnie nie chce”. Winna sąsiadka, koleżanka i przystojniejsi koledzy (wiadomo że racy obracają kilka jednocześnie SPECJALNIE by dla niego zabrakło).

Praca? Nie ma pracy lub kolejny rok jeczy że pracuje za grosze. Wina matki, ojca, babci, cioci. Przecież powinni po urodzeniu zaklepać posadę w urzędzie.