Wpis z mikrobloga

Część #3, ostatnia.

Tl;dr na zachętę


Część #1
Część #2

Zatem, mamy rok 2014. Jestem świeżo po zerwaniu. Niestety, z różnych względów muszę jeszcze mieszkać w mieszkaniu ze swoją eks przez miesiąc. Ciężka sprawa, ale w sumie dałem radę bez większych zgrzytów. Gdy moja eks się wyprowadziła i zostałem sam z dwoma pustymi pokojami i tylko garstką swoich rzeczy (jestem minimalistą, nie potrzebuję wiele), poczułem nieokreślony smutek i samotność.
Dzień w dzień towarzyszą mi piwa, fajki, dołujące piosenki i moja głowa. Rozmyślam na wszystkie tematy, jednego dnia cieszę się z bycia singlem, drugiego czuję dół. Coś w rodzaju borderline, jak to @chwila napisała w poprzednim wpisie. Zaczynam czytać r/seduction z nadzieją, że w czymś pomoże. Większość postów tam jest o jakimś dziwnym czymś o nazwie tinder - postanawiam to sprawdzić. Loguje się do aplikacji i próbuję swojego szczęścia. Po kilku dniach, stwierdzam, że może nie jestem rozchwytywany, ale na pewno są dziewczyny, które chcą się spotkać.Więc spotykam się. To z jedną, drugą, trzecią, dwunastą. Jako, że w głowie wciąż mam masę negatywnych myśli, próbuję się z nimi uporać na różne dziwne sposoby i postanawiam m.in. #!$%@?ć na randkach - przekraczać granicę, być chamskim #!$%@? i nie pokazywać swojego prawdziwego ja - gram kogoś innego. Pamiętam jedną randkę, gdzie mnie #!$%@? z lokalu, bo wkładałem dziewczynie rękę w majtki o 19 w jakimś "porządnym lokalu". Laska stwierdziła, że jestem obleśnym #!$%@? i że mam się jej nie pokazywać na oczy. Fucks given = none. Miałem to w dupie. Miałem ją w dupie. Oprócz niej było naście innych dziewczyn, które nie wiedziały na co się piszą, spotykając się ze mną. Ale zluzowałem. Granie kogoś innego było męczące, wolałem podążać drogą szczerości i bycia sobą. Randki z zaadoptujfaceta i tindera wciąż były, ale spowszedniały mi. Seksu było zaskakująco mało, bo jakoś dziwnym trafem chciałem dłuższej znajomości niż jednorazowych, ale wciąż był. Były też inne akcje - niektóre dziewczyny same wysyłały mi swoje nagie fotki, jedna nagrała filmik, jak się masturbuje dla mnie. Przyjaciółka mnie spytała: "skąd Ty je bierzesz?", a ja nie umiałem na to odpowiedzieć, bo... no po prostu te dziewczyny były.
Jedna z dziewczyn zaproponowała relację opartą czysto na seksie. Zgodziłem się. Odpuściłem sobie inne, miałem jedną, która dawała mi seks i wystarczało.

Zaczęły się wakacje, również moje urodziny. Siedziałem w domu (początki tagu patologiazewsi :D) i całe urodziny gapiłem się w telefon, czekając na sms od mojej byłej z życzeniami. Nie przyszedł. #!$%@?, zrozpaczony, zdesperowany napisałem jej, że nie miałem pojęcia, że jest aż taką suką, że nawet życzeń nie wyśle. Odpisała mi, że nigdy mnie nie kochała i że już dawno o mnie zapomniała.
Ałć.
Pamiętam, że siedział obok mnie brat. Widział, jak mi mina posmutniała. Zapytał, co się stało. Odpowiedziałem mu. Powiedział, żebym to #!$%@?ł i żył dalej, bo rozpaczanie nie ma sensu. Poszedłem na spacer, zastanowić się nad tym i po pewnym czasie odczułem ulgę. Ulgę, że to już koniec, że nie muszę dłużej się kisić ze swoimi myślami i że tak naprawdę to po prostu zakończył się pewien etap w moim życiu. Zrozumiałem, że nie ma sensu #!$%@?ć się w głowie samemu ze sobą, bo po prostu pewne rzeczy się wydarzyły, a teraz są tego konsekwencje. Gdybym postąpił inaczej, byłyby inne konsekwencje, ale moje życie wcale nie byłoby lepsze. Że to jest moje życie i w kilka lat obróciłem je o 180 stopni. Będąc w domu, zauważyłem, że mam kochającą rodzinę, która chce dla mnie jak najlepiej. Przeglądając facebooka, zrozumiałem, że mam kilka bardzo mi bliskich osób, których obchodzę i którzy też chcą dla mnie dobrze. Że są obok, gdy ich potrzebuję, a ja po prostu bałem się do nich odezwać, byłem pewien, że mną wzgardzą. Nie wzgardzili. Pomogli mi. Rodzina też mi pomogła.

Wróciłem do wawy. Pusty pokój, w lodówce tylko browary i nic do jedzenia. "What the fuck am I doing with my life?", pomyślałem. Postanowiłem rzucić fajki i ograniczyć picie. Postanowiłem się wyprowadzić z mieszkania, które mnie dobija, bo na każdym kroku widziałem swoją eks. Zacząłem na nowo spotykać się ze znajomymi, odzywać do ludzi.

Pewnego dnia, gdy już nie paliłem szlugów i ograniczyłem mocno alkohol, pomyślałem sobie, że tak naprawdę nie dbam o większość ludzi i że zależy mi tylko na moich bliskich. Dotarło do mnie wtedy, że nie ma sensu się przejmować innymi, bo nie mają wpływu na moje życie. I zrozumiałem, że to jest moje #!$%@? życie i że tylko ja je przeżyje. Że ja sam wiem najlepiej, co jest dla mnie dobre. Że popełniłem masę błędów, #!$%@?łem masę razy, zrobiłem masę głupot, ale wciąż chodzę. Wciąż potrafię się śmiać. Wciąż potrafię z łatwością nawiązywać kontakty. Wciąż mam pracę. Że wciąż mogę zrobić coś ze sobą i jedyne, co mnie blokuje to ja. Gdy na nowo zacząłem wychodzić do klubów, dostawałem dużo zlewek, ale totalnie po mnie spływały. Nawet gdy mnie 30 razy jednej nocy zlano, a następnej nocy przeżyłem fajne emocje, to było warto. Przestałem się #!$%@?ć po głowie i krytykować i obwiniać za wszystko. Zacząłem traktować życie jako podróż, doświadczenie. Zacząłem słuchać wykładów o psychologii i oświeciło mnie - rzeczywiście! Życie to #!$%@? sinusoida, raz jest lepiej, raz gorzej, ale wciąż się żyje i muszę pielęgnować cudowne momenty w życiu, a z negatywnych wyciągać wnioski.

Pamiętacie wpis ze wczoraj? Był nacechowany negatywnością, pesymizmem. Chciałem pokazać, jak bardzo sam sobie nakładałem bagaż. W momencie, gdy autentycznie odpuściłem próbę bycia idealnym, stanąłem przed lustrem i pomyślałem sobie: "Jest dobrze". Bo było dobrze. Bo w głowie kłębiły się kompleksy, ale po prostu nie przywiązywałem do nich wagi. Uznałem, że jestem jaki jestem. Że na daną chwilę nie będę ani lepszy, ani gorszy. Że to jest moje życie i przeżyłem sporo #!$%@? akcji, ale i sporo zajebistych akcji. Że mam pasje, zainteresowania. Że jestem dobry w wielu rzeczach. Że jestem #!$%@? w wielu rzeczach. Że sporej rzeszy kobiet mogę się podobać. Że mam rodzinę, przyjaciół, pracę.
Zaakceptowałem siebie. Pogodziłem się z tym, że po prostu ja to ja. Cytat z #sixfeetunder pomógł - there is you and there is everybody else.

I nie powiem, że wtedy poczułem się szczęśliwy. Nie, wtedy zrozumiałem, że szczęście to podróż, a nie cel. #!$%@?ć wszystko i wszystkich, ja jestem panem swojego losu i skoro potrafiłem wydobyć z siebie coś, co kiedyś było marzeniem, to muszę mierzyć wyżej i dążyć do tego. Że cały burdel w mojej głowie, to tylko moja głowa i obciążenie, jakie na siebie nakładam. Że jak się skupię na tym, co przyjemne i fajne w moim życiu, to moje życie będzie przyjemne i fajne.

Z tego #!$%@? mieszkania się wyprowadziłem, poznałem nowe osoby i zaakceptowałem fakt, że mam wady w sobie. Te, które mogę naprawić - próbuję naprawić. Tych, których nie mogę - zaakceptowałem. Przestałem próbować się dostosowywać do każdego, zacząłem siebie traktować jako zwykłego normalnego faceta. Przestałem myśleć o sobie, jak o wyjątkowym i cudownym kwiatku, który wszystko wie lepiej i zaakceptowałem fakt, że pewnych rzeczy nie wiem albo czegoś nie umiem zrobić. Że to nic złego.

Pojąłem też jeszcze jedną bardzo ważną rzecz - seks to nie wszystko. Będąc w związku, jedyne o co dbałem o seks. Teraz wiem, że trzeba dbać o znacznie więcej i robić znacznie więcej, niż czytać o nowych pozycjach czy technikach robienia minetki. Dotyczy się to nie tylko związków, ale i zwykłych znajomości, czy nawet rozmów z przyjaciółmi.

Wpis zaczął się od tego, że czuję się jak zero. To, co tu piszę zadziało się w okresie kwiecień - grudzień 2014. W kilka miesięcy uporządkowałem burdel w swojej małej główce i uporządkowałem sobie swoje myśli, emocje. Spędziłem dużo czasu na czytaniu o psychologii i próbowałem wykorzystać te lektury. Myślę, że skutecznie.

Mały disclaimer: nie mówię, że teraz jestem idealny i że wszystko wiem najlepiej. Nie. Opieram się na swoich doświadczeniach i na tym, co przeżyłem. Mówię Wam wprost - jedyny powód, dla któego byłem zdołowany, był taki, że wmawiałem sobie, że jestem zdołowany. Jasne, są negatywne emocje, ale nie ma sensu płakać całe miesiące w poduszkę i rozpaczać nad swoim życiem. Trzeba się wziąć w garść i zrobić coś z tym. Podjąć działanie - tak jak w pierwszym wpisie pisałem. Odizolować się od swoich myśli i nie przejmować się nimi. Robić coś, obrać sobie cel i do niego dążyć. Udało mi się znaleźć fajną pracę, udało mi się poznać masę ciekawych ludzi. Udało mi się wejść w związek. Udało mi się przełamać swoje największe bariery. Dla Was to błahostka, dla mnie odmienione życie. Będąc nastolatkiem i płacząc w poduszkę, mogłem o tym wszystkim tylko pomarzyć.

#spowiedzlogina #coolstory #truestory #wyrywajzloginem i wyjście z #przegryw

Więcej wpisów nie przewiduję.

Miłej środy, mireczki!

EDIT: Wrzuciłem ponownie, bo poprawiłem kilka literówek ;)
  • 18
@LoginZajetyNiepoprawny: czytając tą ostatnią część zobaczyłam, że myślę bardzo podobnie o życiu, mam nadzieję, że oboje się nie mylimy ( ͡° ͜ʖ ͡°), ja na szczęście, żeby to wszystko zrozumieć nie musiałam zmieniać swojego życia o 180 stopni, wystarczyło zmienić podejście, w kilka miesięcy z pseudonieśmiałej osoby i typowego odludka stałam się dosyć towarzyską osobą, nie wyobrażam sobie dnia bez rozmowy z kimś, wcześniej była masakra, ale
@LoginZajetyNiepoprawny: zrób z tych 3 części jedną całość i zamieść gdzieś na jakiejś stronie dla przegrywów, jakbyś się uparł to książkę mógłbyś napisać, bo styl masz bardzo przyjemny :) ale teraz mało kto chce książki czytać, poza tym nie wiem czy chciałoby Ci się pisać historię na paredziesiąt stron :)
@LoginZajetyNiepoprawny: Piękne trzy części, masz zajebisty styl pisania. Pamiętam jak zacząłem czytać #wyrywajzloginem. Dzięki Tobie trafiłem na 'zaadoptujfaceta'. Właśnie po Twoich wpisach, odważyłem się zrobić tam konto, gdzie poznałem swą dotychczasową dziewuszkę parę miesięcy temu. Zawsze chciałem Ci to napisać i mimo, że nigdy nie uważałem się za przegrywa, to dużo mi pomogłeś owymi wpisami. Dzięki cumplu ( ͡° ͜ʖ ͡°)